Nieudacznicy
1 2 3 4 5 6 7 | ||
Poprzednia | Jesteś na stronie 6. | Następna |
ROZDZIAŁ (słownie) SZÓSTY
WYBÓR
Po paru dniach drogi (konnej, bo w pewnej wiosce kupili dwa kasztany) przyjaciele natrafili na stojącą przy drodze tabliczkę z ogłoszeniem:
UWAGA!
W okolicy grasuje smok. Nagroda za zabicie gada to:
10 000 złociszy oraz możliwość objęcia stanowiska ministra obrony kraju przed bestyjami dzikimi (honorarium: 5 000 złociszy miesięcznie)
- To się nazywa szczęście. Nawet jeśli nie znajdziemy Mędrca to mamy rozwiązanie naszych problemów. Jako że stołek ministra jest tylko jeden, pozwalam ci łaskawie na nim zasiąść, a sam, ponieważ mogę jeszcze zostać znanym bardem, zadowolę się dziesięcioma tysiącami złociszy - zaproponował Willy.
- Chyba o czymś zapomniałeś.
- O czym?
- Jeszcze nie pokonaliśmy smoka.
- Przecież mamy miecz tego obdartusa?
- Może nie być prawdziwym mieczem na smoki, a my nie jesteśmy żadnymi herosami żeby dokonywać takich czynów jak zabicie ogniomiota.
- Czemu zaraz miecz miałby być fałszywy, a my nie mielibyśmy sobie poradzić z byle gadziną? Pomyśl lepiej, że możemy tego dokonać. Naprawdę, powinieneś nauczyć się pozytywnego myślenia. W końcu po co było to spotkanie z żebrakiem? Zrządzenie boże. Najwyższy chciał żebyśmy ulżyli cierpiącemu ludowi (i przy okazji sobie). W końcu jest dobrym pasterzem, a jak wiesz smoki żywią się z chęcią owcami.
- Dobra, dobra... Najpierw znajdźmy smoka, a potem porozmawiamy.
Po paru minutach napotkali grupę wieśniaków z wozami wyładowanymi widłami, kosami, sieciami i rozwrzeszczaną dzieciarnią.
- Hej! Coście za jedni!? - zawołał ktoś z ich gromady, gdy złodziej i bard zbliżyli się do wozów.
- Jesteśmy podróżnymi. Szukamy Mędrca, który mieszka niedaleko wioski Złota Łuska.
- Całe szczęście - odparł z ulgą chłop. - Myślelim, że wy tu przyszli na smoka polować i nam nagrodę odebrać.
- Co to, to nie - odparł z wymuszonym uśmiechem Willy. - A wy na smoka idziecie, tak?
- Ano tak.
- Chcecie go złapać w sieci?
- A jużci. W sieci złapać i widłami zadźgać.
- Musiał wam narobić niezłych szkód skoroście tak zawzięci?
- Eee tam... Szkód żadnych to on nam po prawdzie nie zrobił. Owce omijał z daleka i se ino od czasu do czasu nad wioską przeleciał nikomu krzywdy nie robiąc, ale... Wiecie skąd nazwa naszej wioski?
- A co to za wioska?
- Nie wiecie?! Przecie szukacie Starego Grzyba, pustelnika, nie?
- Starego Grzyba? Chodzi o Mędrca?
- A jużci. Dzieciarnia go Grzybem przezwała. Mieszka w pustelni koło naszej wioski.
- Więc to Złota Łuska?!
- No... Widać intelekt mocie panie że hej, kiej żeście to zgadli! Ale ło cym my tu godali?
- Skąd nazwa.
