Smocze Leże

1 2 3 4 5
Poprzednia Jesteś na stronie 5.

Półleżąc w pełnej ciepłej wody wannie czuła jak wraca jej dotyk. Gdy mniej niż godzinę temu, ku jej wielkiemu żalowi, smok w końcu wylądował, a ona sama zeskoczyła na ziemię, poczuła, że nogi ma jak z waty. Upadła. Usiłowała dźwignąć się na rękach, ale te też odmówiły jej posłuszeństwa. Nagle zrobiło się jej straszliwie zimno. Zaczęła dygotać. Temugin patrzył na nią zdegustowany. Pokręcił głową, a następnie skupił swoją wolę na dziewczynie. Laurana poczuła, jak jakaś miękka siła unosi ją może o łokieć, a następnie jakby holuje ku jaskini. Smok dreptał za nią, gderając:

- Żeby nie nałożyć tarczy ochronnej od wiatru... Nie, tego się po tobie nie spodziewałem. Myślałem, że jesteś jednak rozsądniejsza, niż większość ludzi, że coś jednak pojęłaś, a tu nic. A tak w ogóle, to czemu tam na górze nie powiedziałaś, że ci zimno?

- Wwwtedy nnie czczułam - odpowiedziała szczękając zębami.

- Aż tak zaślepił cię lot? Proszę, proszę, to dopiero - drwił bezlitośnie - na przyszłość bądź tak łaskawa i nie zapominaj o rzeczach oczywistych. Tylko tego mi brakuje, żebyś nagle zdrętwiała właśnie w momencie gdy masz rzucić czar. Albo spadła przy gwałtowniejszym wirażu. Albo... - paplał dalej, ale przestała go słuchać.

Nawet nie spostrzegła, kiedy napuścił wodę do kamiennej wanny, kiedy zdążył ją ogrzać ani jakim sposobem umieścił ją w kąpieli. Teraz z prawdziwą wdzięcznością witała napełniające ją ciepło. Ugięła i wyprostowała kolana, pokręciła głową, poruszyła palcami rąk i stóp. Jej ciało z powrotem zaczynało ją słuchać - i dawać jej odczuć swoją obecność tysiącami gorących igiełek nakłuwających ją z każdej strony. Przeciągnęła się, po czym wystawiła głowę poza krawędź zbiornika. Smok leżał na podłodze patrząc w jej kierunku. Przetoczyła się w wodzie na brzuch i opierając głowę na splecionych dłoniach na brzegu wielkiej wanny powiedziała figlarnie:

- Wiesz? Warto było! Spokojnie mogłabym na to konto ścierpnąć jeszcze raz.

- Ho-ho! Aż tak lubisz latać?

- Gdzie tam latać!? - roześmiała się perliście - kąpać się! Po prostu to uwielbiam! A szczególnie lubię być wnoszona do wanny. To podbudowuje. A teraz odwróć się. Wychodzę.

- Wstydzisz się smoka? - Temugin uniósł lekko białą, krzaczastą brew.

- Wstydzę czy nie wstydzę, nie wiedziałeś, że każda kobieta potrzebuje ciut intymności? Chwili tylko dla siebie?

Smok westchnął rozdzierająco, jakby nie mógł znaleźć odpowiednich słów, po czym powoli odwrócił się ogonem w kierunku Laurany. Dziewczyna obserwowała z rozbawieniem, jak puszysta kitka na końcu smoczego ogona podryguje, jakby od tłumionego śmiechu. Raźno wyskoczyła z wanny. Porwała jeden z dużych, kolorowych ręczników, którego wzór wyraźnie wskazywał na pochodzenie z Księstwa Morskiego, i okręciła się nim jak ciasno dopasowaną suknią. Następnie usiadłszy na odwróconej kadzi przybrała zalotną pozę.

- No - zawołała - możesz się już odwrócić. I jak ci się podobam?

Temugin przyjrzał się jej krytycznie.

- Jesteś za mała - stwierdził - Stanowczo za mała. Zrób coś z tym!

* * *

Czas mijał. Laurana wróciła do studiowania ksiąg. Krótki okres, w którym odrzucało ją od nich minął bezpowrotnie. Teraz żałowała, że nie potrafi czytać kilku naraz, żałowała, że musi tracić czas na sen. Żałowała każdej chwili, w której nie poznawała czegoś nowego. "Ciekawość jest granicą między wiedzą a niewiedzą - powiedział jej kiedyś Temugin - im więcej wiesz, tym dłuższa staje się granica." Musiała to być prawda.

