Pętla
1 2 3 4 5 | ||
Poprzednia | Jesteś na stronie 5. |
*
Wszechogarniające uczucie znajomości, które zawsze jej towarzyszyło nie znikło, ale w jakiś dziwny, nieokreślony sposób zmieniło swój odcień. Zawsze temu uczuciu towarzyszył pęd, przymus i strach, teraz to się zmieniło. Czuła spokój. Wiedziała, że czeka ją walka od której wyniku nie zależy tylko jej życie, ale także istnienie innych światów. Ze słońcem budziło się w jej duszy coś jeszcze, coś czego nie znała i nie mogła jeszcze opanować. Otworzyła oczy. Jak co ranek wypowiedziała słowa modlitwy. Nie bała się dnia, nie bała się jutra - jeżeli miało nadejść.
* *
Weszli do jaskini. Ich smocze amulety oświetliły im drogę. Doszli do wrót z krwawym kręgiem, które otworzyły się zachęcająco i znajomo. Na kamiennej posadce siedziała dziewczynka, a z nieokreślonego miejsca w komnacie wydobywał się śpiew. Słowa tej pieśni były niezrozumiałe, ale emanowała z nich pustka i zimno. Dziecko podniosło krwiożerczy wzrok potwora i uśmiechnęło się drwiąco. Anhor uniósł miecz, lecz Emar zastopował zdecydowanym gestem każdy dalszy jego ruch.
Umilkła pieśń.
- Witajcie! - zimnym, ostrym tonem odezwało się Dziecko i wstało niezdarnie z posadzki - Chyba zgodzicie się ze mną, że trzeba to skończyć! - uśmiechnęło się drwiąco - Po co marnować bezcenną energię, mógłbym spożytkować ją dużo lepiej! - drwiło
Zaczęło się śmiać ukazując swoje ostre jak igły cynowe ząbki. Obróciło się i zaczęło podnosić z podłogi jakąś dzieciną zabawkę, ale jak tylko dziecinna rączka dosięgła celu zabawka zajęła się ogniem i wystrzeliła w kierunku rycerzy.
Emar błyskawicznie uniósł dłoń z pierścieniem i ognista kula rozprysła się na energetycznej tarczy.
- Dużo się nauczyłeś, co?! - znów drwiło
- Dużo więcej niż myślisz - odparł poważnie
Wyjął powoli trzy kamienie: amulet Barona Wordeta, kamień Lady Marany i mały otoczak z chaty gdzie zginął karczmarz. Zaczął bawić się nimi przesadnie oglądając.
Śmiech Dziecka umilkł.
- Nie wiedziałem, że chcesz rzucać we mnie kamieniami.
Anhor spojrzał na przyjaciela pytająco.
- Kończmy z tymi błazeństwami - burknęło
Postać błyskawicznie zajęła się ogniem, ukształtowała kulę i wystrzeliła w kierunku rycerzy. Zielonooki skinął głową na Anhora, unieśli miecze i tarcze. Padło zaklęcie, ogień zatrzymał się na tarczach, nie mogąc dosięgnąć przyjaciół. Cofnął się i uderzył ponownie koncentrując się na Anhorze. Młodzieniec upadł osłabiony. Rozległ się triumfalny śmiech Istoty. Dard zacisnął zęby i pięści. Dłoń trzymająca kamienie skaleczyła się o ostrą krawędź jednego z nich. Na kamienie dostała się kropla krwi. Ręka zajęła się ogniem, który szybko przygasł. Rycerz rozluźnił dłoń z której wysypał się pył. Na wewnętrznej stronie dłoni widniały znaki. Istota zastygła. Zielonooki zrozumiał co one oznaczają. Zebrał w sobie całą energię, jego amulet smoka zabłysnął niewyobrażalnym blaskiem, uniósł dłoń z jarzącymi się na czerwono znakami i wymówił Imię.
- Elbernasone!
