Karbanasa Magnora
1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 | ||
Poprzednia | Jesteś na stronie 12. | Następna |
ROZDZIAŁ DWUNASTY, OSTATNI
Karbanasa Magnora
Jeźdźcy zbliżali się wolno do podnóża Graniowego Szczytu. W tym miejscu zaczynał się wyryty w skale, kamienny trakt, prowadzący wprost do wrót zamczyska.
Słowo wyjaśnienia: tak zamek, jak i prowadzący do niego trakt, były już widziane także przez Strażnika.
Bohaterowie dotarli do wrót zamku o zachodzie słońca.
- Czy to aby bezpieczne, pchać się w samą paszczę lwa, który chciał już raz nas pożreć? - zauważył trzeźwo Geniusz.
- Poszukiwacze przygód zawsze tak robią... - niepewnie odpowiedział Strażnik.
- Nie podoba mi się ten granitowy zamek. Jest taki...mroczny - zatrząsł się ze strachu Walek.
I owszem. Zamek mój jest rzeczywiście mroczny. Zbudowany cały z granitu, z postrzępionymi wieżami i czarnym proporcem zawieszonym na najwyższej z nich, sprawia dość upiorne wrażenie. Wrażenie to, w chwili gdy do wrót dotarli nasi bohaterowie, potęgowane było przez krwawą łunę zachodzącego słońca. Zamczysko rzucało mroczne cienie, w których zdawał się pogrążać cały świat.
Strażnik zszedł z konia i zapukał do wrót trzęsącymi się ze strachu rękoma. Wcale się nie zdziwił, kiedy wrota otwarły się ze skrzypem, a za nimi nie było nikogo, za to ciemnością zionął pusty dziedziniec zamku.
Konie były niespokojne. Za nic w świecie nie chciały wejść za otwarte wrota, jednak jeźdźcy zmusili je do posłuszeństwa. Dźwięk wydawany przez kopyta koni i szybkie bicie serca. Oto co słyszeli nasi bohaterowie wjeżdżając za bramę granitowego zamczyska.
Brama zamknęła się za nimi, skrzypiąc znów niemiłosiernie. Eee... hej!... Co jest?! Co to do cholery jest????????????????????????????????!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! Hej!!! No, bez jaj!!! @&^%@#@)!@#)(#^%!)(&@&&@^)!()(&(&@%#&^@%#(!@@^(!&)!(@& (przekleństwa).
Hehehe... Tak więc brama zamknęła się za jeźdźcami. Na dziedzińcu było tak ciemno, że nie widzieli się nawzajem. Ogarnął ich strach. Opanowali się jednak, zsiedli z koni i porozumiewając się szeptem, uzgodnili dalsze działania.
- M... m... medalion wska... a... aaa... z... zuje wy... yyyraźnie w taaa...
amtą strrr... onę - Strażnik nie tracił ducha walki.
- Myślisz, że powinniśmy zakłócać spokój czarnemu Magowi? Właściwie po co ci ta moc? Pewnie promieniuje od jakiegoś artefaktu, z którym Mag nie chce się rozstawać. Wracajmy z powrotem... - zaproponował Geniusz.
- Tak, chodźmy z powrotem - zgodził się Walek.
- Noo... j... jj... jjjeśli tak bardzo chcecie.
Kiedy wrócili do bramy, okazało się jednak, że nie da się jej otworzyć. Nikt tego na głos nie powiedział, ale wszyscy pomyśleli, że są w pułapce. Czy się mylili?
Pozostawało im podążanie za drgającym medalionem. Szli sznurem. Na przedzie, z medalionem w rękach podążał na trzęsących się nogach Strażnik, jego ramienia dotykała dłoń Geniusza, idącego na nogach z waty, jego z kolei trzymał się zamykający pochód na nogach jak z ołowiu Walek. Tak doszli do drzwi prowadzących na szczyt najwyższej wieży. Były otwarte.
