Łatwa robota

1 2 3 4 5 6
Jesteś na stronie 1. Następna

Łatwa robota
Z cienia przy bramie świątyni wyłonił się mroczny kształt. Przez chwilę było go ledwie widać w słabym świetle księżyca, następnie na powrót zniknął w otchłani zaułku. Cesar czekał aż nadchodzący patrol strażników minie miejsce jego ukrycia. Zanim jeszcze skryły ich kolejne budynki dał się słyszeć cichy szczęk zarzucanej kotwiczki. Silnym ruchem Cesar sprawdził jej zaczepienie, a po skontrolowaniu czy nikt go nie widzi sprawnie wspiął się na górę. Przyczaił się na szczycie czterometrowego muru obserwując przyświątynny dziedziniec. Całe szczęście, że rutyna brała górę nad innymi jego odruchami, bowiem od strony budynku zauważył ruch.

"- Proszę, proszę" - pomyślał uśmiechając się "- Więc nawet oni potrzebują nadzoru".

Gwałtownym ruchem ręki wyrzucił w kierunku ledwo widocznej w ciemności sylwetki trzy świszczące punkciki. Dwa z nich dosięgły celu i postać wartownika drgnęła gwałtownie, zatrzymując się. Minęło kilka sekund i na bruk dziedzińca opadło bezwładne ciało. Nikogo więcej nie dało się zauważyć. Odgłos zeskakiwania z muru był prawie niedosłyszalny, tak samo jak nie można było usłyszeć kroków. Bezszelestnie zbliżał się w kierunku wejścia do świątyni, był już w połowie drogi, gdy nagle poczuł, że coś jest nie tak. Do tej pory przeczucie nigdy go nie myliło, Niestety tym razem także.
Próbował jeszcze uskoczyć w bok, lecz ręka wartownika okazała się zbyt szybka, a chwyt zbyt mocny. Jedynie swojej zwinności zawdzięczał iż nie został przewrócony silnym szarpnięciem. Podczas gwałtownego skrętu ciała, towarzyszącemu utrzymaniu równowagi, wyszarpnął miecz i płynnym ruchem ciął trzymającą go rękę. Cios, który zmusiłby normalnego człowieka do rozluźnienia uchwytu nie wywarł na strażniku żadnego wrażenia. Zaczął się podnosić z bruku dziedzińca. Przez chwilę Cesarowi wydawało się, że spod kaptura dostrzegł słaby poblask jarzących się niebieskawo oczu, lecz nie zastanawiał się nad tym wyprowadzając kolejne cięcie. Tym razem miecz opadł na plecy wstającego. Niestety i teraz ostrze ograniczyło się do rozdarcia szat, a impet uderzenia został nagle wyhamowany przez ciało. Prawie w tej samej chwili następne szarpnięcie przewróciło Cesara na bruk. Przy zetknięciu z kamieniami poczuł w plecach ostry ból, na szczęście udało się uniknąć uderzenia w nie głową. Obok usłyszał brzęk miecza, który wypadł mu z dłoni. Odtaczając się na bok przed orężem, który nie wiadomo kiedy pojawił się w ręku przeciwnika, sięgnął po sztylet. Miecz przeszedł tuż przed jego twarzą kreśląc w powietrzu świszczący łuk. Korzystając z tej chwili odsłonięcia, Cesar zerwał się na nogi pchając jednocześnie sztyletem w wartownika. Ten szarpnął się do tyłu i broń lecąc od dołu trafiła w głowę rozrywając kaptur. Oczom mężczyzny szykującego się do zadania kolejnego pchnięcia ukazał się widok, który mógłby pochodzić z koszmaru.

Pod szerokim czołem, oszpeconym teraz głęboką bruzdą, widać było jarzące się błękitem oczy. Brak rzęs oraz brwi nadawał im jeszcze bardziej złowrogiego wyrazu. Rzadkie, białe włosy bezwładnie okalały twarz o identycznym kolorze. W tym potwornym obliczu brakowało nosa, po którym pozostały jedynie wąskie szczeliny, a po ustach nie było nawet śladu. W ich miejscu znajdowała się gładka skóra, jakby nie było niczym dziwnym, że twarz nie musi być szpecona tą dodatkowa ozdobą. Beznamiętne spojrzenie istoty odebrało Cesarowi jakąkolwiek chęć działania. Poczuł jak powoli tężeją mu wszystkie mięśnie, jakby całe jego ciało ogarnął wszechobecny, bolesny skurcz. Pomimo rozpaczliwych prób nie mógł oderwać oczu od błękitnego wzroku przeciwnika. Kątem oka zauważył opadający miecz.

