Napad
1 2 3 4 5 6 7 8 | ||
Poprzednia | Jesteś na stronie 6. | Następna |
Nagle na dziedziniec zaczęły spadać głazy. Noghrin domyślił się czemu. Najwyraźniej krewlodzka armia, mimo niepowodzenia jego oddziału, zaatakowała zamek. Krasnolud stwierdził, że to odwróci od niego uwagę, i że może uda mu się uciec. Oczywiście, jeśli nie oberwie żadnym z tych głazów, i jeśli poradzi sobie z trzema halabardnikami.
Żołnierze wcale nie mieli ochoty na spotkanie z krasnoludzkim toporem. Ale halabardy mają większy zasięg. Noghrin wiedział, że nie zdoła odbić wszystkich pchnięć. Któreś na pewno dosięgnie celu. To tylko kwestia czasu. Musiał coś wymyśleć. Szybko. I wtedy po swojej lewej stronie spostrzegł opartą o mur drabinę. Postanowił zaryzykować.
Halabardnik usłyszał furkot, jakiego jeszcze nigdy nie słyszał. Zbyt późno zorientował się, co się dzieje. Ostatnią rzeczą, którą zobaczył, był topór wbity w jego pierś. Już wiedział, co to był za odgłos. Ale nie miało to żadnego znaczenia. Poczuł, że się przewraca. Halabarda wypadła mu z rąk. Niewielka postać przeskoczyła nad jego ciałem, ale tego już nie zobaczył.
Noghrin, już bez broni, wspinał się po drabinie na mur. Wiedział, że wbrew pozorom, jest to najbardziej niebezpieczny element jego planu. Co gorsza, nie miał żadnego wpływu na to, co się teraz stanie. W każdej chwili spodziewał się, że drabina spadnie, a on razem z nią. Jednak nic takiego nie nastąpiło. Gdy tylko stanął na murze, odepchnął drabinę. Usłyszał krzyk spadających żołnierzy. "Głupcy", pomyślał, "jakbyście trochę ruszyli głowami, to ja bym spadł, a nie wy". Rozejrzał się. Nikt już nie zwracał na niego uwagi. Wszyscy zajęci byli odpieraniem ataku barbarzyńców. Ale i tak musiał zrobić to, co zamierzał. Wcale nie miał na to ochoty, tyle że raczej nie miał innego wyjścia. Usłyszał jeszcze dźwięk trąbki i zobaczył oddział ciężkozbrojnej kawalerii wyjeżdżający z wewnętrznego zamku. A potem skoczył z wysokości dwudziestu siedmiu stóp.
Poprzednia | Jesteś na stronie 6. | Następna |
1 2 3 4 5 6 7 8 |