W środku wieży było jaśniej niż na zewnątrz. W odstępach paliły się tu pochodnie. Bohaterowie szli krętymi schodami prowadzącymi wciąż w górę i w górę. W połowie dogi na szczyt wieży, znajdowały się kolejne drzwi. Medalion wskazywał, że to stamtąd płynie moc. Weszli do ogromnej komnaty tonącej w świetle świec. Wyglądała na bibliotekę. Pod ścianami pełno było regałów z książkami. Oprawne w skórę księgi leżały na stołach. Po drugiej stronie komnaty były schody, prowadzące do pomieszczenia na górze. Ze schodów coś schodziło. Jakaś ciemna plama przybrała w końcu kształt wielkiego drapieżnego kota. Przed bohaterami stanęła czarna pantera. Powoli zbliżyła się do sparaliżowanych bohaterów. Błysnęła kłami, po czym zawróciła w stronę schodów. Przystanęła, spojrzała na nich. Zrozumieli, że mają za nią podążać. Na uginających się nogach doszli więc do schodów, weszli na nie, otworzyli kolejne drzwi.
Poczuli zapach nawilżonej ziemi. Byli w ogrodzie. W ogrodzie, w którym panowała niczym nie zmącona ciemność... No dobrze, nie oszukujmy się... Niestety coś mąciło tę ciemność, jednak miało prawo, bo to właśnie dla tego czegoś powstał ów ogród. Ale nie uprzedzajmy wypadków...
Trzej przybysze zauważyli jedyne źródło światła. Ruszyli wolno w jego stronę, stąpając ostrożnie, by nie zahaczyć o korzeń, nie wejść do rabatu, czy nie popełnić innego głupstwa, którego mogliby potem żałować. Rośliny, które mijali, były doskonale czarne, nie zdradzały choćby śladu innych kolorów, nie było tu nawet właściwej roślinom zieleni.
W końcu zbliżyli się do źródła światła na tyle, że rozpoznali w nim mieniący się wszystkimi barwami tęczy, promieniujący światłem kwiat. W
kręgu światła rzucanego przez kwiat, stał Mag.
- Witajcie, znużeni wędrowcy! - przywitał ich Mag.
Ubrany był w długi, czarny jak bezksiężycowe niebo płaszcz. Na głowie miał czarny jak smoła, spiczasty kapelusz, a w ręku ściskał czarną jak noc laskę. Miał ciemne jak węgiel oczy i był dosyć ciemnej karnacji. Na ręku siedział mu czarny kruk. Czarna pantera zaś położyła się u jego stóp.
- Być może macie do mnie pretensje o burzę, którą jakoby wywołałem... Być może chcecie mi odebrać coś, dzięki czemu posiąść można wielką moc... Czas sobie parę rzeczy wyjaśnić - Mag zrobił mądrą minę.
Trzej bohaterowie stali, nie wiedząc za bardzo co ze sobą zrobić... Przywitać się, wyciągnąć oręż, czy rzucić się do ucieczki? Mag, widząc ich niepewne miny, kontynuował.
- Sprawcą burzy był Autor. Uznał, że za mało jest w jego powieści niebezpieczeństw, za mało krwi i trupów. Pomyślał, że najwyższy czas, żeby ktoś zginął. Najlepiej się do tego nadawał Strażnik, bo nie rozpoczyna się rzezi od głównych bohaterów... Strażnik miał zginąć, wcześniej jednak mieliście pójść po pomoc do Pustelnika, który wydawał się Autorowi bardzo ciekawą postacią, wartą epizodycznego włączenia w fabułę. Niestety, zdziczały Pustelnik odnalazł w sobie cząstkę dawnej natury i pomógł Strażnikowi w powrocie do zdrowia.
Mag przerwał na chwilę. Pogładził po łbie czarną panterę.
