Napad

1 2 3 4 5 6 7 8
Poprzednia Jesteś na stronie 7. Następna

Goerhueg, wódz armii z Krewlod, stał na wzgórzu, skąd zwyczajem wielu wybitnych dowódców wydawał rozkazy. Ale nie miał już komu rozkazywać. Jeszcze przed chwilą cyklopi rzucali głazami w mury i na dziedziniec, siejąc spustoszenie wśród kuszników i mnichów, a brama aż huczała pod potężnymi uderzeniami ogrów. Ale sytuacja odwróciła się diametralnie. Goerhueg mógł tylko patrzeć, jak nagle otwarta brama spada na ogry. Większość zdążyła się spod niej wygramolić. Ale nie wszyscy. Z zamku wypadł oddział erathiańskiej konnicy. Konni zdążyli nabrać impetu na dziedzińcu i właśnie prezentowali to, z czego słynęli w całym Antagarich. Szarżę. Z około trzydziestu ogrów, które atakowały bramę, żaden nie pozostał żywy na placu boju. Kilku zostało zgniecionych, gdy oddział przegalopował po bramie, pod którą leżeli. Kilkunastu zginęło od kopii jeźdźców, bądź też zostali przez nich stratowani, a reszta się rozpierzchła. Goblinów i wilczych jeźdźców było trochę więcej, ale nie udało im się nawet zmniejszyć impetu konnych. Nieliczni, którzy przeżyli, padli od ciosów biegnących na pomoc mieczników. Goerhueg odwrócił się w stronę Edwarda, który wciąż mu towarzyszył. Bitwa już go nie obchodziła. Szarżujący Erathianie właśnie tratowali oddział cyklopów. Wynik był przesądzony, a niedobitki krewlodczyków uciekały we wszystkich możliwych kierunkach.

-Mówiłeś, że w zamku nie ma kawalerii ani gryfów! - to nie było pytanie, to było stwierdzenie, w którym wyraźnie słychać było groźbę.

-Gryfów rzeczywiście nie było. - wyjąkał Edward, powoli cofając się. Miał nadzieję, że w tej chwili na niebie nie pojawią się gryfy. Chociaż i tak już nie mogło być gorzej.

-Twoi najemnicy mieli otworzyć bramę, a w środku nie miało być kawalerii! Przez twoje rady moja armia już nie istnieje! Wydaje ci się, że jesteś mądrzejszy tylko dlatego, że ty jesteś człowiekiem, a ja goblinem? - Edward dalej się cofał, ale Goerhueg nie zamierzał stać w miejscu. Na każdy jego krok przypadały trzy kroki wywiadowcy.

-Nnnnie, panie. - wyjąkał Edward. Na to samo pytanie zadane przez jakiegokolwiek innego goblina bez wahania odpowiedziałby: "Tak!". Ale ten goblin był od niego o głowę wyższy. I o wiele silniejszy.

-Będzie trzeba znaleźć kogoś innego na twoje miejsce! - Goerhueg był coraz bliżej Edwarda, mimo że ten wciąż się cofał.

-Jestem szefem krewlodzkiego wywiadu na Erathię południowo-zachodnią! Tylko sam Imperator może mnie odwołać! - dumnie stwierdził Edward. Szczękanie zębami trochę zepsuło efekt, ale nie mógł nic na to poradzić.

-Ja cię wcale nie zamierzam odwoływać. - rzekł goblin i sięgnął po dwuręczny miecz, który miał przewieszony przez plecy. Edward wyszarpnął swój miecz z pochwy i ledwo zdążył sparować potężne cięcie z góry. Wywiadowca wiedział, że odbije jeszcze tylko jeden, może dwa takie ciosy, i straci czucie w rękach. Zanim Goerhueg wykonał kolejne cięcie, Edward odrzucił broń, odwrócił się i pobiegł w stronę pobliskiego lasu. Goblin ryknął i ruszył za nim, ale się potknął, więc człowiek miał niewielką przewagę. Wbiegł między drzewa i kierował się ku środkowi lasu. Miał nadzieję, że jego prześladowca zgubi ślad. Goerhueg popędził za nim. Od tej pory nikt o nich nie słyszał. Być może dlatego, że w tamtejszych lasach czasami spotykało się elfy i rusałki.


Poprzednia Jesteś na stronie 7. Następna
1 2 3 4 5 6 7 8