Łatwa robota

1 2 3 4 5 6
Poprzednia Jesteś na stronie 4. Następna

Powoli wracało mu czucie w całym ciele. Skurcze ustały, lecz mimo to nie czuł się zbyt dobrze. O swoim istnieniu przypominał każdy mięsień, aż się zdziwił, że ludzkie ciało posiada ich tak wiele. Poza tym tępe pulsowanie z tyłu czaszki przypominało mu o nieudanym zadaniu. Ktoś zdjął z niego ubranie, więc czuł, że znajduje się na chropowatym kamieniu. Próbował wstać, ale nie mógł podnieść żadnej kończyny, ani nawet głowy. Wtedy dotarło do niego, że jest przypasany do kamiennej płyty mocno zaciśniętymi, rzemiennymi pasami. Jedynym większym ruchem jaki mógł wykonać było zaciskanie pięści. Czekał. Zastanawiał się co teraz z nim zrobią i wszystko co przychodziło mu na myśl kończyło się źle. Nie miał pojęcia jak długo już tu leżał, ale nie mógł zrobić nic żeby uciec. Czekał. Wpatrywał się w punkt nad sobą widząc to samo co wokoło. Ciemność.

Obudziło go ciche szczęknięcie metalu, nawet nie wiedział kiedy zasnął. Dociekanie jak długo drzemał mijało się z sensem gdyż brak było sposobu, aby to określić. Najważniejsze, że znikło osłabienie i drżenie mięśni, a pulsowanie potylicy przeszło w ledwo odczuwalne kłucie. Do środka weszły trzy osoby, każda ubrana w powłóczysty habit z narzuconym kapturem. Najwyższa postać, w szarym habicie, stanęła za jego głową, dwie pozostałe, odziane na czarno, po bokach. Spod przymkniętych oczu obserwował jak stawiają dwa świeczniki będące jednym źródłem światła.

- Kim jesteś? - padło z tyłu pytanie.

Odruchowo drgnął, mógł więc już przestać udawać brak przytomności. Otworzył oczy i ujrzał pochylonego nad sobą mężczyznę. Jego twarz była ledwo widoczna pod kapturem habitu.

- Nie wyglądasz na głupiego, więc powinniśmy dojść do porozumienia. - mężczyzna umilkł obserwując reakcję Cesara.

Chwila milczenia zaczęła się przeciągać, aż w końcu mnich ponownie przerwał zalegającą z pomieszczeniu ciszę.

- Oczekuję od ciebie tylko jednej odpowiedzi. Odpowiedzi na pytanie, które brzmi: kto cię opłacił? - zawiesił na chwilę głos - Za to i informację gdzie można tego kogoś znaleźć, mogę zagwarantować ci bezpieczne wyjście ze świątyni. Nasz Pan nie jest mściwym Bogiem.

W ostatnie stwierdzenie Cesar i tak nie uwierzył, sam dobrze wiedział jak to jest ze mściwością. O ile Bogowie mogliby sporo rzeczy puścić płazem, to ich wyznawcy nie byli tacy miłosierni. Z jednej strony nie był winien swojemu pracodawcy aż takiego poświęcenia, z drugiej jednak gdyby się rozniosło, że sypnął, nikt już by go nie zatrudnił. Robota, w której był najlepszy przestałaby przynosić zysk. Tylko kto zatrudni trupa? Nie wyglądało, aby próbujący z nim rozmawiać był skłonny do ustępstw. To niestety mogło mieć tylko jedno zakończenie. Mimo wszystko postanowił czekać na dalszy rozwój wypadków.

- Cóż, czas minął. - stwierdził mnich, kiedy przez kilka minut nie otrzymał odpowiedzi - Pora porozmawiać na moich warunkach.

Nagle jego głos zmienił tonację, stał się bardziej gardłowy i chrapliwy. W krótkich odstępach czasu wypowiedział kilka fraz, zakłócanych jedynie furkotem rękawów, spowodowanym ruchami dłoni kreślących gesty zaklęcia. Gdy skończył wymawiać formułę czaru dotknął skroni leżącego przed nim Cesara. Przez ciało młodzieńca przeszedł wstrząs, drugi, trzeci. W żołądku narósł żar rozchodzący się falami po ciele. Drgawki osłabły, a po kilku sekundach ustały całkowicie. Mnich zaszedł go od boku, odsuwając gestem stojącego tam wcześniej mężczyznę. Zrzucił kaptur i teraz Cesar mógł mu się dokładnie przyjrzeć. Długie, starannie przystrzyżone włosy okalały szczupłą twarz. Skóra zeschnięta i pożółkła jak stary pergamin, poorana była gęsto zmarszczkami. Cała twarz wyglądała jakby wyprana była ze wszelkich ludzkich uczuć. Tak samo oczy, szare i tak jasne iż prawie białe, nie wyrażały żadnych emocji. Przyglądały mu się z obojętną wnikliwością, aż pod naporem spojrzenia odwrócił wzrok.

