Chronomanta

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11
Poprzednia Jesteś na stronie 2. Następna

Schody z czarnego, matowego kamienia. Długie, zimne i kręte. Surowe ściany, nie okryte żadnym gobelinem, nieozdobione malowidłem ani wzorem. Czarne.

Schodzi w dół, stukając laską. Sękatym kijem niemal jak on wysokim. Stukanie odbija się od gładkich ścian i niesie wzdłuż schodów, przynosząc na myśl jakiś przedziwny zegar. W drugiej ręce trzyma pochodnię. Światło ognia tworzy swoistą sferę jasności wśród mroku.

Pokonuje te schody dziesiątki razy w ciągu każdego dnia. Biblioteka, pracownia i sacrum. Trzy wielkie pomieszczenia, w których spędza życie. Jego twierdza. Lata pod powierzchnią ziemi.

Gdy ją stwarzał miała być tylko miejscem badań. Takie było jej przeznaczenie.

Lecz stała się więzieniem. A może raczej ucieleśnieniem więzienia, gdyż więżą go tylko jego namiętności i pragnienia. Silniejsze od niego. A przecież nikt nie jest od niego silniejszy.

Stukanie ustaje. Stoi przed drzwiami swojej pracowni. Na powierzchni wiekowego drewna głęboko wyryte lśnią niepokojącą poświatą runy zabezpieczające.

Dotyka ich gruzłowatą dłonią i wypowiada słowo. Wibrujący dźwięk przenika powietrze. Runy tracą blask.

Otwiera drzwi, które ustępują bezdźwięcznie. Wchodzi do pracowni.

Pomieszczenie jest wielkie, ale w całości niemal wypełnione niezwykle wyglądająca machinerią i sprzętem, których przeznaczenia nie sposób się domyślić. Dziwne, mosiężne i miedziane konstrukcje, pełne rur, dźwigni i wajch, w większości dawno już pokryte śniedzią. Szklane kolby podłączone do skomplikowanych aparatur i wypełnione metalicznymi płynami, bulgoczącymi powolnie. W powietrzu unosi się drażniący nos słaby zapach, najbliższy siarce i amoniakowi, lecz w jakiś subtelny sposób wyraźnie inny.

Pod ścianami stoją ogromne regały sięgające sklepienia sali. Półki zapełnione są kryształami i kamieniami wszelkich rodzajów. Od ciosanych w proste bryły korundów niespotykanych wielkości, poprzez wielkie, postrzępione cyrkony, aż do mnogości opali, jak onyksy i jaspisy. Jest tam mnóstwo beryli ze szmaragdem na czele, sporo turkusów, niemało lazurytów i nefrytów. Najliczniejsze jednak są kwarce. Od bezbarwnych, poprzez żółte, różowe, mleczne i dymne. I oczywiście fioletowe - ametysty. Minerały wydają się lekko świecić i niespokojnie mienić, co może sugerować jakieś dziwne, nienaturalne właściwości.

Są tam też zegary. Całe mnóstwo zegarów. Najzwyklejsze mechaniczne, mącące ciszę uporczywym tykaniem. Zegary wodne najdziwniejszych konstrukcji, szumiące swoją specyficzną melodię. Wymyślne klepsydry przesypujące, poza piaskiem, sproszkowane kości, złoty pył, a nawet ciężki, szarosiny dym. Oraz te najlepsze - zegary magiczne. Buczące cicho i zdające się żyć swoim własnym życiem.

Każdy z czasomierzy jest inny. Nie tylko pod względem budowy, lecz także sposobu, w jaki dzieli czas. Niektóre posiadają zaledwie kilka symboli na tarczach i podziałkach, na innych liczba ta idzie w setki, a jeszcze inne są zupełnie ich pozbawione. Czemu to służy - tylko On wie.

Światło pochodni tworzy budzący grozę teatr, malując na ścianach i podłodze obrazy z cieni, poruszające się w miarę jak idzie.

Zatrzymuje się przy jedynej rzeczy, która w sali pełnej dziwnych sprzętów nosi znamiona normalności. Prostym stole zbitym z desek i równie prostym przystawionym doń krześle. Na blacie wala się w nieładzie kilka tuzinów zwojów pergaminu, mocno już pożółkłych od starości, lecz co do jednego czystych i niezapisanych.

Siada na krześle. Wcześniej puszcza pochodnię, która pozostaje w tym samym miejscu, zawieszona w powietrzu. Po chwili zniża się nieco i jakby wzmacnia swój płomień, tak, że każdy sęk i pęknięcie w wiekowym drewnie stanowiącym powierzchnię stołu są dokładnie widoczne.

Bierze do ręki pierwszy z brzegu zwój i rozwija. Zastanawia się chwilę, po czym kieruje na niego wzrok, lekko mrużąc oczy. Idealnie szare oczy.

Na powierzchni pergaminu zaczynają pojawiać się, wypisane czarnym inkaustem, słowa i zdania.


Poprzednia Jesteś na stronie 2. Następna
1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11