Ogromna fala zielonej energii uderzyła w Istotę, a ta skurczyła się, zawyła z zaskoczenia i bólu.
- NIE!!! Nie możesz jesteś za słaby! Elbernasone z rodu Czerwonego Stawu może zgładzić tylko obdarowana i pozbawiona życia - tak mówi przepowiednia.
Zielona fala nagle została wciągnięta we wnętrze Istoty, a ta znów zaczęła rosnąć w siłę i tym razem ona zaatakowała. Zielonooki odarty z ochrony upadł, jego ciało zaczęły trawić płomienie. Anhor resztkami sił ruszył na ratunek, wypowiedział zaklęcie i płachtą energii stłumił szalejący żywioł.
Istota zbierała energię na ostateczny cios.
Później Dard sam nie wiedział jak to się stało i jakim cudem dotarł do tej mocy, może to determinacja a może coś innego, ale to otworzyło w nim pokłady energii o których sam wcześniej nie zdawał sobie sprawy. Zerwał się na nogi, wyciągnął dłoń z Imieniem, drugą położył na amulecie wypowiadając kolejne zaklęcie. Anhor położył dłoń z pierścieniem na ramieniu przyjaciela pragnąc wspomóc towarzysza resztkami swojej energii. Rozległ się krzyk przyjaciół.
- Elbernasone!!!
Z amuletu wystrzeliła niewielka pulsująca cząstka, nie odbiła się od tarczy obronnej Istoty lecz zamknęła ją całą w sferze. Z amuletu zaczęły napływać inne cząstki i wtapiały się w bańkę, która zaczęła się zacieśniać aż osiągnęła rozmiary główki od szpilki, wtedy rozległ się huk. Wstrząsnęły pomieszczeniem fale energii, które rozchodziły się jak kręgi po wrzuconym w wodę kamieniu.
Na posadzce leżały dwie osmolone, wyczerpane i nieprzytomne postacie. Wokół panował spokój.
* * *
- Mieliśmy dużo szczęścia!
- Tak! Kto by się spodziewał, że jej przekleństwo stanie się darem losu dla tylu światów.
- Mit stał się rzeczywistością kosztem jej rodziny.
- Jesteśmy starzy, ale to co straciło swą moc było prehistorią nawet dla nas.
- Kto by pomyślał, że walka rozpoczęta w dniu Zielonego Smoka i którą uważaliśmy dawno za skończoną osiągnie swój finał właśnie teraz.
Uśmiechnęły się stare oczy Darda, uśmiechnęły się także jego młode, blade usta.
- Niech wraca, wykonała swe zadanie, nie może tam dłużej zostać, PĘTLA musi być rozerwana inaczej tamten stary świat może zginąć.
* * * *
Anhor otworzył oczy. Pochylała się nad nim ta sama kobieta ze snu, a może to wcale nie był sen. Uśmiechała się łagodnie, uśmiechały się jej wielkie zielone oczy, jakże znajome oczy. Pochyliła się i delikatnie pocałowała go w kącik ust.
- To ty byłaś nim.- wyszeptał
Skinęła głową twierdząco.
Usiadł na posadce, odgarnął jej włosy z czoła.
- Wracaj!!!- rozległ się rozkazujący głos.
Odwrócili głowy w stronę źródła głosu. Powietrze zafalowało jak podczas upału i przybrało odcień błękitno-srebrzystej wody w basenie.
- Wracaj!!- głos ponaglał
Spojrzała na niego przepraszająco, wstała i podeszła do tafli. Zerwał się na nogi. Odwróciła głowę, uniosła rękę w pożegnalnym geście a tafla ją wchłonęła i zaczęła się zwężać. Wskoczył za nią!
* * * * *
Otworzył oczy, leżał na brzegu strumienia w Ślepym Wąwozie.
- Znajdę, znajdę cię - wymamrotał
Po policzku popłynęła łza.
KONIEC
(a może początek?)
Poprzednia | Jesteś na stronie 5. | |
1 2 3 4 5 |