Arhorn
1 2 3 4 5 6 | ||
Poprzednia | Jesteś na stronie 6. |
Siedział w lochu. Siedział i kompletnie nie wiedział co począć. Próbował się wydostać, ale okazało się to niemożliwe. Dlatego nudził się, myślał i zamartwiał z powodu... nieobecności wartowników. Ale nie chodziło mu o to, że ich nie ma, miał raczej na myśli, że powoli zaczynało kończyć się jedzenie. A nawet to, które miał, zaczynało się psuć. On jednak nie mógł nic na to poradzić.
Zastanawiał się jak długo tutaj już siedzi. Tydzień, dwa? Stracił poczucie czasu.
- Cholera. - Zaklął. - Niech oni w końcu wrócą! Albo... - Dodał ciszej. - niech ktoś mi da coś do jedzenia...
* * *
Minął kolejny dzień. I jeszcze jeden, i jeszcze jeden, i... Od czasu gdy porywacze opuścili wiatrak minęły trzy tygodnie, kiedy przy budynku, w którym został uwięziony Arhorn przystanęły cztery postaci. Ubrane na zielono, każdy z łukiem na plecach robił wrażenie elfa - wrażenie to potęgowały jeszcze spiczaste uszy. Jednak mimo tego było w nich widać wyraźne cechy ludzkie. Półelfy rozmawiały ze sobą.
- Schronimy się tutaj na noc. Ja będę pierwszy pełnił wartę, choć nie powinno to być potrzebne, główny atak został już przeprowadzony i, co ważne, przeprowadzony zwycięsko. Teraz nasi przetrzepują tylko jakieś nędzne niedobitki tych co pozostali i nie wierzą w naszą utopię.
Czterech półelfów weszło do wiatraku.
- Trzeba teraz to przeszukać. - Odezwał się jeden. - Jenes idziesz tam - Wskazał zejście do piwnicy. - Mond wejdź do góry po tej drabinie, przy okazji rozejrzyj się po okolicy. A ty Henedzie obejrzyj okolicę. Ja zostaję tutaj.
Trójka postaci natychmiast zabrała się za wykonywanie rozkazów. Tymczasem przełożony wyciągnął mapę i dokładnie się jej przyjrzał. Zaznaczone były na niej ważniejsze miasta tego królestwa. Wszystkie padły, we wszystkich wyglądało to podobnie: ogromna ilość zbuntowanych chłopów, mieszczan i rzemieślników dosłownie miażdżyła opór ze strony stacjonujących wojsk. Nie mieli oni szansy przetrwać, co dziwne wydarzyło się to, mniej więcej, w podobnym czasie! Teraz całe królestwo legło w gruzach. Po prostu zniknęło.
Z błogiego zamyślenia wyrwał go krzyk Jenesa.
- Hej! Szybko, chodźcie tutaj! Znalazłem coś ciekawego. Henel, szybko!
Zwany Henelem pobiegł czym prędzej. Pośpiesznie zbiegł po schodach i stanął przed Jenesem.
- O co chodzi?
- Spójrz na to. - Odparł Jenes. Jego palec wskazywał na ścianę. Pustą ścianę.
- I co to niby ma być?
- Jak to? Nie dostrzegasz tego? Przyjrzyj się dokładnie, tutaj jest coś w rodzaju zamka... Widzisz to niewielkie obramowanie? To są drzwi. Natomiast pytanie brzmi: dokąd?
- Hmmm... - Zamyślił się Henel. To co przedstawił mu towarzysz zrobiło duże wrażenie. Sam nigdy nie zwróciłby uwagi na takie szczegóły. - Wygląda na to, że dawni lokatorzy mieli coś do ukrycia...
- Właśnie. - Przytaknął Jenes. - To jak? Otwieramy?
- Czy ciebie... - Zaczął Henel, jednak przerwał mu właśnie zbiegający do komnaty Mond, który na wstępie powiedział:
- Co się stało?
