Siła i rozum!

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10
Poprzednia Jesteś na stronie 6. Następna

Dzień rozbudził się już na dobre kiedy na drodze prowadzącej do osady Pazur Behemota pojawił się wóz ciągnięty przez muła. Na załadowanym po brzegi wozie nakrytym szarą skórą siedział człowiek. Strażnicy pilnujący bramy przyglądali mu się z uwagą. Zaprzęg z wolna zbliżał się do osady. Woźnica sprawiał wrażenie, że nigdzie się nie spieszy. W zasadzie w jeździe zdał się całkowicie na muła, a sam zatopił się w rozmyślaniach. W miarę zbliżania się wozu do bramy, strażnicy mogli dostrzec coraz więcej szczegółów. Wyraźnie wyczuwało się, że przybysz para się magią. Jego poważne oblicze, z którego mimo wielkich chęci nie można było określić wieku, magiczne artefakty wystające tu i ówdzie spod przykrywającej je skóry, przeszywające spojrzenie czarnych oczu, nie pozostawiały wątpliwości. Jednak ubiór i sylwetka woźnicy nie były typowe dla magów. Przypasany do boku miecz, lekka zbroja wystająca spod lnianej bluzy i ciemnego płaszcza z kapturem, umięśniona klatka piersiowa i ramiona wskazywały, że i wojenne rzemiosło nie było mu obce.

- Stóóój! - rozległo się z wieży strażniczej.

Muł zatrzymał się posłusznie.
Dwóch strażników wyszło przed bramę.

- Ktoś Ty? W jakiej sprawie?

Przybysz powoli i zimno spojrzał w oczy strażnika.

- Dobrze, proszę jechać Panie- orzekł wartownik, jakby zahipnotyzowany

- Hej tam! Otworzyć bramę! - zakomenderował.

Przybysz wjechał w obręb osady. Strażnicy patrzyli chwilę za wjeżdżającym.

- To on! - rzekł strażnik, który odezwał się do obcego.

- Jaki on - zapytał inny ze strażników.

- No ten Wędrowiec Dominiów, o którym wspominał Ururam. Pamiętacie jak w gospodzie mówił, że wyczuł jego przybycie.

- Dwóch Wędrowców w naszej osadzie - wygląda mi na to, że coś się szykuje.

Tymczasem przybysz udał się do kwatery głównej osady. Tam ku jego zaskoczeniu spotkał się z niezwykle przychylnym przyjęciem. Zaproponowano mu nawet nocleg w pewnej aktualnie wolnej chacie, na co przystał z radością.

- Spodziewali się mnie tutaj. Pewnie Ururam - pomyślał - ciekawe ile wie.

Uwagę wędrowca zwróciły solidne, schludne domy, zadbane ulice, potężna palisada, sprawna organizacja i zarządzanie. O osadzie Pazur Behemota słyszał już wcześniej. Zgromadziło się tu wielu wybitnych bohaterów. Stąd rekrutowała się elita Imperatora. Dlatego ta osada była tak ważna w jego planach. Najważniejsze jednak było przekonanie do odpowiedniej decyzji Ururama.

Zaszedł do gospody. Jak się okazało o tej porze były tam jeszcze pustki. Gospodarz poinformował go, ze wieczorem zbiera się tu całe towarzystwo i Ururam jest wtedy częstym gościem. Poszedł do pracowni kartograficznej, gdzie Ururam Tururam podobno udzielał porad początkującym kartografom i gromadził mapy całej krainy, a jak się domyślał to pewnie i mapy innych dominiów. Drzwi od pracowni były otwarte.

- Jest tu kto? - zapytał.

Brak odpowiedzi.

- Hmm..! - pomyślał - przyjdę później.

Rozejrzał się jeszcze po izbie. Na stoliku leżały liczne zwoje. Z zainteresowaniem obejrzał leżące mapy. Niektóre wyraźnie go rozbawiły, inne zaciekawiły. Zwłaszcza te dotyczące innych dominiów.

- No cóż! - myślał - Trzeba przyznać, że całkiem pożyteczni są ci Wędrowcy. Tyle informacji o innych dominiach. Hm... dziwne wydaje sie to niemozliwe, ale chyba jednak nie znamy wszystkich. Kiedy dopnę swego przyjdzie czas i na nie.