- Aha... No to wicie... Dawno dawno tymu, kiej nie buło tu jesce żywyj duszy, grasowały tu smoki. Że za ubicie takiego gada zarobek pewny, to i ludziska się tu schodzióły i w końcu powstała osada. Potym smoki uleciały hen za góry, a osada została. Nazwano ją Złota Łuska na cześć gadów, na których zarabiali wszyscy mieszkańcy. Smoki nie wracały, aż do teraz. I tera JO, Zeflik Kneflik, syn Janka Bałwanka, wnuk Henia Jelenia z n-tego pokolenia dawnych pogromców smoków, nie przepuszczę takiej okazji do zarobienia paru groszy. Wszak widziałeś pan ogłoszenie? Dziesięć tysięcy złociszy do podziału między tych co zabiją smoka.
- A co z posadą ministra obrony kraju przed bestyjami dzikimi?
- Ta już zaklepana. Szefc Franek pewnikiem ją dostanie. On to, zaraz jak się smok pojawił, do dworu książęcego poleciał i prawił tam, że niby gadzina to straszno, bydło wybijo i juże z dziesięciu naszych chwackich chłopów zeżarła. I księcia o przysłanie zbrojnych prosił! Mądry Franek, hej! Mądry! Głowa mo nie łod parady... Jak się książę przeraziół, to mu żal było rycerzyków narażać (zresztą żadyn się do pobicia smoka nie palił) i ogłoszenie o nagrodzie za zabicie gada gotowe. Ło to Franusiowi chodziło. Franek minister, a my bogacze! Łobiecoł Franuś, że nom coś ze swego urzędowanio uszczknie! Może nom i miasto zbuduje, jak bydzie taki wielki pan!
Nieźle to sobie chłop wykombinował, pomyślał Kim. Ale nie chciałbym żyć w państwie, w którym ministrem byłby wieśniak. Nawet nie zdawałem sobie sprawy, że na pustyni przekroczyłem granice księstwa Carriosu, ale ta wieś należy już zdaje się do księstwa Korion. Mają tu monarchię absolutną. Wszystkim rządzi książę, a ministrowie to marionetki. Może i naszego Franka książę po paru dniach wyrzuci z urzędu? Dobrze, że w Carriosie panuje demokracja. W demokratycznym ustroju coś takiego jak wybranie do rządu cwaniaczka-wieśniczka nie może się przytrafić.
Jechali dalej razem z wieśniakami, bo okazało się, że drogą tą można dotrzeć do pustelni. Mijali pola malowane zbożem rozmaitem, wyzłacane pszenicą, posrebrzane żytem...
- Gdzie spodziewacie się zastać smoka? - zapytał Willy.
- Pewnikiem mieszka w lesie. Za chatką pustelnika jest kilka jaskiń... Na mój rozum to stamtąd przylatuje - odpowiedział Zeflik Kneflik.
Bard odciągnął złodzieja na tyły pochodu i kiedy był pewien, że nikt go nie słyszy, rzekł z tajemniczą miną:
- Mam plan. Oni tutaj wloką się z tymi wozami, trochę potrwa zanim dotrą do lasu. Może byśmy się wysforowali przed nich, tłumacząc to chęcią szybkiego spotkania z pustelnikiem i pierwsi znaleźli smoka? Uwiniemy się z nim szybko, a po robocie odrąbiemy język, albo coś, żeby mieć dowód, że to myśmy go ubili.
- Nieźle główkujesz - pochwalił Kim. - Ale pamiętaj, że to on może się z nami uwinąć, a nie my z nim. Nie jesteśmy rycerzami.
- A te wieśniaki to co są? Przyboczna straż jego książęcej mości?
- No tak... Ale ich jest kilkunastu, a nas dwóch - bard już chciał zaprotestować, ale Kim ciągnął dalej. - Poza tym sam nie wiem czy zabijać biedaka czy nie. Przecież tak właściwie to on nic złego nie zrobił, nawet owcy nie tknął. Chce żyć jak każdy, ot co.
- Ale to smok, przebrzydła gadzina, ucieleśnienie diabła! To, że jeszcze nic złego nie uczynił, nie znaczy, że nie chce uczynić. Ot, co!
- A widziałeś kiedyś smoka?
