Pazur Smoka

1 2 3 4 5 6
Jesteś na stronie 1. Następna

Pazur Smoka- Nie, nie, i jeszcze raz nie, do stu zdechłych smoków! - powiedział Osgarth. Był on niskim magiem, o którym mało kto wiedział, ponieważ mieszkał w lesie, w swojej wieży, w której nikt oprócz niego i Tregnora, jego jedynego służącego, nie bywał.
- Ależ dlaczego, mój panie? -mówiąc to, Tregnor schylił głowę, ponieważ mówił do swojego pana.

- Nie będę ryzykował dwustu lat pracy, po to tylko, żeby spełnić kaprys jakiegoś tam króla Wriaghtenera.

- Wriegtenera - poprawił pana Tregnor.

Tregnor był muskularnym mężczyzną w wieku około pięćdziesięciu lat, co w świecie Ernco było wiekiem stosunkowo młodym. Robił magowi zarówno za służącego, ochroniarza i jednego jedynego rycerza.
- Jakby to była jakaś różnica, no, ale cóż, skoro na razie chce mnie tylko widzieć, to może się zgodzę, idź i powiedz mu, że przybędę tam za tydzień.

- Dobrze, ale musze panu przypomnieć, że droga jest niebezpieczna i może to się dla pana źle skończyć

- Czy ja wyglądam na dziecko? - I nie czekając na odpowiedź wypchnął sługę za drzwi.

Uff, pomyślał, będę musiał przygotować dużo zaklęć, ciekawe czego król może ode mnie chcieć...

Na pięć dni zamknął się w swoim pokoju, szukając odpowiednich zaklęć.

W końcu wyjechał samotnie, na śnieżnobiałym koniu, z czarodziejskim mieczem u pasa. Chciał dotrzeć do stolicy w ciągu dwóch dni, co by było niesamowitym wyczynem. Ku jego wielkiemu zdziwieniu, przez te dwa dni nie napotkał ani jednego potwora, a jechał bardzo blisko jaskini strasznego smoka Arimontha, pilnowanej przez rozmaite złe duchy, które normalnie nikogo nie przepuszczały. Kiedy dojechał na królewski dwór, przyjęto go natychmiast ze wszystkimi honorami. Król od razu przeszedł do rzeczy:
- Potrzebuje, Osgarthie, pazur smoka.

Osgarth zdziwił się niepomiernie, ponieważ nikomu jeszcze nie udało się go zdobyć. Po śmierci smoka pazury i gałki oczne znikały natychmiast, w niewiadomy sposób. Trzeba by było zerwać pazur z jeszcze żyjącego smoka, a i wtedy nie wiadomo było, czy pazur nie zniknie. Nikt się więc nie zdziwił, kiedy mag odpowiedział:
- Przykro mi panie, nie posiadam w swoich zapasach smoczego pazura, nie posiada go także nikt inny, kogo znam.

- Wiem o tym, gdyby było inaczej, kazałbym Ci przywieźć go od razu. Ja chce, żebyś poszedł do jamy Arimontha, i jakim sposobem chcesz, odciął mu pazur, tak żeby nie zniknął.

- A jeżeli się nie zgodzę?

- Wtedy po prostu zamknę Cię na... powiedzmy pięćdziesiąt lat w kopalniach. Chciałem Ci przypomnieć, że nikt tam nie przeżył więcej niż pół roku. A jeżeli się zgodzisz, i Ci się uda, dostaniesz co tylko zapragniesz.

- Nie, nie zgadzam się - Osgarth wyjął różdżkę i wycelował w króla. - menal si nef aearonaron!!! - nic sie nie stało - menal si nef aearonaron!!! - znów nic - men... - Mag nie dokończył, bo jego różdżka rozleciała się z trzaskiem.

- W tym zamku nie da się czarować... Więc może jednak zmienisz zdanie? - w tym momencie do Osgartha podleciała dobra dwudziestka ludzi z mieczami w ręku.