Cały dzień spędził na poznawaniu tajników Osady. Wieczorem udał się do gospody. Zastał tam już Ururama siedzącego w gronie kilku zacnych mieszkańców. Niezwykłe poruszenie zapanowało, kiedy powitali się ci dwaj Wędrowcy, a Ururam przedstawił wszystkim przybyłego. Powszechnie domagano się opowieści o dawnych przygodach. Przybysz nie okazał się jednak zbyt rozmowny. Za przyklejonym do twarzy uśmiechem kryło się zniecierpliwienie i rozdrażnienie. Po krótkiej chwili obaj Wędrowcy opuścili zebrane w gospodzie towarzystwo i udali się do chaty Ururama.

Przy czaju i smoczych kluchach rozmawiali przez chwilę o tajnikach światów i magii. W pewnym momencie przybysz zagadnął:

- Jest pewna ważna sprawa, w której przybyłem do Osady.

- Cóż to takiego - spytał Ururam.

- Wiem , że można ci ufać - dlatego wtajemniczę cię w szczegóły.

Obcy długo mówił o sytuacji w świecie. Przedstawiał racje, które nim powodowały, aby powołać do życia niezwykły sojusz. Wspomniał o z pozoru nieznaczących działaniach wojennych, które po kolei eliminowały ewentualnych sprzymierzeńców Imperium. O zniszczeniu przez smoki bagiennej twierdzy Thaar i zdziesiątkowaniu hydr w całej Północnej Lozanii. O robocie tytanów, którzy zmieniając bieg rzeki Gawonny zatopili siedliska ifritów. O wyprawie eracjańskiego hrabiego Marsanto de Vega e Ystad Moriega na wioski goblińskie w zachodnio-pólnocnej części Imperium, która to wyprawa została oficjalnie potępiona przez królową Katarzynę, jako przejaw warcholstwa i samowoli. Wprawdzie hrabia doznał dotkliwej porażki od operującego akurat w tym regionie barbarzyńskiego hetmana Ojoj, ale region został poważnie spustoszony. Przybysz opowiadał również o wielu innych operacjach, o gromadzeniu wszelkich dostępnych sił i środków w celu jednorazowego i całkowitego rozgromienia Imperium. O zamaskowanej powszechnej mobilizacji w Eracji. Wszyscy oprócz kobiet, dzieci i niedołężnych starców byli szkoleni i zbrojeni. Niby pozostawali w swoich wsiach i miasteczkach, ale byli gotowi w momencie wyruszenia regularnej armii sprzymierzonych, niczym niewielkie dopływy rzeki, dołączać grupami do sił głównych, tak by wkraczająca na terytorium wroga armia była potężna, jak fala powodziowa, która zalewa i niszczy wszystko. Pierwszy cios miał być ciosem morderczym, dlatego aby nie osłabiać siły uderzeniowej żadnych rezerw ludzkich w odwodzie nie przewidywano. Pozbawiona sojuszników i zaskoczona armia Imperium mimo całej swej waleczności nie będzie mieć najmniejszych szans na odparcie ataku.

- Z chęcią Ururamie widział bym cię w naszym obozie - zakończył przybysz.

- Nie - powiedział z namysłem i powoli Ururam - nie będę się mieszał w sprawy tego świata. W sumie ty też nie powinieneś, ale rób jak uważasz. Nie poprę cię, ale przeszkadzać też nie będę.

- No cóż trudno, twoja wola! Skoro świt muszę wyjechać. Żegnaj zatem Ururamie!

- Żegnaj!

Wędrowiec wyszedł z domu Ururama. Na krótką chwilę jego oblicze rozpromieniło się, a oczy przybrały dziwny nieludzki kształt:

- Jest! Udało się! Poszło łatwiej niż się spodziewałem - mruknął zadowolony pod nosem - teraz nikt mi już nie pokrzyżuje planów.

Ururam siedział dłuższy czas zadumany w fotelu.

Hmm... - wyrwało mu się ciche westchnienie.

Skrzypienie kół niosło się daleko w zimnym powietrzu jesiennego poranka. Strażnicy bramy w milczeniu, zabijając ręce dla rozgrzewki, obserwowali niknący w oddali wóz i sylwetkę zakapturzonego woźnicy.

Późnym wieczorem tego samego dnia Złoty Wyrm wzbił się w górę i od tej pory co noc przemierzał niebo szukając ...


Poprzednia Jesteś na stronie 6. Następna
1 2 3 4 5 6 7 8 9 10