Karbanasa Magnora

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13
Poprzednia Jesteś na stronie 2. Następna

ROZDZIAŁ DRUGI

w którym Zło nie tylko wychynęło, ale nawet całkiem realnie wpłynęło na samopoczucie bohaterów i zaczyna być ciekawie (miejmy nadzieję)

Zło, które wychynęło z krzaków było paskudne, wredne i w ogóle tak złowrogie, że bardziej być nie może...
- Nie przesadzajmy - z nieszczerą skromnością powiedział poborca podatkowy i wychodząc zza krzaków podciągnął spodnie.

Tymczasem nasi bohaterowie dotarli już do bram miasta i legitymując się pieczęcią bardzo wpływowego i jeszcze bardziej bogatego kupca Arima, żądali widzenia z burmistrzem. Kiedy dotarli pod jego rezydencję, okazało się, że włodarz miasta jest bardzo zajęty.
- Burmistrz jest zajęty nie cierpiącą zwłoki pracą i nikogo o tej porze nie przyjmie - odpowiedział Strażnik, ale coś w jego obliczu, może skrywany uśmieszek, kazało sądzić, że jest to raczej przyjemna robota.

- Mamy ważną wiadomość - nie rezygnował Geniusz. - Musimy ją oddać Roderickowi do rąk własnych.

- Mam dwa razy wam tłumaczyć? Burmistrz nie przyjmuje i basta.

- To bardzo ważna wiadomość. Baaardzo ważna. Roderick może się bardzo złościć, jak jej zawczasu nie dostanie. Może też wylać cię z tej miłej strażniczej posadki, za to że nas nie wpuściłeś... Radzę się zastanowić.

- Ja mam swoje rozkazy, wy macie swoje. Typowy konflikt tragiczny, w którym wszyscy mają rację, a dla nikogo się to dobrze nie kończy.

- Fiu, fiu... Jakiś ty wykształcony...

- Kto wie? Może Autor pomyślał mnie jako swoje alter ego?

- Nie pochlebiaj sobie. Autor nie jest zbyt... - dalsze słowa Geniusza utonęły w ogłuszającym grzmocie, za którym, jako Szatan z nieba spadający, przecięła powietrze błyskawica.

- Nie zanosiło się na burzę - stwierdził Strażnik, a grad kropel runął z nieba, jakby Anioły wylewały wiadrami gnojówkę.

- Jeśli chcecie, możecie przeczekać burzę w pokoju dla służby. Wcześniej niż jutro z rana, audiencji nie dostaniecie.

Walek i Geniusz mieli lepszy pomysł. Znali tu jedną dobrą gospodę, "Pod Skrzydlatym Dzbanem", tam też skierowali swe szybkie kroki. Choć nazwa gospody pochodziła od częstych niegdyś w niej bójek, w czasie których nie oszczędzano glinianych naczyń, teraz miała ona całkiem dobrą renomę. Chroniona też była przez słynny duet ochroniarzy, samych Braci Strach.

W środku było czysto i schludnie. Stoliki zajęte były w większości przez bogatych mieszczan, było też kilku rycerzy i paru mnichów. Nasi bohaterowie nie wyglądali najlepiej po długiej jeździe i ulewie... Starając nie zwracać na siebie uwagi, zajęli wolne miejsca w jakimś ciemnym kącie i przywołali do siebie przeuroczą, falującą biustem barmankę. Kiedy tylko zatopili wąsy w złocistym napoju, słynnym krasnoludzkim piwie, poczuli się całkiem nieźle.
- Nie wiem jak ty, ale ja czuję się całkiem nieźle - powiedział Walek.

- Ja też czuję się całkiem nieźle - Geniusz nie odbiegał od normy.

- Ciekawe czemu czujemy się tak całkiem nieźle? - Walek nie wiedzieć dlaczego poczuł jakieś wątpliwości. - Wypiliśmy dopiero po jednym piwie. Prawda, że krasnoludzkim... ale żeby od razu czuć się tak bardzo nieźle? Pewnie to wina Autora.

- I jakoś tak sennie... - Geniusz zmrużył powieki.

- Właś... - tu Walek ziewnął - ...nie. Coś jest nie ta... - nie dokończył, zasnął.

Dlaczego niby winili Autora? Pytanie to pozostanie zagadką. Prawdą natomiast jest to, że nie było to zwykłe piwo.

Z kąta gospody wychynęło straszliwe Zło. Było ono paskudne, wredne i w ogóle tak złowrogie, że bardziej być nie może...
- Nie przesadzajmy - w głosie poborcy, gdy wyjmował zapieczętowaną wiadomość z sakwy Geniusza, znać było nieszczerą skromność.


Poprzednia Jesteś na stronie 2. Następna
1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13