- Nie.
- Ja też nie, dlatego nie wyciągam pochopnych wniosków. Słyszałem od jednych to co ty, ale inni znów twierdzą, że smoki są uosobieniem piękna i mądrości i nie należy ich zabijać, bo są gatunkiem zagrożonym.
- Dobre sobie! Zagrożonym! Chciałeś powiedzieć ZAGRAŻAJĄCYM!
- To jak wytłumaczysz to, że nigdzie o nich nie słychać i mało kto widział smoka na oczy?
- A tak to wytłumaczę, że te podstępne stworzenia ukryły się gdzieś daleko, rozmnażają w zastraszającym tempie i jak tylko stworzą armię, wrócą by zalać nas ogniem piekielnym!
- Wiesz co? Żeby szlachcic był głupszy od złodzieja??? - Kim popatrzył lekceważąco na Willy04˘ego.
Ten zaczerwienił się i chciał coś powiedzieć, kiedy usłyszeli krzyk Zeflika:
- Smok! Smok na pastwisku!!!
Rzeczywiście na pastwisku pod lasem wylegiwał się smok. Złota łuska pobłyskiwała w słońcu, a żółte ślepia otwarły się leniwie i łypały na stworzoną przeciw niemu krucjatę. Kiedy się zbliżyli uniósł lekko swój łeb i otworzył paszczę ziewając i pokazując przy tym całą gamę błyszczących, ostrych zębów. Naokoło niego przechadzały się owce, skubiąc z namaszczeniem trawę i nie zwracając w ogóle na niego uwagi.
- Henio! - krzyknął jeden z chłopów do małego pastuszka siedzącego na wozie. - Przeliczyć mi tu wszystkie owce, i to już!
Pastuszek zszedł z wozu, trwożnie pobiegł na łąkę i jął przeliczać stadko owiec, trzymając się wszelako z dala od smoka, który przyglądał mu się spode łba.
- Zdaje się, że są wszystkie - orzekł.
- A to podła gadzina! - odezwał się ten, który kazał przeliczyć owce, prawdopodobnie szewc Franek, przywódca krucjaty. - Specjalnie tak zrobił, żeby nas wziąść za serce. Ale niedoczekanie jego, smocza mać! Do dzieła!!!
Chłopi zajechali od wszystkich stron smoka i rzucili na niego sieci. Zaplątał się w nie, ale kiedy oni zsiedli już z wozów i chwycili za widły, sieci przerwały się i tylko strzępy opadły na ziemię. Mimo to, chłopi nie tracili bojowego nastroju. Rzucili się na smoka z widłami i dźgali gdzie popadnie. Widły odskakiwały jednak od łuski smoka i nie robiły mu żadnej krzywdy. Znudzony gad nie ruszył się nawet z miejsca. Wtedy chłopi zauważyli miecz pod płaszczem Kima.
- Hej ty! Pożycz no tego brzeszczota! - zawołał na Kima przywódca chłopów.
- To nie miecz na smoki. Nic tu nie poradzi - odpowiedział Kim.
- Zara się okaże na smoki czy nie na smoki! Dawaj no go!
- Nie dam - odparł hardo złodziej.
- Dostaniesz połowę nagrody!
- Nie.
- Dasz, dasz... No chłopaki, otoczyć go!
Chłopi ciągnęli już ze wszystkich stron, ale Willy i Kim byli szybsi. Odjechali na swoich kasztanach w stronę lasu i pustelni Mędrca.
Kiedy jechali, nagle zapadła ciemność, a w górze usłyszeli miarowy ruch ogromnych skrzydeł. To smok przelatywał nad ich głowami w stronę lasu.
Zmierzchało już, kiedy wreszcie znaleźli chatę pustelnika, ukrytą w głębokim lesie. Zanim weszli do środka, Kim zadał bardowi pytanie, które nasuwało mu się już od dłuższego czasu:
- Jakoś nigdy cię nie zapytałem skąd dowiedziałeś się o tym Mędrcu.
