Nowe Życie

1 2 3 4
Poprzednia Jesteś na stronie 4.

Przytulone wampiry obudziło pukanie do drzwi.
- Czego?

- Panie, znaleźliśmy... - Odpowiedział bojaźliwie głos zza drzwi.

- Dobrze. Możesz odejść.

Togu powoli wstał z łóżka, po jego ruchach można było poznać, że czynił to z wielką niechęcią.
- W szafie - wskazał na wielkie podwójne drzwi z płaskorzeźbami - znajdziesz suknie. Wybierz sobie jakąś.

Ubrał się i wyszedł z sypialni pozostawiając Ushade samą sobie. Gdy otworzyła wielkie drzwi, jej oczom ukazał się oszałamiający widok, wnętrze szafy było wypełnione po prawej stronie sukniami wszelkiej maści: od krótkich po długie aż do ziemi, we wszystkich kolorach poczynając od białej a kończąc na czarnej, od atłasu po bawełnę. Po długiej chwili zamyślenia i przebierania w pięknych kreacjach wampirzyca wybrała czarne odzienie. Suknia podkreślała jej idealną kobiecą figurę. Uwydatniała kształtne piersi i pełne, ale jakże zgrabne biodra. Kiedy znalazła odpowiednie buty, założyła je i wyszła z sypialni zamykając za sobą drzwi. Po krótkiej wędrówce przez labirynt pokoi znalazła Togu. Stał przed drzwiami, trzymając jej płaszcz.

- Właśnie posłałem po Ciebie służbę. Dobrze, że już jesteś. Wychodzimy. Pragnę coś Ci pokazać.

- Idziemy czy jedziemy?

- Jedziemy.

Przed budynkiem czekał powóz do którego były zaprzężone dwa piękne, czarne jak heban rumaki. Woźnica otworzył drzwi, a jej oczom ukazało się wnętrze powozu, które było purpurowe. Gdy dotknęła ławy, na której miała zamiar usiąść, pod palcami poczuła delikatność materiału oraz jego miękkość. Nie wiedziała jak długo będą jechać, ale przeczuwała, że mimowszystko będzie to wygodna podróź.
- Gdzie jedziemy?

- Do zamku najmilsza, do zamku. - Togu uśmiechnął się szarmancko i pocałował Ushade.

Droga minęła dość szybko. Co jakiś czas wymieniali skromne uwagi, potem znów następowała krępująca cisza... Gdy powóz wreszcie zatrzymał się, a drzwi otworzyły się ich oczom ukazał się zapierający dech w piersiach widok. Ze wzgórza, na którym zatrzymał się powóz, roztaczał się zdumiewający obraz morza, które wydawało się, że nie ma krańca. Nad skarpą, na której właśnie się znajdowali górował zamek.
- To jest cel naszej podróży.

- Achhh - Ushade wydała z siebie ciche westchnienie.

- Składamy wizytę gospodarzowi. - Togu uśmiechnął się ukazując swoje kły.

- Wyborne śniadanie będzie dzisiaj. - Ushade zachichotała i zdała sobie sprawę ze swojego głodu.

- Opanuj głód. Za jakieś dwie godziny będziesz mogła spokojnie się posilić. - Powiedział Togu jakby czytając jej w myślach.

Kołatka na drzwiach przedstawiała dwóch rycerzy walczących ze sobą. Chwilę po tym, jak Togu zastukał nią w drzwi, jedna połowa otworzyła się. Szybkim krokiem doszedł do wampirów lokaj. Był on wysokim, barczystym mężczyzną. Jego przystojna twarz poorana była drobnymi zmarszczkami. Co mówiło samo za siebie, że nie jest on już pierwszej młodości. Ubrany był jak na służbę przystało w czarne odzienie.
- Mój pan oczekuje Państwa.- Powiedział lokaj kłaniając się, ale chwilę potem był już wyprostowany jak żołnierz na warcie.

- Za jakiś czas przyjedzie jeszcze nasza służba, proszę ich wpuścić. - Głos Togu brzmiał groźnie, więc zgięty człowiek nie odważył sprzeciwić się woli gościa.

- Tak jest proszę Pana.- Sługa zgiął się w głębokim ukłonie, zamknął drzwi i odszedł.

W chwile później niewiadomo skąd przed nimi pojawił się majordomus.
- Dobry wieczór państwu. Zapraszam do salonu. Lord już na Państwa czeka. - Ukłonił się nisko nowo przybyły.

Ushade delikatnie ujęła Togu pod ramię. Przeszli przez kilka korytarzy, oraz trzy gustownie i bogato urządzone komnaty. Każda z nich była w innym kolorze. Pierwsza, przez którą przechodzili, była w odcieniu ciemnozielonym, a na jej ścianach wisiały obrazy rodowe. Nic więcej się w niej nie znajdowało. Druga przez, którą przeszli była biblioteka. Była ona dwupiętrowa, na drugie piętro prowadziły rzeźbione schody. Regały zaś były pełne ksiąg, a wejść pilnowały rycerskie zbroje.

