Łatwa robota
1 2 3 4 5 6 | ||
Poprzednia | Jesteś na stronie 3. | Następna |
- Brat Gerhard znów nie dba o porządek - dobiegło go ciche mruknięcie.
Cesar jeszcze bardziej przylgnął do ściany i sięgnął po sztylet. Nie słyszał dźwięku zamykanych drzwi, lecz świadczył o tym zwężający się strumień światła padającego z korytarza. Następnie odgłos kroków zaczął się oddalać w kierunku biblioteki, słychać było stamtąd szybko wypowiedziane słowa i kroki przyspieszyły przechodząc w bieg.
"- Mało brakowało"- odetchnął z ulgą Cesar chowając sztylet za pas.
Ostrożnie wychylił się na korytarz, biegnący był już kilka metrów przed biblioteką. Zza otwartych drzwi gęstymi, siwymi kłębami wydobywał się dym. W nim, jak we mgle, uwijało się kilku mnichów wynoszących ze środka ratowane rękopisy. Wpatrując się w nich zamknął za sobą drzwi i czekał. W odpowiednim momencie kilkoma miękkimi susami dotarł za róg. Żaden dźwięk z tyłu nie świadczył o tym iż został zauważony. Teraz też mógł się wreszcie przekonać dlaczego usłyszał kroki niemal w ostatniej chwili: około pięciu metrów przed nim zaczynał się szary, puszysty dywan. Po prawej stronie widniał szereg identycznych drzwi umieszczonych w murze w tej samej odległości od siebie. Zaś po lewej na środku kilkunastometrowej ściany odznaczał się ciemny otwór; najprawdopodobniej odnoga korytarza.
Ruszył w tamtym kierunku wstępując na puszyste podłoże. Zza żadnych mijanych po drodze drzwi nie dobiegał nawet najcichszy dźwięk, lecz Cesar nie rezygnował z czujności. Na jakikolwiek sygnał, że coś idzie nie po jego myśli gotów był na natychmiastową reakcję. Jednak tym razem nikt nie pojawił się na jego drodze i po chwili dotarł do celu. Schody prowadzące w dół pokryte były identycznym dywanem. Wzdłuż nich nie było żadnego źródła światła, tylko od dołu ciemność rozjaśniona była słabym, żółtym poblaskiem. Zaczął schodzić powoli, po jednym stopniu, starając się wypatrzyć co kryje się za plamą światła. Wraz z kolejnymi pokonywanymi schodami zaczęła się wyłaniać główna sala świątyni, z ołtarzem usytuowanym naprzeciw wejścia.
Bogato rzeźbiony prostopadłościan, wykonany z mlecznobiałego marmuru, prezentował śmierć zadawaną na wiele różnych sposobów. Pomiędzy scenami przemocy, tortur i bitw, umieszczono wizerunki kruków i innych padlinożerców. Cały blok został skomponowany w ten sposób iż mnogość scen zlewała się w jedno wydarzenie. Tak jakby jedno zdarzenie nie mogło istnieć bez innych. Ręka nieznanego mistrza stworzyła jednolitą całość, gdzie każdy ruch dłuta, każde żłobienie miało swoje zaplanowane miejsce. Ów blok zwieńczony został płytą, która w przeciwieństwie do podstawy była idealnie gładka. Czarna tafla marmuru z każdej strony wystawała na pięć centymetrów poza główny trzon ołtarza, tworząc ostry kontrast z bielą. Po obu jego stronach umieszczono dwa posągi gargulców. Oba te nieduże stworzenia wykuto z szarobłękitnego marmuru, w którym pojawiały się granatowe żyłki. Ich chropowate ciała miały nieforemne kształty, a wzrostem nie przekraczały wysokości ołtarza. Zwrócone były przodem do siebie i wyglądały jak lustrzane odbicie. Każdy z nich stał na czworakach podpierając się łapami zakończonymi kocimi pazurami. Zarówno kończyny tylnie jak i przednie ozdobione były mocno rozwiniętymi mięśniami. Skrzydła miały ułożone na plecach dzięki czemu wytworzyło się złudzenie garbu. Pyski zwrócone ku górze były rozwarte, a spomiędzy spiczastych kłów tryskały języki ognia. Płomienie wydobywające się z gardeł gargulców tworzyły jedyne źródło światła w sali. Ich żółtopomarańczowy blask oświetlał cynową czarę stojącą na czarnym marmurze. Przez chwilę odnosiło się wrażenie, że jest wykonana z bardziej cennego metalu, gdyż barwa światła nadawała jej złocisty odcień, jednak po dokładniejszym przyjrzeniu się złudzenie to pryskało.
