Krew i Ostrze

1 2 3 4 5 6
Poprzednia Jesteś na stronie 3. Następna

ROZDZIAŁ III
ODKRYCIE

Postanowiłem wyruszyć w dżunglę otaczającą osadę. Powiedziałem o tym wszystkim i odszedłem. Po wyjściu przez bramę i ominięciu farm trafiłem przed drzewa. Patrzyły srogo w moją stronę, jakby próbując mnie odstraszyć ale stawiłem czoło lękowi i powoli wszedłem między nie. Wokół mnie są tylko drzewa, krzewy i dziwne rośliny, których nigdy nie widziałem na oczy. Gdy wchodziłem coraz głębiej zaczeły mi się przyglądać z zaciekawieniem wszystkie zwierzęta. Patrzyły ze smutkiem, jakby człowieka nie widziały od wielu lat. Nie przejmowałem się i ruszałem coraz głębiej w dzicz, gdy nagle potknąłem się o korzeń i wpadłem na ciernie. Podniosłem się i poczułem jak krew spływa po moim policzku. Musiałem przeciąć sobie twarz o jeden z tych kolców długości orkowego zęby i bardziej ostrego od grotu strzały. Po przetarciu twarzy z krwi ruszyłem dalej w głąb dżungli. Ku mojemu zaskoczeniu wszedłem na polanę. Lecz po dokładniejszym przyjrzeniu się okazało się, że to są ruiny osady. Gdy podszedłem bliżej, zauważyłem kości ludzkie i jakiś dziwnych istot dwa razy większych od ludzi. Czaszki tych istot przypominają orkowe, lecz moją większe oczy i potężne kły u dolnej części szczęki. Te owe kły bardziej przypominają szable niż zęby. Wchodziłem głębiej w osadę. Po kilkunastu krokach stałem, a przynajmniej tak sądziłem w sercu osady. Na wielkim placu stała piramida z budowlą na górze. Po schodach wchodziłem coraz wyżej i wyżej. Gdy znalazłem się w na szczycie budowli i spojrzałem w kierunku osady, widziałem ją dokładnie. Mimo iż tej budowli nie widać z najwyższej wieży zamku. Postanowiłem wejść do środka. Znalazłem się w niewielkiej salce pełnej kości, ale tylko ludzkich. Gdy dokładniej się przyjrzałem moje serce zaczęło bić wolniej i po twarzy spłynęły łzy. Dziecięce małe kosteczki leżały rozrzucone po sali. Zmiażdżone czaszki i połamane kości. Ale w głowie mej cały czas rozpacz. Dzieci, które tu były zostały zamordowane z wielką brutalnością. Popatrzyłem na ściany i zauważyłem rysunki. Przedstawiały historie tej ziemi. Ludzie najpierw żyli dobrze, zabijając ataki tych bestii. Ale nastały czasu śmierci. Bestie ruszyły w jednej hordzie i wyniszczały osady. Modlitwy do bogów im nie pomagały. Ostatnie osady padły, a ludność została wyrżnięta. Nagle usłyszałem trzask, jakby pękających kości. Podszedłem powoli do wyjścia i zauważyłem dwie z tych bestii. Wchodziły spokojnie. Nie wiedziały o moim pobycie tutaj, więc miałem przewagę zaskoczenia. Czekałem, aż wejdą na górę. Wyciągnąłem powoli miecz z pochwy. Gdy ich krok był słyszalny wyskoczyłem zadając cięcie w klatkę piersiową bestii. Bestie się zaśmiały i zamachnęły się maczugami uderzając w moją lekką zbroję i w udo. Puściłem miecz i uderzyłem o ścianę. Padłem z jękiem na posadzkę z marmuru. Spojrzały na mnie i ze śmiechem odeszły. Ledwo podniosłem się i podszedłem po miecz. Uniosłem go do góry i opierając się o niego i schodziłem powoli. Przechodząc pomiędzy budowlami zauważyłem te same stwory. Rzucały czaszkami w ptactwo. Podniosłem miecz wysoko i odciąłem jednym silnym machnięciem łeb jednej z bestii. Druga się obróciła i uderzyła we mnie maczugą. Odsunąłem się ale nie wystarczająco daleko, by moje ramie nie przyjęło ciosu. Obrócił mnie ten cios i dostałem drugi prosto w plecy i padłem na ziemie. Bestia podeszła do mnie i szykowała się do uderzenia we mnie. Ale nagle jej maczuga padła na mnie, a stwór leżał obok mnie. Zwiad mnie odnalazł i w ostatniej chwili wystrzelił strzały w głowę przeciwnika. Moi ludzie postanowili przejść się i poszukać mnie. Powiedziałem im, żeby nie wspominali o tym, bo ludzie mogą wpaść w panikę. Odpowiedzieli mi, że tak zrobią. Razem wróciliśmy do osady i moją wymówką na rany i obicia zrzuciłem na jakieś wielkie zwierze. Poszedłem do swojego namiotu odpocząć.


Poprzednia Jesteś na stronie 3. Następna
1 2 3 4 5 6