Karbanasa Magnora
1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 | ||
Poprzednia | Jesteś na stronie 10. | Następna |
ROZDZIAŁ DZIESIĄTY
w którym zaczynamy się obawiać o zdrowie bohaterów
Granitowe zamczysko zbliżało się z każdym miarowym krokiem koni. Strażnik jednak nie widział wież zamku, a tyko nagi szczyt. Jedynie Walek i Geniusz, nie wiedzieć czemu, mogli dostrzec magiczną budowlę. Czyżby jej właściciel sam ich do siebie przyzywał?
Jakżeby inaczej. W końcu "gość w dom - Bóg w dom". Niestety, ty Autorze, nie zostałeś zaproszony. A co do Strażnika... nie widzi jeszcze zamku, bo nie przewidziałem, że będę miał trójkę gości. Niemniej, jego też zapraszam w moje skromne progi i postaram się, żeby w niedługim czasie przejrzał na oczy. Teraz nie mam czasu, żeby przygotować do tego odpowiednie zaklęcie, zajęty jestem bowiem pilnowaniem narracji. Żałuj, Autorze, że nie widzisz jak cię od czasu do czasu wyręczam, tudzież wtrącam swoje trzy grosze...
Las, ciągnący się u podnóża góry, miał się już ku końcowi, kiedy pogoda zaczęła się psuć.
- Pogoda zaczyna się psuć - zauważył Strażnik.
- Nadciągają ciemne chmury. Zanosi się na burzę - rozwinął wątek Eugeniusz.
- Uhum... - ze znawstwem stwierdził Walek.
Pociemniało. Pierwsze krople spadły na ziemię. Za nimi drugie, trzecie, aż całe zastępy kropel zaczęły bombardować korony drzew, a także płaszcze naszych jeźdźców. Zagrzmiało. Zabłysło. Gdzieś niedaleko, drzewo z trzaskiem łamanych gałęzi zwaliło się na ziemię. Burza z każdą chwilą przybierała na sile. Zbyt szybko przybierała na sile...
- To mogą być czary! - ryknął Strażnik. - Czarny Mag chce się do nas dobrać! Galopem!!! Musimy wyjść z tego lasu!
Zerwał się wicher. Gałęzie latały w powietrzu, deszcz siekł po twarzach, co chwila słychać było huk grzmotu, a potem błysk i walące się drzewo. Jeźdźcy gnali wąską ścieżką na złamanie karku.
Nagle, coś grzmotnęło bardzo blisko, koń zarżał przeraźliwie i zrzucił Strażnika na ziemię. Drzewo runęło tuż przed leżącym. Przerażony Strażnik podniósł się z ziemi, wdrapał z trudem na szalejącego rumaka, ominął przeszkodę i pognał za oddalającymi się postaciami Walka i Eugeniusza.
Właśnie ich doganiał, kiedy... kolejny grzmot rozdarł powietrze, a drzewo zwaliło się wprost na konia Strażnika. Zwierzę, padając,
przygniotło swym ciężarem jeźdźca. Walek i Geniusz, widząc co się
dzieje, zawrócili chcąc pomóc poszukiwaczowi przygód.
Na szczęście jeszcze żył. Góra tułowia, z jedną ręką i zakrwawioną (ale całą) głową, była wolna. Reszta spoczywała pod ciałem zwierzęcia. Był nieprzytomny.
Kiedy tylko nasi bohaterowie zeskoczyli z koni, by pomóc biedakowi... burza ucichła. Od razu, bez ostrzeżenia, jak nożem uciął. W jednej chwili ciemne chmury zniknęły, gromy zamilkły, a deszcz całkiem ustał. Jedynie połamane drzewa i gałęzie, a także krople spadające z drzew, świadczyły o niedawnej nawałnicy...
"Dziwne", pomyśleli bohaterowie, ale mieli teraz co innego na głowie. Najpierw, nadludzkim wysiłkiem, odwalili drzewo z ledwie żywego konia. Zwierzę jednak, jak można było się domyślić, nie potrafiło stanąć o własnych siłach. Musieli więc zabrać się za wydobywanie Strażnika spod ciała rumaka. Starali się to robić delikatnie, żeby nie uszkodzić więcej niż było już uszkodzone. Chyba wyszło im całkiem nieźle, bo nieprzytomny Strażnik nie wyzionął ducha.
Płytka, lecz obficie krwawiąca dziura w głowie, zmiażdżone obie nogi i jedna ręka. Nie wyglądało to najlepiej. Koń miał zmiażdżony bok. Chcieli go dobić, ale nie mogli się na to zdobyć. Zostawili go i zajęli się opatrywaniem ran Strażnika, za pomocą tego, co mieli pod ręką, czyli skrawków własnych ubrań.
- Co teraz zrobimy? - z rozpaczą w głosie zapytał Walek. - Nigdzie w pobliżu nie ma nikogo, kto mógłby pomóc...
- Nie wiem... Po prostu nie wiem... To wszystko sprawka tego Maga! Burza była magiczna...
Tajemniczy, Czarny Mag, okazał się czyhać na życie naszych bohaterów. Co chciał osiągnąć, próbując ich zabić? Czy się na nim zemszczą? Te pytania musiały zaczekać. Bo oto, jeden z członków dopiero co założonej drużyny poszukiwaczy przygód, był bliski śmierci...
Niech mnie. To jest cios poniżej pasa... Albo nieporozumienie... To nie moja sprawka! Naprawdę. Chyba Autor chce mnie wrobić. Chce ze mnie uczynić czarny charakter! To, że lubię czerń, niczego nie dowodzi! Jestem magiem, nie czarnoksiężnikiem! Jeśli Autor celowo usiłuje wprowadzić Czytelników i własnych bohaterów w błąd, będę miał jeszcze jeden powód, aby uczynić to, co zamierzam...
Zresztą, czy narażałbym Albanazrama na nieprzyjemności związane z taką burzą? Przemoczył się, biedaczysko, do ostatniej warstwy piór i przez cały czas trwania burzy groziło mu ogromne niebezpieczeństwo. Uspokajam: na szczęście nic mu się nie stało.
Poprzednia | Jesteś na stronie 10. | Następna |
1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 |