Nieudacznicy
1 2 3 4 5 6 7 | ||
Poprzednia | Jesteś na stronie 3. | Następna |
ROZDZIAŁ (słownie) TRZECI
ŻEBRAK
I ruszyli. Według barda Mędrzec mieszkał w pustelni położonej obok wioski Złota Łuska, gdzieś za wschodnim horyzontem. Obaj podróżnicy zgodzili się, że to najlepszy możliwy kierunek. Wszak gdzie podróżować jeśli nie na wschód gdy chce się zacząć nowe życie? Gdy nowe ma wzejść dla wędrowców słońce?
Przez pierwszy dzień gnali na kupionych za pieniądze Hamasa koniach jakby goniła ich sfora psów, chcieli bowiem jak najdalej oddalić się od miasta. Dopiero wieczorem zsiedli ze swych rumaków i rozpalili ognisko na łące obok lasu.
- Zgodziłeś się podróżować razem ze mną, ale dalej nie znam twojego imienia... - zagaił rozmowę Złote Piórko.
- Uhm... - potwierdził złodziej.
- No to może byś mi je wyjawił. To chyba nie tajemnica? - ciągnął bard.
- Ja twojego też nie znam, bo rodzice chyba nie ochrzcili cię Złotym Piórkiem?
- Też prawda. Dlatego przedstawię się pierwszy, choć powinien ci wystarczyć mój poetycki pseudonim. Nazywam się Wilhelm de Kirchelm.
- Z tych bogatych Kirchelmów? Jesteś szlachcicem?
- Dokładnie. Jestem jedną z gałęzi szlacheckiego rodu Kirchelmów.
- Chyba nie gałęzią, tylko czarną owcą. Gałęzie rodu Kirchelmów trzymają się bogatego w żywiczne soki drzewa, a nie suszą się gdzieś z dala od domu, bez grosza przy duszy.
- Nawet się nie domyślasz jak nudne może być życie szlachcica... Postanowiłem spróbować życia na własny rachunek i powiadomiwszy o tym rodzinę udałem się w podróż zabierając jedynie pięć tysięcy złociszy (nic mi już z nich nie zostało, bo w ciągu pierwszego tygodnia prawie wszystko przepiłem lub przegrałem w karty). Zawsze miałem ciągoty do poezji więc postanowiłem zostać bardem. Z miernym skutkiem, ale na razie nie mam zamiaru wracać do domu. Czasem piszę rodzince listy o tym jak dobrze mi się wiedzie i jaki jestem sławny.
- To dla mnie zaszczyt podróżować z tobą sir Wilhelmie de Kirchelmie - złodziej dorzucił drew do ogniska i rozciągnął się wygodnie na trawie.
- Nie żartuj sobie tylko powiedz kim ty jesteś.
- Skoro już mamy godzinę szczerości... Nazywam się Kim. Pochodzę z średniozamożnej, wielodzietnej mieszczańskiej rodziny. Moje nazwisko nic ci nie powie. Uciekłem z domu, bo nie mogłem znaleźć pracy, a nie chciałem być dla bliskich ciężarem - Kim odwrócił się do Wilhelma plecami, by ten nie mógł zobaczyć jego twarzy.
*
Następnego dnia osiodłali swoje konie i ruszyli dalej traktem, który jakby dla nich stworzony, ciągnął prosto na wschód. Po paru godzinach drogi natrafili na żebraka. Stał koło drogi z wyciągniętymi po jałmużnę dłońmi i pochylony łypał na podróżnych.
- Jeszcze jeden nieudacznik. Może przyłączymy go do naszej dwuosobowej drużyny? Co o tym sądzisz Willy? - zapytał Kim, kiedy byli jeszcze dostatecznie daleko, by żebrak ich nie słyszał.
- Chyba nie mówisz serio?
- Jak najbardziej serio.
- Nie widzisz jaki jest stary, zgarbiony, obdarty i brudny? Nie wytrzymałby podróży, a nas samych mógłby czymś zarazić.
- Gdybym nie uszczknął paru złociszy Hamasowi, wyglądalibyśmy tak samo.
- Rób co chcesz, tylko nie mów, że nie ostrzegałem.
Dojechali do żebraka.
- Jak się nazywasz? - zapytał Kim.
- Drag - odpowiedział niepewnie, zdziwiony że zadaje mu się pytanie.