- Kto cię broni?- padło pytanie zadane niebezpiecznie ściszonym tonem.

- Ktoś potężniejszy od was wszystkich - nie mógł się powstrzymać, żeby tego nie powiedzieć; gdyby wiedział jakie będą tego konsekwencje prędzej odgryzłby sobie język...

Bacznie przyglądał się starcowi, starając się wywnioskować jak zostały przyjęte jego słowa. Mnich stał w milczącym bezruchu przez parę minut. Jego oczy wbite w ścianę sprawiały wrażenie nieobecnych i błyszczały jakimś wewnętrznym ogniem. Zdawało się, że poprzez kamienie spogląda na coś odległego. Wreszcie drgnął i już przytomnie spojrzał na młodzieńca.

- Zobaczymy - mruknął do siebie i ruszył do drzwi - Zobaczymy...

W progu jeszcze się odwrócił.

- Pilnujcie go.

Obaj mnisi stanęli poza zasięgiem wzroku Cesara. Wiedział, że właśnie wszedł na ścieżkę, z której nie było drogi powrotnej. Czuł, że jej koniec nie jest tym, co chciałby doświadczyć na własnej skórze. Niestety pozostało czekać na kolejny ruch przeciwnika, tym bardziej, że strażnicy nie odpowiadali na żadne zaczepki słowne.

Starzec powrócił kiedy świece prawie się dopaliły. Za nim podążało jeszcze czterech mnichów w czarnych habitach. Odpięli go, związali i dopiero tak przygotowani ruszyli za starcem. Doszli do końca korytarza, schody prowadziły w górę i na dół. Zgodnie z obawami Cesara poszli w dół. W miarę jak schodzili powietrze stawało się coraz wilgotniejsze. Sala, w której w końcu się zatrzymali dwa piętra niżej, była dużo większa od poprzedniej. Różniła się również wystrojem, brakowało w niej kamiennej płyty zastąpionej przez łańcuchy umieszczone pośrodku stropu. W ścianie naprzeciw wejścia był przymocowany kołowrót. Dwóch mnichów podprowadziło go pod uwieszone pod stropem ogniwa i na nadgarstkach zatrzasnęli mu metalowe obręcze. Łańcuchy zostały naciągnięte i Cesar zawisł ze stopami o dwadzieścia centymetrów nad kamienną posadzką. W trakcie podnoszenia do góry związano mu również nogi. Linka obwiązana została wokoło prawej kostki, biegła przez metalowe oczko umieszczone pod nim i kończyła się nad drugą kostką. Naprężona nie pozwalała na jakikolwiek ruch nogami. Dopiero teraz stary mnich przystąpił do dalszych czynności. Odebrał od jednego z pomocników czarę wypełnioną białym mazidłem i pędzelkiem naniósł na tors Cesara symbole. Następnie pod nim wymalował wypełnione runami koło o promieniu półtorej metra. Na obwodzie, w specjalnie pogrubionych miejscach, ustawił osiem czar oddalonych od siebie w równych odstępach. Wypełnił je zawartością woreczków, które podał mu drugi pomocnik. Wstając od ostatniej czary starzec spojrzał na Cesara. Skinął głową na pozostałych mnichów. Zawartość czar została podpalona i zaczął się z nich powoli wysączać błękitno-szary dym.

- Przekonamy się na ile twój obrońca potrafi cię chronić.

Stał tuż za okręgiem, wpatrując się w rozchodzące się z naczyń opary. Pchane jakąś siłą skupiały się pod nogami wiszącego, a następnie unosiły w górę. Cesar w milczeniu obserwował jak gęste kłęby dymu spowijają stopniowo całe jego ciało. Pod skórą poczuł jak tysiące mrówek biega w kółko. Mrowienie narastało z każdą chwilą. W żołądku znów poczuł rosnącą kulę ciepła, jednak tym razem fale rozchodzące się od niej zostały zdeptane przez owady wędrujące po jego ciele. W końcu i kula żaru zgaszona została przez drgające mięsnie brzucha. Ponownie był więźniem w swoim ciele, nie potrafiąc kontrolować jego odruchów. Nic nie mógł poradzić na fakt iż powoli zamykały mu się oczy.


Poprzednia Jesteś na stronie 4. Następna
1 2 3 4 5 6