Karbanasa Magnora

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13
Poprzednia Jesteś na stronie 11. Następna

ROZDZIAŁ JEDENASTY

w którym poznajemy Pustelnika

Po burzy powietrze stało się rześkie, patki się rozśpiewały, a las zapachniał ziemią, zielenią i żywicą. Jak miło, jak przyjemnie odetchnąć świeżym powietrzem, poczuć intensywną woń przyrody, wsłuchać się w świergot ptaków.

Jeśli jednak jest się w środku lasu z rannym towarzyszem i jego dogorywającym koniem, nie zwraca się uwagi na piękno przyrody.

Bohaterowie byli w kropce. Nie mogli nigdzie ruszyć rannego, by nie powodować wstrząsów, i nie mieli żadnych środków, żeby pomóc mu na miejscu. Czuli już oddech Śmierci, przychodzącej zebrać swoje żniwo.

Cień śmierci gęstniał właśnie nad Strażnikiem, kiedy Walek spostrzegł kawałek deski leżący w zaroślach. Na desce widniał napis:

PUSTELNIK - DWA KROKI STĄD, LEŚNĄ ŚCIEŻKĄ

Rzeczywiście. Po uważnym przetrząśnięciu okolicy okazało się, że nieopodal biegnie wąziutka, zarośnięta ścieżyna. Promyk nadziei zabłysł w sercach naszych bohaterów. Geniusz został przy rannym, który wciąż leżał nieprzytomny, zaś Walek pobiegł co sił po pomoc.

Po jakichś dwustu krokach, oczom jego ukazała się mała polanka, a na niej niska budka z gałęzi i skór zwierzęcych. Po wejściu do środka wyszło na jaw, że chatka jest pusta. No, niezupełnie pusta... Na środku stał kociołek wypełniony jakąś breją, ściany poobwieszane były pękami ziół, a w kącie leżała trumna z lekko odchylonym wiekiem.

Walek ostrożnie zajrzał do trumny. Nikogo i niczego nie znalazł. Usiadł tedy na wieku (bo stać musiałby przygarbiony) i czekał na pojawienie się gospodarza. Czekał i czekał... W końcu jakoś dziwnie się poczuł siedząc na wieku trumny, wstał i wyszedł na zewnątrz.

Ledwo przekroczył próg chatki, ujrzał kawałek metalu śmigający w powietrzu w jego stronę. Kawałek metalu przytwierdzony był do drzewca, a całość była toporkiem. Minął o centymetry twarz Walka i ugrzązł w gałęziach chatki.
- Aaargh!!! - ryknęło coś i wyskoczyło z krzaków, pochylone jak do skoku.

"Coś" było odziane w zwierzęce skóry i dawno nie myte. Skoczyło na Walka, uczepiło się jego szyi i najwyraźniej miało zamiar przegryźć mu tętnicę. Walek zrzucił z siebie dziwne stworzenie, będące według wszelkich danych Pustelnikiem, złapał je za odzienie, zaniósł wierzgające do chatki, po czym wrzucił do trumny i usiadł na wieku. Stworzenie kopało i tłukło w wieko trumny, ale nic nie mogło poradzić.

Po pewnym czasie Pustelnik się uspokoił. Walek zdecydował się uchylić wieka, niepewny, czy czasem samotnik się nie udusił. Kiedy tylko to zrobił, Pustelnik wyskoczył, ryknął "Aaargh!" i wybiegł z chatki.

Wszystko wskazywało na to, że nie można o nim powiedzieć "cywilizowany człowiek", a liczyć na jego pomoc to czyste szaleństwo.

Walek jeszcze raz przeszukał chatkę. W jednym z kątów, leżał stary, zapleśniały od wilgoci zeszyt. Był to dziennik...

"Moje marzenie ziściło się. Samodzielnie zbudowałem chatkę w lesie, u podnóży Granitowego Szczytu i w końcu odnalazłem spokój ducha. W samotności oddaję się bez przeszkód kontemplacji i chwalę dzieła Pana. Wstaję, kiedy wstaje brat słońce i idę spać, kiedy i on kładzie się za horyzontem. Żywię się korzonkami roślin i ziołami, nie czyniąc nic złego siostrze sarnie czy innym braciom zwierzętom. Jestem szczęśliwy."

