Arhorn
1 2 3 4 5 6 | ||
Poprzednia | Jesteś na stronie 4. | Następna |
Ofer'rin zwrócił się do Arhorna.
- Powiedz mi proszę w co się znowu wpakowałeś!
- Ech... - westchnął Whiteguy - to jest zbyt skomplikowane. Powiem tylko tyle: zaczęło się od przyjemności, potem był pościg, a potem zdrada. W skrócie wygląda to właśnie tak. Nie wiem co tu dalej miałbym powiedzieć. Chyba, że mamy naprawdę dużo czasu...
- Racja, nie mamy go wiele! No dobrze, na razie musi mi to wystarczyć. - odrzekł Ofer'rin.
Jego ciało było, nienaturalnie smukłe w wyobrażeniu człowieka, o wieku trudnym do stwierdzenia, tak zresztą bywa u elfów. Ciemne oczy nie pozwalały na wyczytanie żadnych myśli kłębiących się w głowie. Był bardzo blady. Jednak ta bladość nie kojarzyła się z chorobą, a raczej z dostojeństwem, szlachectwem. Długie, kruczoczarne włosy spływały po ramionach. Wzrostem spokojnie dorównywał Arhornowi, może nawet minimalnie go przewyższał. Przewyższał go także urodą. Przemówił:
- A teraz ja chciałbym tobie coś pokazać. Chyba nigdzie się nie spieszysz, prawda?
- Jakbyś zgadł przyjacielu, nie spieszy mi się rzeczywiście.
- To dobrze, możesz w takim razie wraz ze mną pójść, mamy tutaj w pobliżu obozowisko.
- Oczywiście, chyba nic nie stoi na przeszkodzie.
Więc ruszyli, podróż nie była zbyt trudna, drużyna Ofer'rina - siedmiu elfów, każdy z łukiem i kołczanem na plecach - bez trudu odnajdywała ścieżyny wśród gąszczu lasu. Wyglądało to tak, jakby same drzewa rozstępowały się i tym samym odsłaniały jakąś dróżkę. Widać było, ze tych terenów nie dotknęła jeszcze ludzka ręka. Im dalej zanurzali się w głąb puszczy tym rośliny były coraz większe.
W końcu dotarli do wspomnianego przez elfa obozowiska. Nie było ono zbyt dużej wielkości, kilka namiotów mogło pomieścić maksymalnie dwa tuziny nieśmiertelnych istot.
Ofer'rin zaprowadził swego ludzkiego znajomego właśnie do jednego z tych namiotów. W środku znajdował się stół, a na nim różnorakie produkty. Konsumpcyjne ma się rozumieć.
- Proszę, siadaj. - Powiedział elf - Pewnie jesteś głodny, prawda?
- Nie zaprzeczę - oznajmił Arhorn, jednocześnie z zapałem siadając przy stole - A ty nie jesz?
- Nie. - Elf wyglądał na zmęczonego. Westchnął - Źle się dzieje przyjacielu, oj źle.
Arhorn z zdziwieniem spojrzał na Ofer'rina. Po chwili elf podjął dialog.
- Kłótnie, zdrady, oskarżenia, morderstwa i cała masa innych złych rzeczy. No, wiem, że tak się dzieje zawsze, ale żeby w takich ilościach? I tak nagle? To wszystko teraz wybuchło i nie wiem co z tym robić. Zapewne twoja przygoda to także tego skutek. Ale właśnie, czego? To się dzieje wśród wszystkich ras, zwątpienie we władców, a co za tym idzie bunty. Jak na razie tutaj jeszcze jest spokojnie ale na południu już teraz dochodzi do przewrotów. I to udanych! U nas jeszcze tak źle nie jest ale to tylko kwestia czasu. Zobaczysz, już niedługo cały nasz kontynent opanuje jeden, wielki chaos. I my nie możemy temu zaradzić. To jest jak epidemia, rozprzestrzenia się, a my nie mamy środków by ją zatrzymać...
W końcu Arhorn zdecydował się zabrać głos.
- Nie rozumiem, jakie bunty, jakie przewroty. Gdzie? Co to za krainy?
- Ech, no tak! Wy ludzie nie myślicie ogólnie, dla was ważne jest tylko to, co może bezpośrednio wam albo zaszkodzić, albo pomóc. A jeżeli coś nie ma na was widocznego oddziaływania to jest to dla was niczym. Tak, to dla was typowe. - Westchnął ciężko przedstawiciel jednej z najstarszych ras.
- A może byś odpowiedział na moje pytanie, co? - Wtrącił z przekąsem człowiek - Wciąż na to czekam.
