Karbanasa Magnora

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13
Poprzednia Jesteś na stronie 8. Następna

ROZDZIAŁ ÓSMY

w którym to Ja daję znać, co się dzieje, a nie ten, pożal się Boże, Autor... W którym nasi bohaterowie stają oko w oko ze strachem, a nawet Strachami

Było ciemno. W zasadzie mógłbym powiedzieć "ciemno, jak to w nocy", ale nie ograniczę się do tak lakonicznego opisu owej ciemności. Fascynuję się bowiem jej rodzajami. Należy rozróżniać smolistą ciemność od szarawej ciemności, tudzież ciemności księżycowej...

Ciemność, która otaczała bohaterów, była cieniowaną ciemnością. Cieniowaną dzięki blaskowi bijącemu od ogniska. No tak, należy wspomnieć, że bohaterowie siedzieli w kręgu światła rzucanego przez ognisko. Nie byli zresztą zbyt ostrożni. Ognisko było dość duże, pewnie z dala widoczne. No i rozpraszało, jak powiedziałem, otaczającą zewsząd naszych bohaterów ciemność.

Są podobno tacy, którzy boją się ciemności. Walek i Geniusz do nich wprawdzie nie należeli, ale chyba było im zimno. Tak tylko tłumaczę sobie ich barbarzyńskie ognisko, które psuło przepiękną ciemność leśnej nocy... Ale może już trochę przynudzam tymi ciemnymi wynurzeniami.

Tak więc, bohaterowie siedzieli przy ognisku i rozmawiali. Myślicie zapewne, że rozmawiali ze sobą? W dwójkę znaczy. Mylicie się. Rozmowa toczyła się między trójką osób. Trzecia nie siedziała przy ognisku. Ciekawe, czy zgadniecie o kogo chodzi, jeśli powiem, że mówiła głosem dochodzącym hen, z głębin wszechświata.
- MAMY JUŻ ZA SOBĄ SIEDEM ROZDZIAŁÓW - z dumą oznajmił głos dochodzący hen, z głębin wszechświata.

- Wspaniale... - nieco bez entuzjazmu oświadczył Geniusz - Jak sprawdza się słownik synonimów? Mam nadzieję, że nie masz już takich kłopotów z narracją jak na początku...

- NIE KŁOPOCZCIE SIĘ TYM - odparł, nieco urażony, głos z głębin wszechświata. - POCZĄTKI ZAWSZE SĄ TRUDNE, ALE TERAZ WSZYSTKO GRA.

- To dobrze.

- Jak rozumiem, Geniusz i ja, jesteśmy oboje głównymi bohaterami i mamy zapewnione bezpieczeństwo w czasie trwania powieści? - zagaił Walek.

- NIE ZGINIECIE, JEŚLI O TO CHODZI...

Walek i Geniusz popatrzeli zaniepokojeni w rozgwieżdżone niebo.
- NO... NIE TYLKO NIE ZGINIECIE, ALE WŁOS WAM Z GŁOWY NIE SPADNIE. PANUJĘ NAD SYTUACJĄ...

- Jest takie przysłowie: "Kiedy Autor zapewnia, że panuje nad sytuacją, to znaczy, że jest odwrotnie".

Gwiazdy nad nimi zaśmiały się. Był to nerwowy śmiech.
- ŻYCZĘ MIŁYCH SNÓW. DOBRANOC - powiedział głos i wycofał się z dialogu.

Bohaterowie rozmawiali jeszcze jakiś czas ze sobą przy ognisku. Nad nimi, na konarze rozłożystego drzewa, siedział kruk. Siedział dokładnie w tym miejscu, które podałem.

***

Obudzili się wczesnym rankiem. Upiekli jakiegoś ptaka nad ogniskiem (oczywiście nie chodzi o kruka, on nie dałby się podejść), wypasali konie i ruszyli w dalszą drogę. Ścieżka prowadząca w kierunku Granitowego Szczytu biegła przez las.

Koło południa konie zaczęły okazywać zaniepokojenie. Coś drgało w powietrzu. Czuć było magią... Nagle, drogę zastąpił im obraz trzech łaciatych krów w kokardach złotych, a każda z krów miała wymiona w liczbie dwunastu i sikała z nich zgniłozielonym mlekiem. Obraz pojawił się i... zniknął.
- Niech mnie... Śniło mi się to niedawno - powiedział Geniusz zaskoczony zjawą.

- Myślisz, że to coś znaczy?

- Kto wie, co Autor miał na myśli... Nie spodziewałem się, że będzie chciał czytać nasze sny, a potem je materializować...

Niebo zachmurzyło się.
- Eee... To znaczy... Kto wie, co to mogło być... Są krowy, o których nie śniło się filozofom... czy jakoś tak.