Dalej, ze względu na pleśń, trudno było się doczytać, jednak zachował się fragment wyjaśniający obecność trumny:

"Od czasu do czasu odwiedzają mnie ludzie. Przychodzą ze swymi problemami, proszą o radę. Udzielam im jej, wedle możności. Ślusarz zrobił nawet drogowskazy, wskazujące drogę do mojej chatki. Był bardzo zadowolony z działania ziołowego eliksiru, który mu przygotowałem. Owe dobroczynne zioła uchroniły jego syna od śmierci. Zapytał, czy jest coś, co może dla mnie zrobić, oprócz tych drogowskazów, o które nie prosiłem. Nie chciałem nic w zamian, ale widząc, że robię mu tym przykrość, poprosiłem o zwykłą, nieozdobną trumnę. Nie wiadomo, czy za parę lat będę jeszcze utrzymywał kontakt z miasteczkiem. Lepiej więc zabezpieczyć się na starość. To bardzo praktyczne. Będzie służyła mi za łóżko i ławę, a jeśli pewnego dnia nie obudzę się już na tym świecie, będę przynajmniej wiedział, że zwłoki leżą w trumnie, jak należy. Kiedy ktoś później zawita do mojej chatki, wystarczy, że zamknie wieko i wykopie dół, za co Bóg mu się odwdzięczy, bo ja już nie będę w stanie."

Później były jeszcze jakieś notatki i opisy sporządzania ziołowych mikstur. Niestety Walek nie znał się na ziołach i nie kojarzył żadnej z podanych w przepisach nazw. "Nie jestem zielarzem. Nie dam rady sporządzić mikstury..." - przytłaczająca bezsilność sprawiła, że Walek opadł bez sił na wieko trumny i pogrążył się w smutnych rozmyślaniach...

Ledwo widoczna ścieżyna, którą wracał teraz od Pustelnika, przecięta była w paru miejscach gęstymi, kolczastymi krzakami. Przechodząc obok jednego z tych miejsc, dostrzegł jakiś ruch. Wydało mu się, że to jakiś motyl zaplątał się w ciernie. Podszedł więc, a kiedy nachylił się nad krzakiem, przetarł oczy ze zdumienia. W kolczaste gałązki zaplątała się bowiem leśna wróżka. Maleńka, całkiem naga, smukła kobietka o delikatnych jak wiosenny wietrzyk, podobnych jak u motyla skrzydłach. Widząc człowieka, skłoniła swą śliczną główkę gestem powitania, a podnosząc oczy spojrzała błagalnie na Walka. Ten bez namysłu wyplątał wróżkę z kolczastych gałązek, raniąc sobie przy tym palce. Wtedy przemówiła dźwięcznym, dziewczęcym głosikiem:
- Dziękuję Ci. W zamian za ratunek, spełnię Twoje jedno życzenie.

Walek zamyślił się na chwilę. Zawsze marzył o własnym zamku, służbie i gronie oddanych wasali, których bohaterskie czyny rozsławiałyby jego imię. W tej chwili nie to było jednak jego marzeniem. W tej chwili pragnął jedynie, aby stojąca na jego dłoni wróżka urosła do rozmiarów człowieka i żeby miała ochotę na to samo, na co miał wielką ochotę on. Zaczerwienił więc się i powiedział:
- Chciałbym... eee... chciałbym żeby... eee... Chciałbym żeby mój towarzysz podróży, który został dzisiaj przywalony koniem, oraz sam koń, wrócili do zdrowia.

- Niektórzy z was, ludzi, są naprawdę szlachetni - pochwaliła wróżka. - Z koniem nie ma problemu, nie mogę jednak tak od razu uleczyć twojego przyjaciela. Sprawiłam mu dobrą opiekę. Powinien szybko wracać do zdrowia, ale na razie musi odpoczywać - to rzekłszy, wzniosła się w powietrze i poleciała przed Walkiem.

Kiedy nasz bohater wrócił do miejsca, w którym rozstał się z drużyną, stanął jak wryty. Tam, gdzie wcześniej rósł gęsty las, wznosił się namiot mieniący się wszystkimi kolorami tęczy. Nad nim, w powietrzu wirowały setki skrzydlatych ludzików.
W środku namiotu, na wielkim, usłanym miękką pościelą i zawalonym poduszkami łożu, leżał Strażnik. Odzyskał już przytomność i wydawał się być w dobrym humorze.
- Chodź no tu, mój wybawicielu! Uszczypnij mnie, bo chyba śnię! Ty też widzisz te wróżki?