- Lecz i o waszym bezpieczeństwie - zwrócił się do Walka i Geniusza - Autor za wiele nie myśli. Wspomniany Pustelnik byłby zabił, lub przynajmniej ranił Walka, gdyby wykazał się większą celnością. Bracia Strach też byli nieobliczalni, a pomoc Strażnika nie była przez Autora zaplanowana. A teraz... Teraz macie najlepszy dowód na to, że Autora nie obchodzi wasze bezpieczeństwo. Mogę z wami zrobić co zechcę, a ten bałwan nie będzie mógł nic na to poradzić. Skierował was do mojego zamku, chociaż nic o nim nie wiedział. Teraz też nie wie, co się dzieje... Nie zadbał o wasze bezpieczeństwo, wysyłając was do mnie... Mój niewidzialny zamek wydał mu się jednak całkiem niezłą atrakcją.
Pantera odsłoniła śnieżnobiałe kły.
- On nie dba o wasze życie. Chce tylko napisać książkę - zakończył dobitnie Czarny Mag.
- Skąd znasz nasze przejścia? Czego od nas chcesz? - zapytał Geniusz.
- Przez cały czas od waszego przyjazdu do Taneb, towarzyszył wam mój kruk Albanazram - to mówiąc pogładził kruka po piórach i przyjrzał się swoim palcom, na których został wielobarwny pyłek - Posypałem go pyłkiem z kwiatu Karbanasa Magnora. - wskazał na wielobarwny kwiat, od którego biło światło. - Ten kwiat właśnie jest źródłem mocy, której chęć zdobycia przyciągnęła do mnie ciebie, Strażniku. Daje on władzę nad narracją, władzę nad powieścią. Dzięki posypanemu pyłkiem Albanazramowi, mogłem wtrącać się Autorowi do narracji. Dlatego, że znajdujecie się tak blisko Karbanasa Magnora, Autor nie ma teraz władzy nad narracją. Mam ją ja. Czytelnicy zapewne dziwią się, że to ja mam władzę nad narracją, kiedy tekst nie jest pisany w tej chwili pochyloną czcionką... Otóż wyjaśniam: w tej chwili narracja pisana jest przez sam kwiat Karbanasa Magnora. Ja nie mogę jej pisać, bo zajęty jestem rozmową, którą właśnie czytają Czytelnicy. Hehehe...
Bohaterowie stali oniemiali. Treść przemówienia Maga była dla nich bardzo zaskakująca.
- Pomyślcie... Czy nadal macie ochotę być głównymi bohaterami tej powieści? Czy chcecie wyjść stąd i znów znaleźć się pod czujnym okiem Autora, który będzie was chciał wpakować w kłopoty? Czy wierzycie w to, że nie może się wam nic stać? Daję wam wybór. Odszukałem ten kwiat, żeby takim jak wy, niewolnikom Autora, dawać wybór. Możecie odejść z mojego zamku i wpaść znów w szpony Autora, albo możecie z moją pomocą uniezależnić się od niego i skończyć powieść. A wtedy będę chciał od was tylko jednego. Abyście zostali Głosicielami Wolności i uwalniali innych bohaterów spod jarzma różnorakich Autorów. Wybór należy do was.
- Ja nie mam ochoty być w żadnej powieści - nie miał wątpliwości Strażnik.
- Hmm... Jeśli to wszystko prawda... Ale dlaczego właściwie nie mielibyśmy ci wierzyć... Rzeczywiście... ostatnio nie wyglądało na to, żeby Autor zapewniał nam opiekę... - rozważał Geniusz.
- Kończmy to - powiedział Walek.
Bohaterowie, razem z Magiem, otoczyli kręgiem kwiat i zanucili zaklęcie kończące powieść, która przez to nie miała czasu rozwinąć się w powieść, a została jedynie opowiadaniem...
To już jest koniec
Nie ma już nic
Jesteśmy wolni
Możemy iść
To już jest koniec
Możemy iść
Jesteśmy wolni
Bo nie ma już nic
Nie ma już nic, nic, nic, nic...
I zapadła ciemność
---koniec---
Poprzednia | Jesteś na stronie 12. | Następna |
1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 |