Swoją drogą, kto może wymyślić coś podobnie głupiego jak ten tu Autor? Krowy w kokardach... Co to ma być?! Gdzie tu choćby szczątkowe poszanowanie dla zdrowego rozsądku Czytelnika? I czy on naprawdę ma zamiar budować na tym fabułę?

Rozmyślając nad tajemniczym zjawiskiem, którego byli świadkami, bohaterowie ruszyli dalej. Było już pod wieczór, kiedy zauważyli coś leżącego pośrodku ścieżki wiodącej przez las. Coś, co wyglądało na...
- Perski dywan! - zawołał Geniusz.

- Skąd wziął się perski dywan w środku lasu? - niedowierzał Walek.

- Może to jeden z tych latających?

Bohaterowie zsiedli z koni i podeszli do drugiego już dzisiaj dziwu. Ku ich zaskoczeniu, nie zniknął.
- Siadamy? - zapytał Walek i usiadł na miękkim kobiercu, Geniusz uczynił to samo.

- Jakieś zaklęcie trzeba chyba powiedzieć, czy coś, nie?

- No... Może... Khakra Ban Ukhum Yk Amo!

Dywan ani drgnął.
- Moh kna um04˘le ku nawao el paks!

Jak wyżej.
- Dywaniku, leć do nieba, zabierz nas tam gdzie potrzeba!

Tym razem coś się stało. Zabrzmiał basowy rechot, a z przydrożnych krzaków wyskoczyło dwóch bandziorów. Jeden skierował się w stronę koni, drugi przyskoczył do bohaterów i poczęstował ich paroma siarczystymi kopniakami.

Niebawem Walek i Geniusz siedzieli oparci o siebie plecami i dobrze związani.
- Mówiłem! Numer z dywanem zawsze działa. Hohohoho... - zarechotał jeden z bandziorów. Nie wiedzieć czemu, wydał się Walkowi znajomy.

- Tak. Wydawać by się mogło, że to idiotyczne, ale ludzie są właśnie idiotami! Widzą dywan, zsiadają z koni, a my ich za fraki i koniec zabawy! Hehehehe... - wtórował drugi. Nie wiedzieć czemu wydał się Geniuszowi skądś znajomy.

- Czy wy... eee... - zwrócił się do oprawców Walek - nie pracujecie czasem jako ochroniarze "Pod Skrzydlatym Dzbanem"?

- Aktualnie mamy urlop. Hehehehe...

- Dobrze to ująłeś. Hohohohoho...

- Czyli, wy jesteście Braćmi Strach, z którymi rozmawialiśmy przed wyjazdem z Tanebu?

- Pamięć cię nie myli, chłopcze... To my.

- To my. To właśnie my.

Zaśmiali się. Mieli chyba już trochę w czubach, a teraz wyciągnęli beczułkę piwa i zaczęli żłopać.
- Zostaliśmy schwytani przez najsłynniejszą parę najemników w całej Północnej Ćwiartce... - szepnął Walek Geniuszowi do ucha. - Masz jakiś pomysł jak z tego wyjść?

- Tak. Mam jeden.

- Jaki?

- Znasz jakiegoś Boga?

- Myślałem o czymś bardziej konkretnym.

- Konkretnie, to ty się módl...

Siedzieli przez chwilę w milczeniu, przyglądając się opilstwu Braci.
- Przysłał was Arim? - bardziej stwierdził niż zapytał Geniusz.

- W rzeczy samej.

- Podejrzewamy, że wiadomość, którą mieliśmy dostarczyć burmistrzowi, ukradł Czarny Mag. Właśnie go szukamy...

- Odrobinę za późno. Nic wam po wiadomości. Roderick nie żyje.

- Aha... - stropił się Geniusz i o nic już nie pytał.

- Czy wy jesteście rodzonymi braćmi czy tak tylko z nazwy? - zapytał Walek. - Pytam przez ciekawość.

- Jesteśmy braćmi w strachu - wymijająco odpowiedział jeden z Braci i zaśmiał się gardłowo, po czy łyknął spory haust piwa.

- Bracia w strachu. Dobre, kurka, dobre - roześmiał się drugi.

- Co zamierzacie z nami zrobić?

- Teraz zamierzamy pozwolić się wam wyspać, a jutro z rana wyruszymy razem w podróż do wujka Arima. Na pewno się ucieszy, jak was zobaczy.

- O tak... Ucieszy się, że aż strach. Hehe...

- Hohoho... aż strach... hohoho...

Po tym wytłumaczeniu Walek także zaprzestał zadawania dalszych pytań.


Poprzednia Jesteś na stronie 8. Następna
1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13