I cóż miał zrobić Osgarth, zgodził się, i po tygodniu znów był na drodze obok jaskini Arimontha. Nikt jeszcze nie zbliżył się tak blisko do tej jamy. Wiedział, że czy dojdzie do jaskini, czy się wycofa, czy zabiją go już teraz, i tak zginie. Zsiadł z konia, usiadł na polanie, obok strumyka żeby trochę odpocząć. Wiedział że ryzykuje bardzo dużo, szczególnie jeżeli akurat teraz będzie tędy przechodził oddział orków. Po raz pierwszy zaczął zastanawiać się, po co królowi pazur smoka. Słyszał kiedyś o miksturach na nieśmiertelność, których nikomu nie udało się wykonać, bo był do nich potrzebny pazur smoka. I tak rozmyślając nie wiadomo kiedy...zasnął. Obudził go głos Tregnora.
- Panie! Niech pan się obudzi!

- Już, już, nie wiem jak to się stało, ale chyba usnąłem. Ale ważniejsze jest, skąd Ty się tutaj wziąłeś?

- Król Wrightener przysłał mnie, żebym panu pomagał w pana misji.

- Dobrze, a więc jedźmy.

Osgariath pamiętał tylko jakieś strzępy wizji (bo tak później nazywał ten sen). Była tam zielona łąka, na którą wkraczały hordy orków, troli i innych nieludzi. Zabijały wszystko, co żywe. One dokądś szły, ale nikt nie wiedział gdzie, nawet one. I nagle naprzeciwko nich wyszedł on. Był ubrany cały na czarno, nikt nie widział jego twarzy, było cały we krwi, ale mag skądś wiedział, że to nie jego krew. Dalej już nic nie pamiętał.
- Tregnornie, nie wiesz, po co królowi pazur smoka?

- Nie, ale mówił coś o miksturach na nieśmiertelność. Lepiej skupmy się teraz na drodze. Nie wie pan, iż dookoła czai się wiele niebezpieczeństw? W każdej chwili mogą nas zaatakować.

Osgariath zrobił tak, jak poradził mu służący. Droga była kręta, dookoła rósł las, to było idealne miejsce na zastawienie pułapki. Od czasu do czasu wydawało mu się, że czuje na sobie wzrok jakiegoś orka, a była to zdolność niezwykle rzadka, nawet jak na czarodzieja. Nie przejmował się tym zbytnio, bo był jeszcze na dość często uczęszczanym odcinku traktu. Jednak niebezpiecznie było tym większe, im bliżej byli jaskini Arimontha. Aby do niej dotrzeć trzeba było najpierw wejść do Gęstego Lasu. W lesie ukryta była jama, której wejścia pilnował mityczny potwór. Miał on podobno trzy głowy, a zwał się Atightergh. Atightergh specjalnie nie martwił Osgariatha, ponieważ bał się ognia, a dla maga nauka wyczarowania ognia, to tak jak dla nas zerówka. Potem czekał na wędrowców labirynt tysięcy korytarzy, a na końcu król smoków, Arimonth, którego nikt nie widział od tysięcy lat. W podziemiach zajmował się on tylko sobie wiadomymi sprawami. Niektórzy mówili, że planuje podbój świta.
- Panie, uwaga! - strzała przeleciała tuż przed nimi i wbiła się w dąb stojący obok drogi.

- Spokojnie Tregnornie, nie masz się czego bać, to tylko ostrzeżenie, im dalej będziemy wchodzić w las, tym więcej takich strzał będzie nas straszyło, ale żadna nas nie trafi, aż będziemy około jednej mili do wejścia jaskini. Wtedy spotkamy patrol orków, który będzie nas wypytywał o różne rzeczy, między innymi o cel naszej wizyty w Gęstym Lesie ale proszę Cię, ja będę na te pytania odpowiadał. Orkowie to podejrzliwe istoty, i jeden nierozważny ruch, i leżysz martwy na ziemi. Nawet nie zadadzą sobie trudu, żeby cię pochować.

- Dobrze panie, ale tak właściwie, jak Ci orkowie wyglądają?

- Zobaczysz. Nie gadaj tyle! Tutaj drzewa i krzewy maja uszy.

Tup, tup, tup
- A teraz zamilknij, nadchodzi patrol orków, jesteśmy już blisko jaskini.


Jesteś na stronie 1. Następna
1 2 3 4 5 6