Arhorn

1 2 3 4 5 6
Poprzednia Jesteś na stronie 2. Następna

"A jak wygląda prawda nikt nawet się nie domyśla!" - pomyślał mile połechtany Arhorn. A sprawa wyglądała następująco: przez wiele lat Arhorn i Ulfen byli znani jako wrogowie. Jeden drugiego strasznie nienawidził. A mieli za co żywić do siebie takie, dość negatywne uczucia. Jeden szkodził drugiemu w interesach. I tak pewnie szkodziliby sobie wzajemnie gdyby nie pewien pomysł... A pomysł ten był wręcz genialny! Ale po kolei...

* * *

Ulfen po raz kolejny zdenerwował Whiteguya. Szczegóły tej sytuacji nie są ważne, ważny jest sam fakt, że Arhorn wściekł się na swego wroga. Tak to zresztą często bywa z wrogami. Jednak tym razem zamiast uknuć jakąś przebiegłą zemstę wpadł na inny pomysł.

W mieście było wiele innych osób, które nie lubiły Arhorna. Jednak to Ulfen nienawidził go najbardziej. I to on był najbardziej wpływowy.
"Mam już dość! Dosyć mam tej nieustającej wojny, czas z tym skończyć!" - pomyślał rozgorączkowany. Jak zawsze jednak odezwał się w nim zdrowy rozsądek. Oczywiście ten zdrowy rozsądek zawsze był rozsądny, gdy chodziło o coś, co mogłoby pomóc w interesach. "Ale czy nie łatwiej byłoby gdyby wszyscy myśleli, że jesteśmy wrogami, natomiast my działalibyśmy w tajnej koalicji? Tak, to na pewno byłoby korzystne. Ha, i to jeszcze jak!" - przed Arhornem roztoczyły się wizje tego czego mógłby potem osiągnąć dzięki takiemu układowi. "Tylko jak to teraz zrealizować?"

* * *

Arhorn spotkał się ze swym jak dotąd największym i najbardziej zawziętym wrogiem. I jeden, i drugi przybyli z nieliczną ale świetnie wyszkoloną eskortą. W jakiś sposób udało im się dogadać. Dwaj wrogowie, którzy do tej chwili nie zamienili ze sobą nawet jednego słowa, znaleźli wspólny język. Pieniędzy. I dla jednego, i dla drugiego to one były najważniejsze. Tak więc w jakiś dziwny sposób zawiązał się pomiędzy nimi sojusz, o którego nikt oprócz nich nie wiedział. Z wyjątkiem zaufanej eskorty, jednak ci ludzie byli pewni. Nie było możliwości, że mogliby zdradzić.
Tak w skrócie wygląda ta historia...

* * *

Po chwili odpoczynku Arhorn doszedł do wniosku, że powinien zacząć działać. To znaczy chodzi o to, że on po prostu nie lubił bezczynności. Tym bardziej gdy było coś do zrobienia, jak w tym wypadku. Należało się ubrać, bo to trochę, można powiedzieć, krępujące, siedzieć w mieszkaniu innego mężczyzny w samej tylko bieliźnie. Arhorn wstał z fotela, na którym przed chwilą wspominał jak doszło do jego umowy z Ulfenem i rozpoczął poszukiwania jakieś odpowiedniej dla niego odzieży. Nie było z tym problemu, jego wspólnik był przygotowany na różne sytuacje. Jak widać zadbał również o to by w jego domu znalazły się ubrania skrojone na miarę Arhorna.
Po ubraniu się nadszedł czas by coś zjeść. Uważając by żaden ze strażników go nie zauważył, poszedł do spiżarni. "Zamknięta!" zdenerwował się, "Jak mógł nie pomyśleć o tym, że ja będę głodny?! Mogłem coś zjeść na weselu. Ale z drugiej strony miałem tam ciekawsze rzeczy do roboty..." Raz jeszcze spróbował otworzyć drzwi spiżarni. Nic to nie dało.