- Cóż... Z niejednej karczmy mnie wykopali - odrzekł z pewną dozą dumy Willy. - Nie pamiętam już, w której z nich ktoś napomknął o Mędrcu mieszkającym w pustelni obok wioski Złota Łuska, ale jeśli się nie mylę facet ten sam zasięgał jego rady.
- I co, pomógł mu?
- Nie. - widząc, że Kim się zasępił, bard dodał - Ale wtedy chodziło o pomoc w wyborze żony!
- I tylko na podstawie tych informacji szliśmy tu taki szmat drogi? Nie słyszałeś o jakimś Mędrcu, który pomaga w wyborze pracy?
- Nie - wyznał bard z rozbrajającą szczerością. - Ale przecież lepsze to niż nic. Zaraz się okaże ile ten pustelnik jest wart.
Chcieli zapukać, ale drzwi same się otworzyły. W środku panował półmrok, bo cały pokój oświetlał (a raczej próbował oświetlić) tylko jeden mały kaganek. Wejście do drugiej izby tonęło w mroku. Kiedy weszli, drzwi się za nimi zatrzasnęły. W pierwszej izbie nie było nikogo. Teraz widzieli sporą biblioteczkę przy ścianie, ledwie oświetlaną przez kaganek. Kim wziął lampę do ręki i przyjrzał się tytułom. Większość z nich dotyczyła smoków. Były tam dzieła takie jak: "Smoki - mity i prawda", "Życie Smoka", "Jak spotkać się ze smokiem i wyjść z tego cało" oraz pięciotomowe wydanie "History of dragons". Były też książki o tytułach trudnych do odczytania ze względu na dziwny alfabet, w którym zostały napisane, na przykład: !!tu następuje wymienienie kilku tytułów, których nie da się zapisać przy pomocy dostępnej w Osadzie czcionki!!.
Nagle usłyszeli głos dobiegający z drugiego pomieszczenia.
- Czego chcecie wędrowcy?
Willy i Kim porzucili księgi i weszli do drugiej izdebki. Na jej środku stał siwobrody starzec, resztę przestrzeni zajmowało zaś łóżko i okrągły stolik z dwoma drewnianymi krzesłami.
- Przyszliśmy po radę.
- Walcie.
- Jakkolwiek by to głupio nie brzmiało... - zaczął Kim.
- Chcemy się zapytać do jakiej pracy się nadajemy - dokończył Willy.
- Mogę wam to zdradzić... Pod warunkiem, że przyniesiecie mi głowę smoka. Jest mi potrzebna do przyrządzenia pewnego eliksiru - odpowiedział Mędrzec. - Znam się trochę na smoczych zwyczajach i wiem, że teraz smok będzie spał. Powinniście go łatwo znaleźć, a z odcięciem łba nie powinno być problemu, bo widzę że macie ze sobą piękny miecz - to mówiąc wypchnął ich za drzwi.
Była już noc, kiedy znaleźli jaskinię, a w niej śpiącego gada. Z nozdrzy wydobywała mu się wąska smużka dymu. Kim wyciągnął miecz, ale po chwili schował go z powrotem za pazuchę.
- Nie zrobię tego.
- Ech! Daj mi to - bard wziął miecz od złodzieja i już miał się zamachnąć gdy... - Ja też tego nie zrobię.
- No, trudno... Dokonaliśmy wyboru. Smoka zostawimy w spokoju, więc z nagrody nici, a o Mędrcu nie ma co już myśleć. Ale mnie to nie martwi... Zresztą jak to go nazywają w wiosce? Starym Grzybem?
- Właśnie. Starym Grzybem.
Willy i Kim, bard i złodziej, były szlachcic i były mieszczuch, obecnie bezrobotni obieżyświaci, wyszli z jaskini.
Poprzednia | Jesteś na stronie 6. | Następna |
1 2 3 4 5 6 7 |