- Mamy tutaj jakąś tajną komnatę...
- No to dalej, wchodzimy! - Mond już chciał wparować do owej tajnej komnaty, gdy nagle zreflektował się. - Gdzie jest wejście? Nigdzie go nie widzę...
Jenes wyciągnął z kieszeni dwie metalowe szpilki i włożył je do ukrytego zamka. Po chwili przekręcania, drzwi stanęły przed nim otworem...
* * *
Obudziły go jakieś łomoty, coś jakby ktoś zbiegał po schodach. Próbował wstać. Głowa mu pękała. Długą chwilę zajęło mu dojście do tego co się dzieje. Zapewne wracali strażnicy. Z jednej strony to dobrze - powinni mieć coś do jedzenia ale z drugiej... Arhorn zastanawiał się, czy tamci dowiedzieli się o jego pochodzeniu. Wolał żeby nie.
Nagle zobaczył światło. Wąski strumyk jasności wpadł do środka, szybko się poszerzając. Spojrzał w tamtym kierunku. Zamknął oczy - tak dawno nie widział światła.
Usłyszał kroki. Niepewne kroki. Lekko uchylił lewe oko: zbliżały się trzy postaci. Wszystkie były wysokie. Gdy podeszły wystarczająco blisko zauważył spiczaste uszy u najbliższego z nich. To nie byli strażnicy.
* * *
Pierwszy wszedł Mond, zaraz po nim Jenes, jednak Henel nie był już tak chętny, spojrzał jeszcze za swoimi podwładnymi, którzy niezbyt kwapili się do wykonywania rozkazów i wkroczył do ciemnego pomieszczenia, cicho przeklinając na czym świat stoi.
Jenes miał ze sobą pochodnię. "Ciekawe skąd ją wytrzasnął?". Zastanowił się Henel. Szybko jednak odrzucił od siebie tą myśl. Na posadzce leżał jakiś człowiek...
* * *
Arhorn otrząsnął się z osłupienia spowodowanego widokiem przybyłych. Teraz dopiero dostrzegł, że ich także zdziwił jego widok. To dobrze rokowało, nie wiedzieli, że go tutaj znajdą, czyli nie byli kimś, kogo wysłał Kupiec.
Przybyłe postaci milczały.
W końcu Arhorn postanowił przerwać ciszę. Miał jej powoli dosyć. Już chciał coś z siebie wydusić, gdy go uprzedzono.
- Kim jesteś? - Rozległ się głos. Sam chciał spytać o to samo.
- Ja? - Niepewnie zaczął. Trudno mu było wymawiać poszczególne słowa. Od tak dawna z nikim nie rozmawiał. - Raczej kim wy jesteście?
* * *
Okazali się półelfami. Nie była to jednak jedyna wiadomość, jakiej dowiedział się od nich Arhorn. Należy jednak nadmienić, że dość szybko zaprzyjaźnili się ze sobą. Trudno to wytłumaczyć, to po prostu jakaś podświadoma sympatia. W niczym jednak nie zmienia to faktu, że Whiteguy dowiedział się od czwórki wędrowców wielu rzeczy. Jednak najbardziej interesującą sprawę wyłożył mu Henel odpowiadając na jego pytanie.
* * *
- Henelu, powiedz mi proszę, co takiego stało się przez czas, gdy byłem tutaj... więziony... Bo z tego co usłyszałem z waszych rozmów...
- Och, naprawdę dużo się działo. - Henel miał zwyczaj nie wysłuchiwania do końca wszystkich pytań. Od razu chciał na nie odpowiadać. Jeżeli oczywiście znał odpowiedzi! - Wedle tego co powiedziałeś, to przebywałeś tutaj około trzech tygodni. - Zamyślił się. - Tak, przez ostatnie trzy tygodnie stało się naprawdę dużo. Tylko nie wiem od czego zacząć. Ale spróbuję... - Półelf przerwał na chwilę, po namyśle powiedział. - Więc podobno córka nadmorskiego magnata zaszła w ciążę z jakimś chłopem, stary Menergot, wiesz - mój dawny sąsiad, zaczął hodować róże, a...
