Chronomanta

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11
Poprzednia Jesteś na stronie 7. Następna

//Dzień 345 roku 61

Dziennika dzień trzeci

Boję się wyartykułować tę myśl. Boję się, że gdy w końcu zdam sobie z niej sprawę, wszystko pryśnie niczym sen, a ja dalej będę żałosnym starcem próbującym osiągnąć niemożliwe.

To nieopisane uczucie. Jakbym obudził się z długiego i ciemnego koszmaru, i od razu wyszedł na pełne słońce. Euforia jest złym słowem, nie oddaje bowiem nawet połowy tego, co czuję.

Bogowie! Udało mi się! Słyszycie? Dokonałem tego, co wszyscy uznali za niemożliwe! Teraz jesteście równie mali jak wszyscy ludzie, którzy w swej głupocie uznają własne sprawy za ważne i znaczące. Jesteście mi niczym, bogowie!

Płaczę. Płaczę, gdy piszę te słowa, po raz pierwszy od nie pamiętam już jak dawna. To coś więcej niż powrót z martwych. Śmiertelnie chorzy, którzy cudownie ozdrowieli odczuwają jedynie ułamek tego co ja. Im tylko odroczono wyrok, umrą prędzej czy później.

Ja zaś zyskałem coś więcej. Sens. Sześćdziesiąt lat, ponad połowa mojego życia, wszystkie wyrzeczenia i cierpienia, zyskały teraz sens.

Dość już jednak pustych słów. Pomimo iż mój obecny stan podniecenia nie sprzyja pisaniu, zamierzam opisać pokrótce, co też uczyniłem, że wreszcie mam to, co jeszcze wczoraj było rzeczą nieosiągalną. Pewność.

Stwierdziłem, że dziennik nie jest miejscem na wynurzenia o naturze czasu i chronomancji, muszę jednakże przekazać Ci część prawideł, jakie nimi rządzą i do których doszedłem po latach badań, inaczej bowiem niewiele pojmiesz z mej relacji.

Chociaż, zważywszy na ostatnie wydarzenia, pewnie nigdy nie będziesz istniał. Nikt nie przeczyta mego dziennika. Przywiązałem się jednak do niego i zamierzam prowadzić jakiś czas jeszcze. Może zmieni się on w mą księgę chwały?

Oto więc kilka zasad, nienaruszalnych reguł, jakich muszę przestrzegać czyniąc chronomancję.

Rzecz najważniejsza tyczy się równowagi. Każdy akt chronomantyczny, każde przesunięcie w czasie, narusza równowagę uniwersum, jest bowiem wynaturzeniem, rzeczą jaka nie powinna mieć miejsca. Ilość wszystkiego we wszechświecie jest niezmienna, a przenosząc cokolwiek do innego czasu niezmienność tę naruszam, co powinno być niemożliwością. Jedynie ogromna siła woli, jedynie naprawdę ogromna magia, mogą nagiąć prawa wszechświata i utrzymać je w tym nienaturalnym stanie przez jakiś czas.

Przez jakiś czas, lecz nie przez wieczność. Nawet, jeśli ktoś włada magią zdolną do dokonania aktu chronomantycznego i nagięcia praw uniwersum, nie może nagięć tych uczynić trwałymi. Wszechświat dąży do równowagi, i niezależnie od wysiłku woli prędzej czy później wróci do pierwotnego stanu, a przeniesiona rzecz z powrotem znajdzie się w czasie z którego przybyła, znikając bez najmniejszego śladu. Mogę więc podróżować w czasie wedle uznania, zawsze jednak muszę powrócić do chwili, z której wyruszyłem. Dodatkowo wymaga to bezustannie udziału woli i ciężkiego jej wysiłku. Jeden rytuał chronomantyczny i przebywanie choćby przez moment w innym czasie pochłania więcej energii niźli stuletnie życie. Wątpię, czy znalazłby się poza mną ktokolwiek jeszcze, kto mógłby tego dokonać.

W tych kilku zdaniach mieści się esencja tego, co dokonałem, co odkryłem przez większość swego życia. Ależ tego niewiele. Jest oczywiście jeszcze mnóstwo pomniejszych zasad i reguł, jakimi się chronomancja rządzi, poznanie ich jednak nie jest konieczne do pojęcia samej jej istoty, tego jak działa w najogólniejszych zarysach. A skoro już przekazałem najistotniejsze z prawideł zabieram się za relację ostatnich wydarzeń.

Rytuał chronomantyczny rozpocząłem niemal pięć godzin temu, a zakończyłem przed paroma minutami. Właściwie jestem wykończony, lecz podniecenie dodaje mi sił i ujmuje lat.