Cesar odwrócił wzrok od przyszłej zdobyczy i zaczął lustrować resztę sali. Oprócz ołtarza i posągów jedynym urozmaiceniem od szarości ścian, posadzki i stropu były drzwi w ścianie, którą wszedł oraz dwuskrzydłowe wrota wejściowe. Ścian nie zdobiły żadne obrazy, makaty, ani rzeźby, więc i tak duże pomieszczenie wydawało się jeszcze większe niż w rzeczywistości było. Ze zdziwieniem zauważył, że ściana naprzeciw ołtarza, w miejscu, w którym wszedł do sali, jest gładka. Ta jej część nie różniła się od pozostałej powierzchni. Ostrożnie opuścił lewą rękę na podejrzany kawałek muru. Nie znalazła oparcia i przeszła przez solidne, zdawałoby się, kamienie jak przez powietrze.
"- Iluzja."- prawdę mówiąc spodziewał się tego "- Ciekawe jak chronią czarę Aldwara, nie widać żadnych zabezpieczeń."
Odwrócił się plecami do ściany z zamaskowanym przejściem i otworzył torbę. Wyjął linkę zakończoną hakami i po odmierzeniu odpowiedniej długości chwycił ją jedna ręką, a drugą zaczął wprawiać kotwiczkę w ruch. Wpierw przeciągły świst ostro zakończonej linki był niewielki, ale wzmagał się wraz ze zwiększaniem obrotów, by w końcowej fazie upodobnić się do głośnego buczenia trzmiela. Wreszcie Cesar puścił linkę i kotwiczka wysokim łukiem uniosła się pod strop, a następnie opadła z brzękiem tuż przy naczyniu. Powoli przyciągnął ją do siebie i ponownie przystąpił do mierzenia w naczynie. Tym razem czynność ta została uwieńczona sukcesem i jeden z trzech haków zaczepił się o krawędź czary. W chwili, w której kotwiczka znalazła się u celu młodzieniec szarpnął ją ku sobie. Jednocześnie z oderwaniem się naczynia od płyty ołtarza całą salę zalał oślepiający, biały blask. Cesar próbował jeszcze załagodzić działanie światła przez zamknięcie oczu, ale nie udało się.
Poczuł jak przez oczy do wnętrza ciała wlewa się strumień gorąca. Czuł, że wszystkie mięśnie smagane owym ciepłem zaczynają się kurczyć. Przed oczyma zaczęły migotać mu płaty czerwieni. Poprzez nie widział iż czara wraz z linką lecą w jego kierunku, lecz jedno się nie zgadzało. Ruch ten był o wiele wolniejszy niż byłby normalnie, tak jakby nie leciały w powietrzu, a powoli dryfowały w wodzie.
Jego mięśnie rozpaczliwie drgały nie chcąc się pogodzić z tym co było im przeznaczone. Zdawało mu się, że stał tu już ponad kwadrans. Po skórze spływał zimny pot, a mięśnie wciąż kurczyły się i rozkurczały w bolesnej walce o władzę nad ciałem. Naczynie dawno już opadło mu stóp, lecz cały czas nie mógł uzyskać przewagi nad tą tajemniczą siłą. Wciąż stał w tej samej pozycji nie mogąc się ruszyć. W pewnej chwili usłyszał za plecami dziwnie brzmiące głosy. To była ludzka mowa, jednak w jakiś sposób tak spowolniona, że nie mógł zrozumieć niektórych słów.
- ...... jeszcze stoi...... dziwne bracie....... - zagrzmiał jeden z głosów.
- ......... dziwne......... jeszcze się......... do........ustał. - oddudnił drugi głos.
- ...... zrobimy.......?
- ........ martw się.........to sposób.
Cesar poczuł uderzenie w tył czaszki i wirujące płaty czerwieni zmieniły się w całkowitą czerń.
Poprzednia | Jesteś na stronie 3. | Następna |
1 2 3 4 5 6 |