Przygody Elwina Grumbellgasta

1 2 3 4 5 6
Poprzednia Jesteś na stronie 3. Następna

Rozdział Trzeci
[size=15]Sto pięćdziesiąt sztuk złota[/size]

Ranek. Thais. Ulica imienia świętego Kalenara. Oberża "Zabijacz czasu". W środku kobiety tańczą, stażnicy piją, a wykidajło wywalają co chwila jakiegoś stałego bywalca. Przenieśmy się do baru.
- STO PIĘĆDZIESIĄT SZTUK ZŁOTA?!! - ryknął Elwin.

- Sto pięćdziesiąt sztuk złota możesz sobie wsadzić w takie miejsce, gdzie plecy tracą swą piękną nazwę! Dajesz czterysta albo żegnamy się ze współpracą, gburze! - Elwin stał i krzyczał do krasnoluda, który siedział obok. Krasnolud był ubrany elegancko, z misternym kapeluszem na głowie. Nie miał brody ani włosów, a obok niego stali dwaj wysocy, równie elegancko ubrani mężczyźni robiący prawdopodobnie za spychacze po godzinach pracy.

- Przyjmiesz te sto piećdziesiąt, albo moi ochroniarze dość gwałtownie wyprowadzą ciebie z tej gospody. - wysyczał krasnolud.

Elwin był cały czerwony na twarzy, a jego prawa dłoń silnie drżała. Mag wyglądał, jakby zaraz chciał chwycić krasnoluda za kołnierz, wyrzucić z gospody i upiększyć jego twarz podbitym okiem i rozciętą wargą.
- Niech cię diabli, śmierdzący pupilku burmistrza. - Grumbellgast zacisnął pięści, założył kaptur na głowę i ruszył do wyjścia. Na zewnątrz czekali Aavil, Kaiser i Anishayan.

- Co się stało, Elwinie? - odezwała się Anishayan.

- Cham... Wynosimy się z Thais. Nie ma potrzeby dłużej tu siedzieć... - baknął mag.

- Gdzie pójdziemy, w takim razie? - zapytał Aavil.

- Gdziekolwiek, byle nie było tam szpetnych, grubych i zakochanych w sobie krasnoludów.

- Może wrócimy do Venore? - zasugerował Kaiser.

- Nie, nie mamy po co... Pójdziemy do Nowego Etheres. Mam tam znajomków, może oni dadzą nam coś do roboty... - odpowiedział Elwin.

Cała czwórka wyszła przez wschodnią bramę, , nie wiedząc jednak, że cały czas jest obserwowana...

- Kabulak este chalare? - z dachu budynku szeptały dwa księżycowe trolle.

- Ou, hagema dfereop.

- Nerete...

Po przełożeniu, znaczy to:

- Zapytamy ich o to?

- Nie, jeszcze nie teraz.

- Skoro chcesz...

- Elwinie, jak daleko jest do Nowego Etheres? - zapytała Anishayan.

- Wolałabyś nie wiedzieć... - odpowiedział Elwin.

Grumbellgast, Anishayan, Kaiser i Aavil wędrowali przez las, ale patrząc na szybkość, z jaką szli, dało się zauważyć, że nie bardzo wiedzieli gdzie idą. Mina Elwina sugerowała, że on sam stara sobie wmówić, że lasu na drodze do Nowego Etheres nie było.
- Mam nadzieję, że wreszcie spotkamy kogoś do bitki... Wystarczy mi zwykły wilk... - odparł Kaiser.

Nagle, z krzaków wyskoczyło czterech orków, uzbrojonych w topory i młoty.
- Kaiserze, wykrakałeś... - mruknął Grumbellgast, po czym szybkim ruchem ściągnął włócznię z pleców.

Aavil chwycił za sejmitar i bicz, Sozue wyjął halabardę, a Anishayan wygrzebała zza płaszcza łuk. Elwin odskoczył za plecy jednego z orków, i wbił mu włócznię w plecy. Aavil uderzył jednego ze stworów biczem - bicz zaplątał się na szyi potwora, i zaczął miażdżyć tchawicę orka. Kaiser oberwał pięścią w plecy. Na jego twarzy zaczął się malować gniew. Barbarzyńca chwycił halabardę, wziął nią potężny zamach i uderzył potwora z nad głowy, zabijając orka na miejscu. Anishayan stała z boku i z niewiarygodną precyzją i skutecznością szyła z łuku w ledwie żywe, zielone stwory. Starcie nie trwało nawet dziesięciu minut, a wszystkie orki padły trupem.
- Cóż, nie ma jak porządna walka na rozpoczęcie dnia. - zaśmiał się Aavil, rozplątując bicz z szyi orka. Elwin usiadł na ziemi.

- Ktoś je tu przysłał. Orki nie są takie mądre, by samodzielnie zorganizować zasadzkę w lesie... Pomyliłyby drzewa z wrogami. - odparł Elwin.

- Obyś się mylił... - westchnęła Anishayan.

Cała czwórka była obserwowana zza skały przez te same dwa trolle, co w Kalenar.

- Ife kebabe lkou yujalne...

- Tuzefe...

Po przetłumaczeniu, znaczy to:

- Są silniejsi niż myśleliśmy...

- Zaiste.

Mag, złodziejka, druid i barbarzyńca dziarsko ruszyli dalej, nie wiedząc co ich czeka...


Poprzednia Jesteś na stronie 3. Następna
1 2 3 4 5 6