Arhorn poszedł do salonu, tam za szafką z książkami znajdowała się wejście do jego tajnego pokoju. Rozglądając się czy nie ma w pobliżu nikogo, kto mógłby go zobaczyć podszedł do szafki. Już-już chciał otworzyć wejście do swego pokoju, gdy usłyszał za sobą jakiś szelest. Znieruchomiał. Wyczuł, że ktoś za nim stoi. Zacisnął rękę na będącej w pobliżu książce. Po czym momentalnie odwrócił się rzucając książką w skradającego się za nim człowieka. Napastnik dostał okładką prosto w oko. Zapewne zabolało go, co dało się poznać po krzyku jaki towarzyszył zetknięciu się twarzy z opasłym tomiskiem "Istota bólu". Tu jednak nie skończyły się kłopoty. Napastnik nie był jeden. Za tym, którego skrzywdziła literatura, stało dwóch innych. Oni już na nic nie czekali, ruszyli ku Arhornowi. Ten szybko rzucił jeszcze jedną książką i zaczął uciekać. Jednak w drzwiach stanął kolejny człowiek, o zamiarach podobnych do dwóch pozostałych. Nie widząc innego wyjścia Whiteguy postanowił skorzystać z okna. W ogrodzie jednak także znajdowali się osobnicy chcący go złapać. Tym razem trzech. Zaczął biec w ich kierunku. Jednego odepchnął. Ten przewracając się upadł wprost na drugiego. Trzeciego kopnął w brzuch. Dalsza ucieczka przebiegała bez jakichś większych incydentów. "Dobrze, że w mieście mam jeszcze inne kryjówki."

* * *

"W melinie przesiedziałem parę dni, tak długo by sprawa pościgu trochę ucichła." Przypomniał sobie Arhorn wychodząc południową bramą z miasta. "Jak na razie nie mam tutaj czego szukać - ktoś mnie zdradził!" Przy bramie nie było gwardzistów. Siedzieli w koszarach. Teraz czasy były tak spokojne, że nie było potrzeby kontrolowania kto przybywa do miasta. Wychodząc poza mury grodu Whiteguy odetchnął z ulgą. Udał się drogą na południe, by znaleźć sobie jakiś nocleg.

Droga była prawie pusta. Co jakiś czas podróżującego mijał tylko jakiś wóz, czy piesi wędrowcy. Okolica była piękna. Poeta powiedziałby, że wokół rozlewają się łąki i pastwiska, na horyzoncie maluje się niewyraźny zarys gór. W oddali było widać pięknie zieleniejące się lasy. Rześkie powietrze wspaniale orzeźwiało... Jednak taki materialista jak Arhorn patrząc na okolicę nie widział tego wszystkiego. Dla niego były to tylko zwyczajne rośliny, góry. To wszystko stanowiło tylko tło, na które nawet się nie spogląda. Nawet nie przechodziła mu przez myśl rześkość powietrza. On nie miał czasu na takie bzdury. W tym świecie nie ma czasu by się zatrzymać i popatrzeć na zachód słońca. Tu trzeba działać. Bo bez działania nie ma przetrwania.

W końcu Arhorn przybył do jakieś wsi. Spokojna osada, kilka zagród, zwykłych chat i gospoda. To właśnie ona jest jego celem. Po pierwsze: aby tam się przespać. Po drugie: aby zasięgnąć języka. Kto go ścigał i dlaczego.

Gdy tylko wszedł do karczmy wszystkie spojrzenia skierowały się na niego. Przez chwilę nikt się nie ruszał, zapanowała dziwna cisza. I potem jak na jakiś umówiony znak wszyscy ruszyli na niego z ogłuszającym krzykiem. Arhorn długo nie zastanawiał się co robić. Znów pozostawała ucieczka. Wybiegając zauważył na drzwiach plakat - list gończy. Widniała na nim jego podobizna, a pod nią bardzo wysoka kwota. Wybiegając z karczmy Arhorn zarejestrował jeszcze jeden szczegół widniejący na liście. Podpis. Ulfen. Teraz już wiedział kto zdradził. Nie oglądając się pobiegł przed siebie. Do lasu.


Poprzednia Jesteś na stronie 2. Następna
1 2 3 4 5 6