Powoli przewróciła kartkę starając się uporządkować w myśli wiadomości, z którymi zapoznała się do tego momentu. Nagle usłyszała ciche, lecz nieprzyjemne dzwonienie w uszach, a jednocześnie amulet na jej szyi gwałtownie podskoczył, a następnie zaciążył jej jakby nagle jego masa wzrosłą z pięć razy. Szybko chwyciła figurkę, zamknęła oczy i starała się wsłuchać w brzęk narastający jej pod czaszką. Dźwięk ten jednak nie niósł słów. Skupiła się jeszcze głębiej - i wtedy zrozumiała. Nie tracąc czasu na zamknięcie księgi, pędem rzuciła się ku wyjściu. Myślą powędrowała do bocznej komnaty, gdzie leżała jej broń. Po kilkunastu krokach wyciągnęła rękę w tył, idealnie tak, by pochwycić nadlatujący miecz. Przypasała go nie zwalniając biegu. Wkrótce była na zewnątrz.

Nie pomyliła się. Temugin był w poważnych opałach. Od czasu, jak zamieszkała w jaskini, była już świadkiem dwu ataków na swojego gospodarza. Wyruszanie przeciw smokowi było częstsze niż się spodziewała. Jednak z tamtymi napaściami Temugin poradził sobie z łatwością, Laurana zaś nie mogła się oprzeć wrażeniu, że ona walczyła lepiej. Tym razem jednak sytuacja wyglądała groźnie. Do kotliny wtargnęła cała grupa. Trzech magów - a może to byli klerycy - stało nieruchomo przy skalnej ścianie z rękami sztywno uniesionymi pod niewielkim kątem od pionu. Z końców ich palców wystrzeliwały zielonkawe promienie splatając się jakby w sieć. Zrozumiała: nie mieli na tyle mocy, by dobrać się swoimi czarami bezpośrednio do smoka, jednak skutecznie uniemożliwiali mu wzbicie się w powietrze. Dwu rycerzy starało się wziąć Temugina od obu boków naraz, jednak smok, nawet przykuty do ziemi, radził sobie całkiem dobrze. Do walki szykował się jednak kolejny przeciwnik: rosły mężczyzna w lśniącej srebrzyście zbroi. Dobył miecza i jakby czekał aż przeciwnik się zmęczy.

Nie było czasu do stracenia. Laurana skupiła wolę na krawędzi urwiska i uwolniła ją. Kilkanaście kamieni wielkości od połowy pięści do połowy ludzkiej głowy runęło w dół. Taki kamień nie jest w stanie wyrządzić krzywdy smokowi, ale człowiekowi - owszem. Jeden z magów stracił koncentrację, sieć zwiotczała. Temugin ryknął i ruszył do kontrataku. Zanim jednak dopadł czarodziejów, rycerze zabiegli mu drogę. Postawny paladyn rozejrzał się za nowym przeciwnikiem.

- Assur, Nebuk! - krzyknął - Pilnujcie smoka, ja tu sobie poradzę! - zatrzasnął przyłbicę i nisko trzymając miecz ruszył przeciwko Lauranie.

Dziewczyna szybko oceniła sytuacje. Smok poradzi sobie z piątką wrogów jeszcze przez jakiś czas, za to ten paladyn... Tak, on wyglądał na przywódcę grupy. Jeśli zostanie wyeliminowany, tamci z pewnością stracą ochotę do walki. Skoncentrowała się, jej ręce zapłonęły, i oto kula ognia z furkotem poszybowała ku błyszczącemu rycerzowi. Uderzyła i huknąwszy eksplodowała uwalniając płynny żar. Ten jednak łagodnie spłynął po jaśniejącej zbroi nie czyniąc przeciwnikowi żadnej krzywdy. Rycerz maszerował niepowstrzymanie. Laurana splotła dłonie, a następnie rozchyliła je lekko. Pomiędzy opuszkami jej palców zalśnił piorunowy łuk, by po kilku sekundach z ogłuszającym trzaskiem uderzyć wprost w pierś paladyna. I ten atak nie wyrządził mu jednak najmniejszej szkody.

- Gotuj się na śmierć, wiedźmo - zabrzmiał metalicznie zniekształcony przez przyłbicę głos - nadeszła twoja godzina!

Laurana stała jak wrośnięta w ziemię. Mężczyzna w zbroi był już o kilka kroków. Uniósł miecz do ciosu. I wtedy zaskoczyła go. Zamiast się cofnąć, zrobiła błyskawiczny wypad do przodu, jednocześnie wyszarpując własny miecz. Złapany w pół kroku w niewygodnej pozycji paladyn nie zdążył się zastawić. Krótkie ciężkie ostrze z łatwością przebiło pancerz i wbiło się w tułów rycerza poniżej serca. Długi, bogato inkrustowany miecz wypadł ze zbrojnej dłoni.

- Jak?... - wycharczał osuwając się powoli.

- Och, to proste - zaszczebiotała wyrywając kord - on nie ma w sobie nawet odrobiny magii. Ani okruszynki.

Ze szczerby w napierśniku wypłynęła karmazynowa, spieniona krew. Zbroja zadźwięczała, gdy jej blachy uderzyły o kamienie. Tymczasem spod skalnej ściany dobiegły wrzaski. Napastnicy nie zrezygnowali z ataku. Przeciwnie! Ze zdwojoną zaciekłością uderzyli na Temugina.