Kilka z nich, nadleciało właśnie z kiścią winogron, którą złożyło na tacy przed Strażnikiem. Inne wkładały mu do ust poziomki, maliny, truskawki... Paru skrzydlatych mężczyzn nadleciało z dzbanuszkiem wina, zaś kilkanaście wróżek obmywało Strażnika rosą.
Walek poczuł się nagle bardzo głodny i spragniony, podszedł więc do łoża rekonwalescenta, chcąc się poczęstować. Kiedy jednak tylko wyciągnął rękę w stronę smakołyków, leśny ludek zbił się w chmarę i zaatakował go, nie dopuszczając do uszczknięcia leśnych specjałów.
Wróżki, jak się okazało, dbały wyłącznie o chorego, zaś na Walka i Geniusza nie zwracały szczególnej uwagi, nie mówiąc już o jakimkolwiek usługiwaniu. Wszędzie wokoło latały smakołyki, ale wróżki nie dawały ich tknąć komu innemu, jak tylko Strażnikowi. Po dłuższym czasie, ta ignorancja stała się nie do zniesienia. Nasi bohaterowie postanowili więc wyruszyć w dalszą drogę na Granitowy Szczyt....

Coś gwałtownie szarpnęło Walkiem i ten się... obudził. Usiadł, przetarł oczy i dotarło do niego, że właśnie uciął sobie drzemkę na wieku trumny, a żadnej nagiej wróżki nigdy na jawie nie spotkał. Przed nim stał Pustelnik i przypatrywał się mu ciekawie. Nie miał przy sobie toporka, co Walek wziął za dobrą monetę.
- Ty... pomóc... Rozumiesz co do ciebie mówię? Mój przyjaciel potrzebuje po-mo-cy. Chodź za mną - Walek wykonał gest dłonią, zachęcając Pustelnika do podążenia za sobą.

Kiedy dotarli na miejsce, a Pustelnik zobaczył nieprzytomnego wciąż Strażnika, zabulgotał coś do siebie, coś warknął i uciekł do lasu. Wrócił ze skórzanymi woreczkami pełnymi roztartego zielska, które następnie wtarł w ciało rannego. Strażnik zaczął syczeć z bólu. Odzyskał przytomność.

Później Pustelnik zajął się koniem. Zioła, które stosował przy leczeniu wydawały się magiczne. Działały cuda. Po kilku dniach koń stał już na własnych nogach, a stan Strażnika też zdawał się poprawiać.

Pustelnik nie przypomniał sobie ludzkiego języka, ale na można się było z nim dogadać na migi. Kazał przenieść Strażnika do swojej chatki, gdzie przygotował mu posłanie z mchu.

Po pewnym czasie Strażnik zaczął dochodzić do siebie. Zmiażdżone części ciała cudownie wracały do poprzedniego stanu. Takiego leczenia nikt z Was, drodzy Czytelnicy, na oczy pewnie nie widział, ja sam pierwszy raz zetknąłem się z czymś podobnym. Byłem pewien, że rany Strażnika są śmiertelne i nic nie jest w stanie go uratować, a jednak przeliczyłem się.

Autor chciał zmienić ostatnie zdanie na "Byłem pewien, że rany Strażnika są śmiertelne i nic nie jest w stanie go uratować, na szczęście jednak moje obawy się nie sprawdziły". Nie pozwoliłem na tę korektę, gdyż pierwszy zapis mówi wyraźnie o zamiarach Autora.

W czasie przedłużającej się gościny u Pustelnika, Walek i Geniusz zaczęli obawiać się powrotu Braci Strach. Nikt jednak nie zakłócał im spokoju. Wydawało się, że Bracia Strach zaniechali pościgu. Tropem naszych bohaterów nie ruszył też żaden inny zbir, nasłany przez Arima. Nasi bohaterowie zaczęli snuć plany, aby na jakiś czas zamieszkać w najbliższej wiosce, a kiedy będą pewni, że nic im już nie zagraża, spokojnie wrócić do domów.

Kiedy jednak Strażnik wydobrzał na tyle, że mógł wstać z posłania i mówić bez wysiłku, zaczął odgrażać się czarnemu Magowi. Nie odstąpił od planu zbadania potężnej mocy, znajdującej się na Granitowym Szczycie.

Po kilku tygodniach pobytu u Pustelnika, drużyna poszukiwaczy
przygód wyruszyła w drogę, by pokonać ostatni odcinek dzielący ich od Granitowego Szczytu. Ponieważ mogło im tam grozić niebezpieczeństwo, a tylko Strażnik miał ze sobą miecz, Pustelnik podarował Walkowi i Geniuszowi po toporku.

Z niecierpliwością oczekuję ich przybycia.


Poprzednia Jesteś na stronie 11. Następna
1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13