Karbanasa Magnora
1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 | ||
Jesteś na stronie 1. | Następna |
ROZDZIAŁ PIERWSZY
w którym Autor ma niejakie problemy z najętymi bohaterami i w ogóle powieść nie układa się zbyt ciekawie...
- Kim jesteś? - zapytał jeździec, doganiając drugiego jeźdźca.
- Jestem Głównym Bohaterem - odpowiedział drugi jeździec.
- Jak to? - zdziwił się pierwszy jeździec. - To JA jestem Głównym Bohaterem.
- Niemożliwe - powiedział drugi jeździec. - Autor wynajął mnie do roli Głównego Bohatera i mam w umowie klauzulę, że jestem jedynym Głównym Bohaterem tej powieści.
Jeźdźcy jechali chwilę w milczeniu, w końcu odezwał się pierwszy jeździec:
- Zauważyłeś, że Autor użył już siedem razy wyrażenia "jeździec"?
- Serio? Ujechaliśmy dopiero parę kroków... - odpowiedział drugi... hmm... wędrowiec.
- Teraz lepiej - pochwalił Autora pierwszy wędrowiec.
Drugi z wędrowców zaśmiał się gardłowo. Później zaczął chichotać. W końcu roześmiał się na cały głos. Byłby z tego wszystkiego spadł z konia i potłukł sobie kości, ale to dopiero początek powieści więc muszę go oszczędzać.
- Przepraszam. Już nie będę - powiedział drugi wędrowiec i złapał się za rozbolały od śmiechu brzuch. - Musiałeś mi przynajmniej dokuczyć z tym brzuchem? - dodał z wyrzutem.
- DO KOGO TY SIĘ ZWRACASZ? - dobiegł głos znad głów wędrowców, gdzieś hen, z głębin wszechświata. - TO LUDZIE CZYTAJĄ. PŁACĘ WAM ZA DYSKRECJĘ.
Wędrowcy przyrzekli, że już więcej nie będą, i zdementowali pogłoski jakoby Autor nie był całkowitym panem swego dzieła.
- Czemu nie przytoczyłeś naszej wypowiedzi, tylko streściłeś ją (niezbyt szczerze) w tym marnym zdaniu? - zapytał pierwszy wędrowiec. - I kto tu jest w końcu Głównym Bohaterem?!
- A tak w ogóle, skończ nas nazywać w kółko wędrowcami!!! - zawołał z oburzeniem drugi człowiek.
- Jak ja nie lubię pracować z amatorami... - powiedział pierwszy człowiek i westchnął ciężko.
"Tekst powieści wymyka się spod kontroli" - pomyślał właściciel głosu gdzieś hen, z głębin wszechświata, i wcale nie miał ochoty tego zapisać. Na
szczęście bohaterowie powieści trochę mu pomogli.
- Jak się nazywasz? - zapytał pierwszy człowiek drugiego z nich.
- Geralt z Rivii.
- Wymyśl coś, w co Czytelnik mógłby uwierzyć.
- Nazywam się Rincenwind.
- Bez jaj.
- Niech ci będzie, zwą mnie Walek. A ty? Jak się nazywasz? - zapytał Walek.
- My name is Bond. James Bond.
- Miało być bez jaj.
- No dobra. Nazywam się Eugeniusz. Ale możesz mi mówić Geniusz.
Dwaj jeźdźcy, wędrowcy Walek i Geniusz, jechali jeszcze chwilę jakby czegoś oczekując. W końcu odezwał się Walek.
- Nie ma jeszcze opisu miejsca gdzie się znajdujemy i nie wiadomo dokąd zmierzamy...
Bruk gościńca dudnił pod kopytami koni. Jeźdźcy zbliżali się do celu swej wędrówki. Przed nimi, na wysokim wzniesieniu błyszczało wieżami miasto Taneb. Zdążyli w sam czas. Słońce chyliło się już ku zachodowi, a wiadomość spoczywająca w sakwie Geniusza musiała być dostarczona burmistrzowi jak najprędzej.
Stworzywszy swoim bohaterom podwaliny świata w którym się znajdują, Autor mógł spokojnie zacząć pisać o tym, o czym nie powinni wiedzieć. Zajęci podziwianiem wież Tenebu i wpatrzeni w zachodzące słońce, nie zwracali już uwagi na litery. A szkoda (dla nich), bo oto z krzaków rosnących przy gościńcu wychynęło Zło.
Jesteś na stronie 1. | Następna | |
1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 |