Przygody Elwina Grumbellgasta

1 2 3 4 5 6
Jesteś na stronie 1. Następna

[center]Rozdział Pierwszy[/center]
[size=15][center]Elwin i drużyna[/center][/size]

Noc. Ogromne miasto Thais śpi, nie licząc trzech osobników, siedzących w wysokim, luksusowym domu. Przenieśmy się do wspomnianego domu, a dokładniej na strych, ogarnięty wszechobecną ciszą.
- Pojawią się? - nagle ciszę przerwał czyiś ochrypły głos.

- Jakby się nie mieli pojawić to byśmy tu nie czekali, nie? - zawtórował inny głos, tym razem śpiewny, w którym dźwięczała ironia.

- Zamkniecie się wreszcie, czy może mam znów wziąć się za trening? - zadźwięczał kolejny głos, tym razem groźny i głośny.

Blade światło księżyca padło na strych, pokazując sylwetki głosów. Pierwszy okazał się być mężczyzną w czerwono-szarych szatach, który nie mrugając śledził strażników kluczących między budynkami. Opierał się on o dziwną, fikuśną włócznię, zaś do pasa przytroczony miał długi, błyszczący księżycowym blaskiem miecz. Drugi głos był wysokim, smukłym młodzieńcem w czarnym skórzanym pancerzu pokrytym kurzem. Zwisał on na nogach z prętu umieszczonego na suficie. Z pasa błyszczał mu mocno zakręcony sejmitar, zaś na barku zawinięty miał bicz w kolorze krwi. Trzeci głos był własnością mężczyzny, który siedział w fotelu i próbował drzemać. Miał długie włosy, spięte od tyłu w koński ogon. W jednej ręce trzymał on, a właściwie utrzymywał na jednym palcu niewielką kuszę. Była ona kiepsko wyciosana, a bełt naciągnięty na nią był zwykłym kołkiem. Na ziemi obok fotela leżała błyszcząca halabarda, ozdobiona frędzlami. Przynajmniej tak wyglądały, bo w frędzle dziwacznie się ruszały - mimo że nie było wiatru.
- Elwinie, zestarzałeś się... Dlaczego mieliby nie przyjść? - odezwał się chłopak zwisający z prętu.

- Drogi Aavilu, gdybyś przeżył tyle co ja... Ja wiem, żyjesz już sto dwadzieścia lat, ale u elfów to młody wiek... - baknął obserwator z okna, nie odwracając wzroku od strażników.

- Ileś ty przeżył? Czterdzieści lat życia, z czego sześć w błogiej nieświadomości, grzebiąc w nosie! - zawtórował Aavil.

- Jak się nie zamkniesz, barania głowo, to zaraz pogrzebię w twoich flakach! - ryknął mężczyzna w fotelu, podnosząc się i biorąc zamach, by uderzyć Aavila.

- Aavilu, Kaiserze, stulcie gęby, albo zaraz wyrośnie wam szósty palec u nóg, będziecie świecić jak robaczki świętojańskie al... IDĄ!! - krzyknął Elwin.

Nie mylił się. Z północnej bramy nadciągała fala dziwacznych, niewielkich potworów.
- Idziemy! - Grumbellgast chwycił za włócznię i wybił się z okna, po czym pobiegł w stronę północnej bramy. Po chwili, Kaiser przerwał próby drzemki, chwycił za halabardę, wyskoczył z okna i pobiegł za Elwinem. Aavil ociągał się trochę. Powoli zszedł z prętu, podbiegł do okna i powoli zszedł po ścianie. Nie pobiegł za magiem i barbarzyńcą. Powoli przekradł się za plecy strażnika patrolującego tyły domu, i kopnął go w głowę. Nie było widać sensu w jego działaniach. Elwin i Kaiser zatrzymali się.

- Gotowy na prawdopodobnie największe starcie z tymi kretynami w twoim życiu, Grumbellgaście? - zaśmiał się Kaiser.

- Tak gotowy, jak nasi strażnicy do przesiadywania w karczmie, Sozue. - Czarownik przerzucił włócznię do lewej ręki, a prawą wyciągnął miecz. Kaiser Sozue pewnie chwycił za uchwyt halabardy. Chmara potworów powoli zbliżała się do północnej bramy...

Nagle, zza rogu ktoś doskoczył do maga, gdy ten robił młynek mieczem. Postać ta zręcznie odebrała Elwinowi miecz, po czym skryła się w mroku. Osobnik zrobił to tak szybko i zręcznie, że Grumbellgast zauważył utratę miecza dopiero po kilku sekundach.
- Niech to diabli! - ryknął Elwin. - Ktoś gwizdnął mi mój miecz... I to przed atakiem księżycowych trolli... Kaiserze, wejdź na wieżę wartowniczą i obserwuj trolle. Ja idę szukać tego złodziejaszka. - wysapał mag. Kaiser pobiegł na wieżę, a Grumbellgast stał i rozglądał się.

- Cholewcia... Ciemno trochę... Utevo Grande Lux! - wyszeptał mag, po czym na dużym obszarze pojawiło się światło - rozproszyło one mrok i ukazało złodziejaszka. - Mam cię... Keske! - rzekł, a po chwili każdy jego ruch był wykonywany ze zdwojoną szybkością. Czarownik dobiegł do złodziejaszka i odebrał mu miecz.

- AAAAATAAAAAAAAK!!!!! - rozległ się głos Kaisera, który zeskoczył z wieży, i stanął obok bramy, gotowy do ataku. Brama rozpuściła się, a z jej resztek wypadła chmara czarnych, dziwnych potworów.


Jesteś na stronie 1. Następna
1 2 3 4 5 6