Najpierw stworzyłem istotę, na której sprawdzić miałem działanie chronomancji. Istotą tą był orzeł, gdyż najlepiej mógł spełnić zadania, które przed nim zamierzałem postawić. Już samo to, akt kreacji, dla wielu magów i maluczkich stanowi dowód boskiej mocy, lecz to zaledwie niezmiernie drobna część tego, co uczyniłem następnie.

Odprawiłem właściwy rytuał chronomantyczny, postępując wedle tradycji, przykazów z ksiąg, własnego doświadczenia, nabytej wiedzy o naturze czasu, oraz podpowiedzi intuicji.

Chaocka doktryna, której jestem wierny, uczy, iż narzędziem magii nie są rytuały, zaklęcia czy gesty, lecz wiara i wola. Mógłbym wykonać kilka podskoków mamrocząc pod nosem, i jeśli wierzyłbym wystarczająco mocno, byłby to rytuał równie skuteczny jak każdy inny. Lecz nikt chyba nie potrafi wierzyć tak wielce. Ponadto do wiary potrzebna jest wiedza o naturze przedmiotu czynionej magii. Oto prawdziwa przyczyna, dla której tyle czasu musiałem poświęcić na badania.

Starczy już tych teorii, bo nie spisuję grimuaru, lecz dziennik.

Wyzwolony w trakcie rytuału potencjał magiczny skierowałem na orła. Robiąc użytek ze swej wiedzy zapragnąłem, by przeniósł się do pewnego konkretnego dnia i w pewne konkretne miejsce w przeszłości. W tym dniu i w tym właśnie miejscu, przy skrzyżowaniu dwóch ogromnych rzek, odbyła się bitwa, w której krew przelały trzy armie, i która zadecydowała o przyszłości kolejnych stuleci. Ja także brałem w niej udział, lecz to jest bez znaczenia.

Orzeł rzeczywiście zniknął. Dzięki mej woli pozostał przez kilka minut w czasie i miejscu, do których trafił, po czym powrócił.

Siłą wyciągnąłem z jego małego umysłu obrazy tego, co widział, zabijając go tym samym.

Ponownie ujrzałem bitwę, po której nic już nie było takie jak przedtem. Widziałem z góry kotłujące się wojska. Czułem wszechobecny zapach krwi demonów. Słyszałem szczęk oręża i rozkazy wykrzykiwane przez dowódców.

Zobaczyłem siebie. Czarną sylwetkę z wyciągniętymi rękami. Krzyczałem w niebo.

Trudno o lepszy dowód. Orzeł był tam. Wtedy. Widział bitwę, która rozegrała się ponad siedemdziesiąt lat temu.

Potęgę, jaka otwiera się teraz przede mną ledwo ogarniam umysłem. Lecz teraz dopiero w pełni uświadamiam sobie, że właściwie nie zależy mi na niej. Dawno już przestałem prowadzić swe badania dla korzyści, jakie mógłbym z nich czerpać. Dzień dzisiejszy dowiódł mi, że nie poświęciłem życia na próżno. Od dłuższego czasu tego tylko pragnąłem. Mogę zrobić użytek z mocy, którą zyskałem, lecz po co? Aby zmienić losy świata? Świat nic mnie nie obchodzi. Aby poznać odpowiedzi na od wieków frapujące ludzkość pytania? Tak, to z pewnością dobry powód. Najpewniej tak uczynię, lecz nie jest to mym celem. Cel mój dopełnił się dzisiaj, a tym samym nie mam już powodu, by żyć dalej. Za kilka lat i tak umrę zresztą, swoją egzystencję przedłużałem bowiem nazbyt już długo, plując w twarz prawom natury. Ale w końcu umrzeć mogę. I dziś umarłbym szczęśliwy.

Nie zależy mi, aby moje dziedzictwo przetrwało. Nic mnie nie obchodzą losy świata, teraz ani wtedy, gdy ja już nie będę istniał. Niech ludzie dalej bawią się w państwa i wojny, niech dalej uważają swoje sprawy za wielkie i ważne.

Mam jeszcze jedną tylko powinność do spełnienia. Już ponad dekadę temu zadecydowałem, do czego użyję potęgi, którą zyskam, jeśli kiedykolwiek uda mi się tego dokonać. O tym jednak już nie dziś. Znużenie daje mi się we znaki, ledwie skupiam wzrok na pergaminie. Muszę odpocząć.//


Poprzednia Jesteś na stronie 7. Następna
1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11