"- Wspomóż mnie, Panie " - rozpaczliwa prośba do Boga przebiegła mu niemal bez zastanowienia przez myśli.

Przez moment wszystko jakby zamarło w bezruchu. Jego ciało ogarnął nagle żar i uczucie paraliżu ustało, jednocześnie postać jakby się zawahała. Cesar wykorzystał tą chwilę zwłoki i jego ramię wyprysnęło do przodu. Sztylet wśliznął się w czaszkę wydając tylko cichy zgrzyt na kości oczodołu. Stwór zwalił się na dziedziniec, a on lekko dysząc przykucnął nad nim wsłuchując się w mroczną ciszę.

"- Dzięki Ci, Panie" - pomyślał, dotykając czoła medalionem wydobytym spod bluzy.

Schował talizman ponownie pod szaty i wytarł sztylet w płaszcz leżącego wartownika. Podniósł swój miecz i odczekał chwilę, a gdy kolejne skłębione chmury zakryły księżyc ruszył w kierunku wrót będących wejściem do świątyni. Sunął bezszelestnie niczym cień i tylko rozbiegane spojrzenie różniło go od nich. Kiedy doszedł do drzwi, o ile można nazwać coś co ma cztery metry szerokości i pięć wysokości drzwiami, zatrzymał się. Z uwagą przyglądał się portalowi okalającemu wrota, gdzie wśród wielu roślinnych ornamentów dostrzegł kilka symboli. Być może nie dałyby sobie z tym rady nawet jego oczy, gdyby nie fakt iż owych kilka znaków pulsowało delikatnie żółtawą barwą. Sięgnął do sakiewki i rzucił w kierunku drzwi miedziaka. Kilka milimetrów przed dotknięciem ich powierzchni z boków buchnęły jęzory ognia. Stojąc w bezpiecznej odległości Cesar spojrzał w dół, tuż przed drzwiami leżała krzepnąca właśnie plama metalu, która jeszcze przed chwilą była jego monetą. Przyjrzał się z namysłem pozostałościom po miedziaku. Nie ulegało wątpliwości, że tędy nie da się przejść. Jeszcze raz zlustrował dokładnie teren wokół siebie, na szczęście nikt więcej nie kręcił się na zewnątrz. Sięgnął do małej torby noszonej przy boku i z niewielkiej tuby wyjął ciasno zwinięty rulon.

- Panie, nie pozwól, abym się pomylił - wyszeptał w ciemność przed sobą i zaczął odczytywać tekst naniesiony na nieco chropowatą powierzchnię pergaminu.

Słowa wypowiadał powoli, starając się je odpowiednio modulować i akcentować, co dla niewprawionego gardła nie było zbyt łatwą sprawą. Gdy tylko przebrzmiały ostatnie tony odczytywanej formuły, litery na pergaminie zajaśniały beżowym światłem. Chwilę później światło rozpełzło się na cały arkusz, a następnie zaczęło się zbierać w jego centrum. Powoli uformowała się nieduża kula, przez którą przebiegały krótkie wyładowania. Ruszyła w sam środek wrót, gdzie rozprysła się na kilkadziesiąt cienkich niteczek. Przez moment całe drzwi zabłysły beżowym kolorem, a potem na nowo pociemniały. Cesar powstrzymał odruch nakazujący mu sięgnięcie do wrót i wyciągnął kolejną monetę. Niestety podzieliła ona los swojej poprzedniczki. Zaskoczony wpatrywał się w plamę, która powiększyła teraz swoją objętość. Kiedy wreszcie dotarło do niego, że właśnie cudem uniknął śmierci odetchnął głęboko i otarł pot z czoła. Stał jeszcze przez chwilę zastanawiając się co dalej czynić, aż w końcu ruszył na prawo i zniknął w ciemnościach okalających budowlę.


Jesteś na stronie 1. Następna
1 2 3 4 5 6