Pazur Smoka

1 2 3 4 5 6
Poprzednia Jesteś na stronie 4. Następna

Koń ani myślał ruszyć, mimo że Osgarth smagał go z całej siły batem. Elfy patrzyły na te daremne próby z nieukrywanym rozbawieniem.
- Hmm, po co to robisz, człowieku? - spytał w końcu Erthil

- Eeee, w bukłakach mamy już mało wody, więc chciałem się cofnąć do tego strumienia, który napotkaliśmy niedawno i je napełnić... -wyjąkał niepewnie mag.

- Mogłeś nam o tym wcześniej powiedzieć, wyjaśnilibyśmy Ci, że za jakąś mile napotkamy strumień, obok którego odpoczniemy.

Osgarth spuścił ponuro głowę i nie powiedział już nic więcej. Wyruszyli w dalszą drogę.
Rzeczywiście tak jak zapowiedział Elf, napotkali wkrótce mały, ale czysty strumyk, przy którym zatrzymali się na nocny wypoczynek. Mag nie próbował już uciekać, bo wiedział, że elfy będą od tej pory ostrożniejsze. A on bał się z każdą chwilą coraz bardziej...

Następnego dnia posuwali się wolniej, a mimo to kilka razy wydawało im się, że widzą na horyzoncie zarysy wejścia do królestwa smoków. Wejście to prowadzi przez grotę, którą wykuło w litej skale dawno temu krasnoludzkie plemię. Potem, kiedy krasnoludów zamieszkujących te okolice było coraz mniej, bo wielu umierało bezdzietnie lub z przepracowania, czasami także pod zwałami skał, w których szukali drogocennych kruszców, zajęły tę jaskinię smoki. W końcu, ponieważ były to piękne jaskinie z rozległymi, trudno dostępnymi korytarzami, więc przejął je na własność smoczy król, Arimonth. Od tej pory mieszkał tam samotnie, nie dopuszczając nikogo do swojej siedziby. Podobno zgromadził tam olbrzymie skarby.
Ponuro rozmyślając o przeszłości, a przede wszystkim o przyszłości, mag zagadnął Erthila:
- A co zrobimy przy podziale skarbów smoka?

- Nie powiedział ci tego król Wiegtener? On bierze pazur, my mamy spokój i nie musimy już walczyć, a wszystko inne, razem z grotą, możesz, jak chcesz, wziąć ty.

Osgarth ucieszył się z tego niezmiernie, ale ta radość szybko minęła, ustępując miejsca trwodze , bowiem widzieli już wyraźnie wejście do jaskini, a obok niego olbrzymiego, pięciogłowego słonia. Ale zobaczyli też coś bardzo nienaturalnego dla tego miejsca. A mianowicie.... Odzianego na zielono krasnoluda, który walczył zajadle z grupą orków. Erthil zatrzymał odział, i poprosił elfów na naradę. To, że jego o udział w naradzie nie poproszono, zdenerwowało Osgartha straszliwie.
- A dlaczego ma to być narada elfów? Przecież my też bierzemy udział w tej wyprawie, więc chyba mamy też coś do powiedzenia?! - prawie wykrzyknął mag.

- Ale to ja jestem dowódcą elfów. Gdyby nie my, nie byłoby cię tutaj.

- Gdyby nie wy, to macie racje, nie byłoby mnie tutaj, bo uciekałbym przed pogonią króla Wriegtenera.

- No dobrze, chodź z nami!

- Musimy bracia, postanowić, co teraz robimy. Czy pomagamy krasnoludowi, czy idziemy dalej. - Dla maga sprawa była jasna, trzeba było pomóc krasnoludowi, i to jak najszybciej, póki miał siłę walczyć.

- Musimy mu pomóc! On za chwile straci siły i mógłbym się założyć, że orkowie go nie oszczędzą!

- Ależ pomyśl, człowieku! - rzucił pogardliwie elf - To może zaszkodzić naszej misji! Co będzie jeśli orkowie nas pokonają?

- I co z tego, on za chwile straci życie! - mówiąc to widział, jak orkowie otaczają krasnoluda i czekają, aż opadnie z sił

- Wy róbcie, co chcecie! -wrzasnął Osgarth i rzucił się w dół po stoku na pomoc krasnoludowi. Widział tylko, jak Tregnor biegiem rusza za nim, a za sługą, wyciągając strzały i nakładając je na cięciwy, biegną elfy z Erthilem na czele.

- Arelit militit erdil uadil ork! - wykrzykując te słowa mag tupnął trzy razy nogą i połowa orków padła martwa. Drugą połowę dobiły elfy strzełami z łuków.

- Dziękuję wam, te potwory prawie mię życia pozbawiły! Idę sobie spokojnie traktem, a te zbóje mnie napadły, zupełnie bez powodu - wysapał krasnolud.

Elfy wymieniły znaczące spojrzenia, a Erthil niedostrzegalnie się uśmiechnął. Krasnolud był niski, co jest typowe dla rodu krasnoludów. Miał krótkie ręce, na których nosił bransolety ze złota. Długa ruda broda spływała mu po wydatnym brzuchu. Walczył toporem, jak każdy krasnolud, a w jego wyglądzie dziwne było tylko to, że nosił na plecach łuk.
- Dobrze, ale co robisz w tych stronach, i jak cię zwą, mości krasnoludzie? - zapytał krasnoluda mag.