- Czy ty sobie żartujesz? - Przerwał mu Arhorn.
- Nie.
- W takim razie mów poważnie. - Zwrócił uwagę człowiek.
- Z wami to nie można nawet przez chwilę być na luzie! Od razu to im się nie podoba i zaczynają narzekać. - Narzekał Henel. - Dlaczego ja się z wami w ogóle zadaje? - Kontynuował. - Ale przecież was nie opuszczę! Nie dalibyście sobie rady... - Zignorował stłumione parsknięcie śmiechu Jenesa. - Dobrze, powiem co takiego się działo, na p o w a ż n i e jeżeli tak bardzo wam na tym zależy. Od dzisiaj będę cholernie poważny! Odechce się wam potem narzekać na moje wesołe usposobienie! Tak, jeszcze będziecie tęsknić do tych czasów, gdy zdarzało mi się żartować! Ale to już nie wróci! Od teraz będę bardzo poważny...
- W czasie, gdy przebywałem w lochu działo się... - Podpowiedział Arhorn, wolno wymawiając poszczególne słowa.
- A właśnie! Tak więc w tym czasie stała się jedna, ważna rzecz. Wydarzenie to całkowicie zmieniło czas tego królestwa. Dokładniej zmieniło go na przeszły dokonany. Czyli mówiąc prościej, to królestwo przestało istnieć, wliczając w to wszystkie prawa, cały majątek, a nawet rodzinę królewską. Oczywiście wraz z nimi poleciały także głowy szlachty.
Zauważając pytające spojrzenie Arhorna, Henel dalej się produkował.
- A wszystko to co sprawą... chłopów! Tak jest, takich małych, nic nie znaczących chłopów. Oczywiście, oprócz nich, także inni brali w tym udział. Między innymi: niektórzy z kupców, większość rzemieślników, nawet niektórzy żołnierze zaczęli się buntować. My także zresztą... A najdziwniejsze jest to, że stało się to w całym królestwie jednocześnie, jakby to było planowane i jakaś siła do tego wszystkich popychała... Sam nie potrafię tego wytłumaczyć, po prostu poczułem taką potrzebę i chwyciłem ze broń.
Arhorn nie rozumiał. Dało się to też widzieć po jego minie.
- Nie rozumiesz? - Zdziwił się Henel. - No cóż, ja w zasadzie to też nie do końca rozumiem. Tak czy inaczej ci wszyscy chłopi i reszta zgrai obaliła króla, zabiła szlachtę, a dla siebie zabrała cały ich dobytek. Królestwo runęło. - Wyjaśnił Henel. - Teraz panuje tutaj anarchia. Totalne bezprawie.
- Raj. - Westchnął w uwielbieniem Mond.
- To ty tak uważasz. - Henel spojrzał się na niego krzywo. - Zawsze miałeś jakiś dziwny gust... Te orczyce...
- Cicho! - Groźnie syknął oskarżony o kontakty z orczycami. - To było dawno... - Dodał jakby na usprawiedliwienie.
- Widzicie? Zawsze mówiłem, że czub jakiś z niego był. - Ucieszył się Hened, który dotąd rzadko zabierał głos.
- Arhornie, powiedz nam co teraz zamierzasz zrobić... - Próbował ratować sytuację Jenes.
- Szczerze mówiąc to nie wiem. - Odparł. Nagle o czymś sobie przypomniał. Należało spróbować, może o czymś wiedzieli. - A słyszeliście może o niejakim Ulfenie...
- Ulfenie? Ach, coś mi świta...