- Będę miał co czytać. - Szepnął Togu do ucha Ushade, a ta uśmiechnęła się promiennie.

- Podoba mi się zamek, chociaż widzieliśmy tak mało. - Odszepnęła wampirka.

Przeszli przez jeszcze jedno pomieszczenie. Tym razem było ono w kolorze niebieskim. W komnacie znajdował się kominek, który dawał wiele ciepła. Naprzeciwko niego znajdowała się sofa. Na ścianach wisiały trofea myśliwskie, poczynając od głów dzików i tym podobnych po wypchane sarny, oraz skórę z wielkiego białego niedźwiedzia, która znajdowała się przed kominkiem.
- To jest ten salon?

- Nie, proszę Pana. Lord czeka w wielkim salonie. Jeszcze tylko kawałek.

- To dobrze.

Stanęli naprzeciwko wielkich dwuskrzydłowych drzwi. Płaskorzeźby na nich przedstawiały sceny z raju. Majordomus zręcznie je otworzył - jakby w ogóle nie ważyły i zaanonsował przybycie nowych gości. Gdy chwile potem przepuścił ich, żeby mogli swobodnie wejść do sali, ich oczom ukazał się piękny widok. Całe pomieszczenie było bardzo dobrze oświetlone, ponieważ co kawałek znajdowały się kinkiety ze świecami. Pokój był urządzony gustownie. Meble były stare, ale piękne i proste zarazem, co sprawiało, że salon wyglądał dostojnie. Salon był w kolorze szkarłatnej czerwieni. Ich uwagę przykuł wielki obraz. Jak się potem okazało było to drzewo rodowe Lorda Hendersona. Przeszli już pół sali, ale nie zauważyli jeszcze właściciela zamku.

- Witajcie mości Państwo! - Głos dobiegł z wielkiego fotela, który był ustawiony w stronę kominka. Dlatego wcześniej nie zauważyli gospodarza...

- Witaj Lordzie Syriuszu. Dziękuję za zaproszenie.

Togu podszedł do fotela, pociągając za sobą ciągle przyglądającą się wnętrzu Ushade.
- Twoja małżonka, wielmożny panie? - Słowa Lorda były bardzo uprzejme.

Ushade natomiast lekko drgnęła na dźwięk słowa "małżonka", bo przecież nią nie była - i nie miała zamiaru być. W poprzednim życiu też jej się udało uniknąć tej "smyczy".

- Tak, oto Ushade.

Wampirzyca, gdy usłyszała swoje imię wyrwała się z zamyślenia i dygnęła, jak nakazywał zwyczaj szlachecki.
- Proszę usiądźcie. - Syriusz klasnął dwa razy w dłonie i służba wniosła dwa fotele podobne do tego, na którym on siedział.

- Możecie odejść, ale najpierw przynieście coś do picia. - Powiedział, znacząco patrząc na służbę.

- Mieszka tu Lord sam?

- Tak, odkąd zmarła moja małżonka. Jest ze mną jeszcze tylko służba. - Ze smutną miną odpowiedział Syriusz.

- Dobrze.... Bardzo dobrze... - Szeptał sam do siebie Togu.

W tym momencie weszła służka, która przyniosła dzban wina oraz trzy kieliszki. Syriusz wygonił ją ruchem ręki, gdy tylko postawiła tacę na stoliku.
- Nalać panu wina? - Zapytał Togu właściciela zamku.

- Tak, bardzo proszę. - Z uśmiechem na twarzy odpowiedział Henderson.

- Ile lat ma ten zamek? - Zapytała Ushade z żywą ciekawością w oczach.

- Został wybudowany przez mojego prapraprapra dziadka w 1127 roku. - Miło odpowiedział Syriusz.

W czasie, gdy Ushade zabawiała Lorda rozmową. Togu nalewał wina do poszczególnych kieliszków. Gdy już rozlał zawartość dzbanka do trzech kieliszków wrócił do towarzystwa swojej "żony" i władcy tego zamku.
- Wznieśmy toast za jakże szczególnych i ważnych gości w moim domu. - Rozpromieniony lord wyciągnął rękę w górę i wzniósł toast.

- Wznieśmy również toast za pana tego zamku, aby zawsze sprzyjali mu bogowie. - Odpowiedział Togu.

Cała trójka wychyliła trunek jednym duszkiem. Lord zaczął chwiać się w fotelu. Wyglądał na pijanego. Ale czy to możliwe, żeby upić się jednym kieliszkiem? Nie. Obraz przed oczami Syriusza zaczął się zamazywać. Chwilę potem leżał już na podłodze nieprzytomny - a może i martwy....


Poprzednia Jesteś na stronie 4.
1 2 3 4