- Nie chciałbyś się do nas przyłączyć?
- Nie śmiem prosić wielmożów.
- I nie musisz prosić. Tak się składa, że sami nie mamy pracy i musielibyśmy żebrać jak ty...
- Gdyby Kim nie poszedł po rozum do głowy i nie okradł pewnego tłustego kupca - dokończył Wilhelm.
- Więc jesteście złodziejami?
- Kradnę, kiedy muszę i nigdy nie biorę więcej niż tyle, że właściciel nawet nie zauważy straty - głos Kima stał się nagle bardzo szorstki. - To chyba nie jest dużo gorsze od żebrania przy ulicy i umierania z głodu.
- Nie mnie porównywać. Wiem tylko, że i jedno i drugie jest przyczyną wstydu.
- To co? Powstydzimy się razem? Może przy okazji znajdziemy pracę? - zapytał Kim.
- Dziękuję za propozycję, ale nie skorzystam. Nie mogę.
- Dlaczego?
- Nie wytrzymałbym podróży, a was mógłbym czymś zarazić.
Był za daleko, kiedy to mówiłem. Nie mógł usłyszeć, pomyślał bard. Był za daleko, kiedy Willy to mówił. Nie mógł usłyszeć, pomyślał Kim.
- Na pewno nie chcesz się z nami zabrać? Nie boimy się zarażenia czymkolwiek i pomożemy ci przebyć podróż. Jedziemy do Mędrca, którego chcemy zapytać o to do jakiej pracy się nadajemy i w ogóle co z sobą zrobić. Chcemy zdobyć pracę za wszelką cenę. Jeśli pójdziesz z nami, może wszystkim nam się poszczęści i nie będziemy musieli żebrać, ani się wstydzić. Może przestaniemy być do niczego i staniemy się w końcu pełnowartościowymi ludźmi. Co ty na to?
- Nie.
- Trudno. W każdym bądź razie masz tu trochę grosza, żebyś na razie nie musiał żebrać - Kim rzucił Dragowi pełną monet sakiewkę. Do zobaczenia w szczęśliwszych okolicznościach! - Kim chciał już popędzić konia i oddalić się wraz z Willym, kiedy żebrak wyciągnął miecz.
- To dla ciebie - podał Kimowi broń. - Piękny miecz... Jest mieczem na smoki, więc może rozpłatać każdego potwora, nie mówiąc już o człowieku. Jeślibyś kiedyś spotkał smoka, wiedz że jego łuska nie oprze się temu ostrzu.
- Dziękuję - odpowiedział zaskoczony Kim. - Z tą bronią na plecach będę się czuł dużo pewniej, choć mam nadzieję, że nigdy nie będę jej musiał użyć. Jeszcze raz dziękuję i jeszcze raz do zobaczenia!
- Do zobaczenia! - pożegnał żebraka bard.
- Do zobaczenia! - odpowiedział żebrak.
I drogi ich się rozeszły.
*
- Dałeś mu czterysta złociszy?! Przecież sześćset wydaliśmy na konie! Nic nam nie zostało!!!
- Mamy jeszcze drogocenne kamienie. I dostaliśmy miecz.
- Całe szczęście. Możemy go sprzedać.
- Nie ma mowy.
- A nie wydaje ci się trochę podejrzane, że byle żebrak miał przy sobie miecz warty jakieś dwieście złociszy i tak łatwo się go pozbył?
- To chyba normalne, że chciał się jakoś odwdzięczyć, nie?
- O ile znam się na żebrakach, to nie mają się czym odwdzięczyć. No, może jedną zdrowaśką.
- Może jakiś przejezdny rycerz podarował mu ten miecz, a on nie miał co z nim zrobić, ani gdzie go sprzedać?
- Widziałeś gdzieś rycerza, który oddałby komuś swój miecz? I do tego TAKI miecz? Nie znam się wprawdzie na broni, ale wygląda lepiej niż te, które widziałem u książęcych straży.
- Nie znasz się na broni? Słyszałem, że u szlachty modne jest ćwiczenie się w fechtunku.
- Nigdy nie byłem w tym dobry - po twarzy barda przemknął cień, wywołany być może bolesnymi wspomnieniami. - Przedkładałem poezję nad wojenne sztuki.
Poprzednia | Jesteś na stronie 3. | Następna |
1 2 3 4 5 6 7 |