- Coś ci świta! Błachacha! - Udał śmiech Hened, który teraz wyraźnie się ożywił. - Przecież to był ten, co się najbardziej stawiał! Próbował tam jeszcze walczyć i go ukatrupili. Szybko, aczkolwiek okrutnie.
Dalszej rozmowy pomiędzy półelfami Arhorn już nie słuchał. Zastanawiał się nad swoją sytuacją.
Musiał uciekać, ponieważ ścigał go Ulfen. Za co? Nie wiadomo, ale to że go ścigał było niezaprzeczalnym faktem. Tak więc kiedy ten umarł Arhorn mógł powrócić. Tylko do czego powrócić? Majątku obecnie żadnego nie posiadał, wpływów także nie posiadał. Teraz wszystko jest nowe. Więc chyba...
- Arhornie, jeszcze raz się ciebie spytam. Co teraz planujesz? - Ponowił Jenes.
- Wiecie co? Chyba należy rozpocząć nowe życie...
* * *
Kilka wieków później, pewien historyk, obywatel Imperium, głowił się nad tym co nagle skłoniło większość chłopów do chwycenia za broń, a następnie obalenia królestw, zniesienia praw. Było to ważne wydarzenie, gdyż na tych gruzach narodziło się Imperium, które jest jedną wielką monarchią, jednoczącą całą ziemię, a teraz rozpoczynającą kolonizację otaczającego kosmosu. Gdyby ci chłopi nie chwycili za broń, Arhorn nigdy nie założyłby tej utopii. Historyk zastanowił się w jaki sposób owy Arhorn tego dokonał. Nie ma na ten temat żadnych dowodów. Wszystko to przypuszczenia.
Arhorn wraz z czterema tajemniczymi postaciami utworzył coś na wzór grupy, komanda... Wstyd przyznać, ale założyciel Imperium na początku zajmował się... grabieżą! Jednak historia mu to wybaczyła. Zbierał on pod swoim sztandarem coraz więcej stworzeń. Mieli wolną rękę, żadnej konkurencji. Byli pierwsi, a wszystkich potencjalnych wrogów wytępili. Wszędzie panowała anarchia i jak najbardziej odpowiadało to grupie Arhorna. Wybili się ponad wszystkich, na ruinach cywilizacji stworzyli, maluteńkie księstwo. Pomnik dawnych czasów. Co dziwne, udało im się rozszerzać granicę. Powoli odbudowywali królestwo pod wodzą Arhorna. Odbudowywali je ci, którzy przedtem doprowadzili do jego upadku.
W bezprawiu położone były wszystkie dawne królestwa, wszystkie spotkał ten sam los. I wszystkie włączył do swego, teraz już Imperium, Arhorn.
To było właśnie fenomenem. Naukowcy, badacze i historycy całego świata, czyli ci z Imperium, głowili się nad tym. Żaden nie odnalazł odpowiedzi.
I właśnie teraz zastanawiał się nad nią historyk.
I właśnie teraz ją znalazł.
Napisał o tym książkę. Co dziwne odniosła ona niespodziewany sukces. Nikt nie spodziewał się, że w epoce, gdy otwiera się droga na inne planety, ktoś chciałby czytać o nudnej historii. Sukces ten zawdzięczała pewnej teorii, na temat upadku tamtych królestw. Mówiła ona, że tak chciało przeznaczenie. Proste, prawda? A nie dość, że proste, to jeszcze tak dobrze trafiające do umysłów podatnych na sugestie. Była to teoria jak najbardziej dobra dla Imperium, w końcu mówiła ona, że przeznaczenie chciało, by ono powstało.
Tylko czy to było prawdziwe? A jaka była prawda? Nikt nie wie, zbyt zamierzchłe to były czasy. A Arhorn? On był pierwszym władcą tegoż Imperium - jego założycielem. Teraz jednak już milczy.
Zamilknijmy i my...
Poprzednia | Jesteś na stronie 6. | |
1 2 3 4 5 6 |