Laurana wróciła do sprawdzonej metody strącania kamieni. Wkrótce jeden ze skalnych odłamków zawadził o wyciągniętą rękę stojącego pośrodku maga. Ta zwisła bezwładnie: złamana czy zwichnięta. Wtedy smok plunął ogniem. Szata czarodzieja zatliła się. To przekroczyło jego wytrzymałość. Z piskiem rzucił się do ucieczki. Pozostała czwórka poszła w jego ślady. Temugin zaryczał ile sił w płucach i zaczął głośno tupać nogami w miejscu. Prędkość ucieczki niedoszłych jaszczurobójców wyraźnie się zwiększyła.

* * *

- Dałbyś sobie radę beze mnie? - spytała go wieczorem tego samego dnia.

- Nie wiem. Kilka razy już wyszedłem z podobnych opresji, to nieodmienna część życia smoka. Ale któż może wiedzieć, jak sprawy potoczyłyby się tym razem. Przybyłaś na czas. Świetnie dałaś radę temu niby-paladynowi. Moje gratulacje.

- To już drugi... - powiedziała smutno - drugi człowiek, którego zabiłam. Nie lubię tego. Chyba nigdy do tego nie przywyknę. Ale tak trzeba, prawda?

- Tak trzeba - potwierdził. Trzeba bronić siebie i tych, których czujesz, że warto bronić... - urwał przyglądając jej się badawczo - Zatem uważasz że warto było mnie bronić?

- Jeśli miałeś co do tego jakiekolwiek wątpliwości, to nie powinnam się do ciebie odzywać. - obróciła się do niego plecami, a w oczach zaszkliły jej się łzy.

Smok milczał. Milczała też dziewczyna. Wreszcie po chwili, która obojgu wydawała się godziną, Temugin uniósł swoją wielką, zwieńczoną potężnymi perłowymi szponami łapę. Ściana jaskini zamigotała - i nagle w miejscu, które wydawało się lita skałą, pojawiła się niewielka wnęka. Leżał w niej pojedynczy opasły wolumin.

- Przeczytaj to - rzekł smok dziwnie stłumionym głosem - myślę, że już pora... Rozdział czwarty.

Laurana wyciągnęła rękę, lecz księga nawet nie drgnęła. Nieco zdziwiona podeszła do wgłębienia i wydobyła ciężkie tomisko. Z niejakim wysiłkiem zaniosła je na pulpit i zaczęła kartkować w poszukiwaniu początku czwartego rozdziału. Po chwili cała pogrążyła się w lekturze. W miarę, jak posuwała się do przodu, na przemian płoniła się i bladła, zaś jej oczy robiły się coraz szersze i większe ze zdumienia. W końcu oderwała wzrok od tekstu i spojrzawszy na smoka pacnęła ręką w otwarty wolumin.

- Oszukałeś mnie - powiedziała twardo, a jej źrenice sypały iskry.

Ku jej zdumieniu Temugin odpowiedział ze skruchą:

- Tak. Oszukałem. Jednak powiedz sama, czy gdybyś znała prawdę, pozostałabyś ze mną? Teraz rozumiesz już dość, by móc stawić temu czoła. Nikt i nic nie może cię zmusić. Nawet siły przeznaczenia i przypadku. To musi być twoja własna moc i twoja własna decyzja.

Dziewczyna szybko przebiegła wzrokiem jeszcze kilkanaście linijek. W jej umyśle szalała burza. Zakryła twarz dłońmi. Powoli się uspokajała. Powróciła do czytania. Kolejne karty odsłaniały jej swoją treść. Czwarty rozdział dobiegł końca. Smok milczał. Zamknęła księgę.

- Czy to nieodwołalne? - zapytała.

Temugin pokiwał nieznacznie głową.

- I nigdy... nigdy się nie zdarza, żeby wykluła się smoczyca?

- Nie. - odpowiedział - Nie w moim gatunku.

* * *

Wczesnym rankiem następnego dnia Nebuka, błędnego rycerza, który w sposób nagły został przywódcą niewielkiej grupki pechowych poszukiwaczy przygód, obudziły jęki. Leżący obok mag, którego ręka przywiązana była pasami płótna do tułowia, popłakiwał przez sen. "Chyba pora ruszać" - pomyślał Nebuk i przetarłszy oczy spojrzał w górę, by sprawdzić, jaką pogodę przyniesie nadciągający dzień.

I wtedy ujrzał, jak w świetle porannego słońca dwa perłowe smoki w radosnym tańcu wzbijały się ku opalizującym pastelowo na lazurowym niebie obłokom...

"Psiakrew - pomyślał - jakby ten drugi dopadł nas wczoraj, to dziś nie miałby kto ani jęczeć, ani słuchać jęków. Dwa smoki i wiedźma, o nie, bez przesady. Dziękuję, nie mam pytań. A jeśli... jeśli zechcą się mścić?... Do diabła!"

Wskoczył na najbliższego konia i odjechał nie budząc kompanów.


Poprzednia Jesteś na stronie 5.
1 2 3 4 5