- Zwą mnie Fiterem, ale możecie mówić mi Fit. Tak nazywają mnie przyjaciele. Przybywam tutaj, żeby dostać się do jaskini Arimontha, króla smoków. A wy, mości panowie? Mogę znać imiona moich wybawicieli?

Osgarth wiedział, że krasnoludowi można zaufać, szczególnie, jeżeli uratowało mu się życie. Wiadomo, że jeżeli uratuje się życie krasnoludowi, będzie on wiernie wykonywał rozkazy wybawiciela.
- Ja jestem Osgarth, mag, a oto jest mój służący, Tregnor. Tam stoi dowódca naszego oddziału, Erthil, dalej Tuiril, Huritj, Anzerile, a ten na końcu to Quteril. Mogę tylko powiedzieć, że tak ja ty chcemy dostać się do jaskini. Czy zechcesz nam towarzyszyć?

- Z przyjemnością, panie, ale najpierw chciałbym poznać cel waszej wizyty w jaskini...

- Myślę, że mogę ci zaufać. Przybywamy tu, żeby znaleźć Arimontha i obciąć mu pazur. A ty, panie?

- Ja po prostu chciałbym zabrać królowi smoków złoto.

- Cóż więc, myślę, że złota starczy dla nas wszystkich. Masz może, mości krasnoludzie, jakiś pomysł, jak przejść obok Atightergha? Planowaliśmy rozpalić ogień, ale wtedy zbiegłyby się orki z całej puszczy, a wtedy zaczęłyby się prawdziwe kłopoty...

- Jak mogliście dojść aż tutaj, nie mając żadnego pomysłu, co dalej?!- wykrzyknął zdumiony Fit.

- A Ty taki mądry jesteś?- wysyczał obrażony mag - Zobaczymy, czym Ty się wykażesz!

- Spokojnie, panowie. Mam w kieszeni mnóstwo pistacji, a wiem, że Atightergh je uwielbia. Rozłożymy je, orzeszek za orzeszkiem, a słoń pójdzie za swoim przysmakiem. Odwrócimy jego uwagę i w ten prosty sposób wejście do jaskini będzie stało dla nas otworem!

- Gratuluje pomysłu, Fit! - wykrzyknął ucieszony Erthil. Osgarth uśmiechał się sztucznie, bo wiedział, że gdyby nie Fit, istniałaby szansa, że nie uda im się dostać do jaskini, a tym samym, nie musiałby się narażać na jeszcze większe niebezpieczeństwo.

Musieli zdecydować, kto wysypie pistacje i wywabi ...... Erthil zarządził, że będą ciągnąć losy.

Wypadło na Osgartha. Bez entuzjazmu, pod czujnym okiem Elfów, wziął od krasnoluda orzeszki. Podszedł do potwora na odległość dziesięciu stóp i położył na ziemi kilka pistacji.
- Kici kici, choć słoniku, zobacz co dobry wujek Osgarth ci przyniósł. - Powiedział mag niepewnie.

Słoń powąchał jedną z trąb pistacje i z uśmiechem na wszystkich pięciu ustach podszedł do swoich ulubionych orzeszków. Osgarth odszedł na kilka stóp i znów położył na ziemi pistacje. Powtórzył to tyle razy, aż zobaczył, że jego kompani wyskakują z krzaków, w których się ukrywali i biegną do jaskini. Wtedy rzucił słoniowego przysmaku na ziemię i pognał do jaskini ile sił w nogach. Wiedział, że jest już bezpieczny, nie licząc oczywiście wielkiego labiryntu i króla smoków.
Wędrowcy pogratulowali Fitowi pomysłu a Osgarthowi jego wykonania, zapalili pochodnie i ruszyli w głąb jaskini.

Na początku była ona szeroka, później coraz bardziej zwężała się, tworząc jakby lej, na końcu którego, jak sądzili, czekał smok. Od czasu do czasu trafiali na rozgałęzienia, ale nie zważając na nie szli prosto jak strzelił, nie wiadomo zresztą, dlaczego. Przez cały czas droga prowadziła w dół.

Po kilku godzinach marszu natrafili na wielką komnatę, pośrodku której leżał... Nie, nie był to smok, jak z początku sądzili, ale wielki kamień, na którym leżał... jeszcze jeden kamień. Ochłonąwszy z pierwszego szoku podeszli do kamiennej piramidy i zobaczyli, że jest tam coś napisane.
- To po smoczemu - powiedział dowódca elfów.

- Umiesz to odczytać? - zapytał elfa Osgarth.

- Nie, to czarny język, teraz zakazany...

- Odsuńcie, się, ja to odczytam! - wykrzyknął nagle Fiter - Oczywiście, jeśli chcecie! - poprawił się szybko.

- Przestań się wygłupiać, mości krasnoludzie, tylko czytaj!

- Tutaj jest napisane: gurut mirgul trbuk rukaram ork urd... - elfy odruchowo zatkały sobie swoje szpiczaste uszy, ale krasnolud nie przerywał - yrtch qugut... - Osgarth poczuł, że robi mu się niedobrze. - Co oznacza (tutaj elfy odsłoniły uszy): zawróć, przybyszu, albo czeka cię niechybna śmierć. Co o tym sadzicie, przyjaciele?


Poprzednia Jesteś na stronie 4. Następna
1 2 3 4 5 6