- Te krainy leżą na dalekim południu. Nie mają z wami - To ostatnie słowo szczególnie mocno zaakcentował - nic wspólnego. Poza tym, że jesteście z tego samego gatunku. Nie prowadzą z wami handlu, nie wojują, ba! Nie wiedzą nawet o waszym istnieniu. Są to raczej ludy proste, na pewno mniej od was ucywilizowane ale wykształciły kilka organów władzy. A bunt rozpoczęły niewielkie sprzeczki pomiędzy mniej znaczącymi rodami. Potem dołączały się i te bardziej znamienite. Aż w końcu całe państwo ogarnęło szaleństwo. Teraz nikt tam nie rządzi, panuje totalne bezprawie. Anarchia. - Elf przerwał na chwilę, spojrzał na Arhorna. W końcu przerwał milczenie. - A teraz coś co zapewne cię zmartwi. Zauważyłem podobne oznaki tutaj, na tych ziemiach. Niedługo zapanuje tutaj podobny chaos. Jak tam.
Ku wielkiemu zdziwieniu Oferi'rina człowiek uśmiechnął się.
- Nie wiem co ciebie tak w tym weseli, to absolutnie nie jest zabawna sprawa.
- Ależ wiem, że nie jest zabawna, ale jakże mi na rękę! Bo wyobraź sobie, że w tej chwili jestem poszukiwany. Nawet nie wiem za co, ale jak Ulfen chce mnie pojmać to jakiś powód na pewno znalazł. I teraz dowiaduję się, że obecne władze mają zostać obalone. Ba, nie ma być potem żadnych innych władz i żadnego prawa! Czyli tym samym wyrok na mnie zostaje puszczony w niepamięć. Sam przyznasz, że dobry to obrót sprawy.
- To nie jest dobry czas do żartów. - Ponuro powiedział elf.
- Przecież wiem! - Odpowiedział z rezygnacją Arhorn. - Ale powiedz mi: czy ty na prawdę wierzysz, że ma nastać to całe bezprawie? I po czym to wnosisz? Po tym co zdarzyło się setki mil stąd w jakimś południowym państewku? Nie rozśmieszaj mnie!
- Tak, tego się obawiałem. - cicho powiedział do siebie Ofer'rin. - Całkowite zlekceważenie moich słów, ignorancja. To dla nich typowe. Tak, można się było tego spodziewać. Ech... Ale zrozum Arhornie, że to co mówię jest prawdą. Wiem o tym i nie mogę ci tego wytłumaczyć inaczej, jeszcze nie teraz. Może kiedyś... Ale musisz mi uwierzyć!
- No nie wiem...
- Jeszcze przed paroma godzinami uratowałem ci życie, więc zrób to, o co cię proszę!
- No dobrze. Ale co takiego da ci moje zapewnienie? To tylko puste słowa.
- Mam dla ciebie misję.
"Zaczyna się" - ze zniechęceniem pomyślał Arhorn.
- Musisz ostrzec tutejsze władze. Powiedz im, że tej krainie grozi niebezpieczeństwo. Jak zresztą wszystkim innym. A jeżeli spytaliby jakie, to wytłumacz im postać rzeczy. Ale musisz się pospieszyć, bo inaczej może być za późno. Rozumiesz?
- Tak. - Odpowiedział bez zbytniego zapału Arhorn.
- To dobrze. Wyjazd jutro rano.
- Ty to potrafisz popsuć apetyt. - Cicho mruknął młody mężczyzna.
- Słucham?
- Nic, nic. Już nie jestem głodny.
- Dostaniesz trzech z moich ludzi... - Kontynuował Ofer'rin.
- A myślałem, że powspominamy dawne czasy. - Cicho westchnął Arhorn.
Elf nie zareagował, był zajęty dalszym wymienianiem szczegółów jutrzejszej wyprawy.
- Nie możesz nigdzie się zatrzymywać, czas gra tutaj decydującą rolę. I pamiętaj, że nikt nie może znać celu waszej wyprawy. Aha, dostaniesz też specjalny kryptonim, na czas trwania misji. Od teraz nazywasz się Remey. Słyszysz? Jak się nazywasz?
- Arhorn Whiteguy.
- Co? - Elf wyglądał na wściekłego.
- Dobra, dobra. Remey, pamiętam.
- No. Teraz lepiej.
- Mam tylko jedno pytanie.
- Słucham.
- Dlaczego ja mam iść na tą wyprawę, a nie któryś z twoich elfów albo i ty sam?
- No bo... wiesz... tak myślałem, że... człowiek będzie bardziej wiarygodny i... że w ogóle... to... wiesz, przecież o co mi chodzi! Teraz muszę iść! Będziesz spał tutaj.
Ofer'rin wyszedł z namiotu, zastawiając Arhorna samego. Człowiek cicho westchnął.
- Tak wiem. Lenistwo się szerzy...
Poprzednia | Jesteś na stronie 4. | Następna |
1 2 3 4 5 6 |