Nieudacznicy

1 2 3 4 5 6 7
Poprzednia Jesteś na stronie 4. Następna

ROZDZIAŁ (słownie) CZWARTY

CIĘŻKIE CHWILE

I tak Willy i Kim, bard i złodziej, szlachcic i mieszczuch itd. itp. podróżowali razem traktem, nie napotykając niczego godnego zanotowania. U pierwszej napotkanej karawany kupieckiej wymienili klejnoty na pieniądze i mieli teraz dwa tysiące pięćset złociszy gotówką (głównie dzięki targowaniu się barda, bo Kim był gotów odstąpić drogocenne kamienie za dwa razy niższą i jak można się domyślić wymarzoną dla kupców cenę). Mając pieniądze, nasi bohaterowie nie omijali żadnej przydrożnej karczmy i podróż zaczynała się im coraz bardziej podobać gdy (no cóż, kiedyś dobre musiało się skończyć)... podczas jednego z postojów połączonych z wypadem do gospody ktoś ukradł im konie, a ubita przed wiekami droga skręciła na północ i, by dotrzeć do Mędrca, zmuszeni zostali do pokonana stającej im na drodze Pustyni Pragnień. Pieszo, gdyż nigdzie w pobliżu nie można było kupić rumaka.
- Wiesz może jak daleko ciągnie się ta pustynia? Może powinniśmy zrobić sobie zapasy wody? - zapytał Kim.

- Nie ma obawy. Jeśli dobrze pamiętam mapę tych okolic, ma ona zaledwie kilka kilometrów długości - odpowiedział tonem rzeczoznawcy Willy.

- A ile pozostało nam drogi do chatki Mędrca?

- Mędrzec mieszka niedaleko wioski Złota Łuska. Powinniśmy tam dotrzeć za trzy dni.

*

Po pierwszym dniu podróży przez pustynię:
- Chyba trochę się pomyliłeś Willy. Szliśmy cały dzień, więc już dawno zostawiliśmy te kilka kilometrów za sobą, a nie widać końca piaskom. Może jednak powinniśmy wrócić i zrobić zapasy?

- Coś ty. Za niedługo pustynia się skończy. Na geografii miałem zawsze piątki z kartkówek sprawdzających umiejętność posługiwania się mapą.

*

Po trzech dniach:
- Cholera! To już ostatnia kropla - głos Kima, wymęczony trzydniowym marszem przez pustynię był bliski rozpaczy.

- Ty chyba lepiej wytrzymujesz trudy podróży. Mógłbyś mi podarować tę resztkę wody? Błagam...

- Nie ma mowy! Trzeba było mi powiedzieć wcześniej, że zawsze myliły ci się jednostki długości na mapach! I że dostawałeś piątki z kartkówek BO ŚCIĄGAŁEŚ OD KOLEGI Z ŁAWKI!!! - złodziej krzyczał do ucha bardowi tak głośno, na ile pozwalało mu zasuszone gardło.

Dzień czwarty:
Czwarty dzień wędrówki przez pustynię był jak dotąd najgorszym w całej podróży. Słońce unoszące się nad pustynią piekło niemiłosiernie, a nasi bohaterowie nie mieli już ani kropli wody. Nie było wciąż widać końca nagrzanym piaskom.

Koło południa wędrowcy zatrzymali się pod jakimś większym głazem, by zaznać choć trochę cienia i przeczekać największy skwar.
- Wiesz... Chyba przyjdzie nam tutaj zginąć - Kim ledwo poruszał spieczonymi ustami, ale nie mógł w tej chwili odmówić sobie pocieszenia przyjaciela.

- Co ty pleciesz? Przecież ja z geografii... - Willy urwał, bo wydało mu się, że widzi fontannę.

- Co z geografii?! Co z geografii?! Gówno wiesz o geografii! A poza tym... - nigdy nie dowiemy się co poza tym sądził Kim, bo w tym momencie on też zobaczył fontannę i odechciało mu się rozmowy.

Złodziej i bard jak na komendę ruszyli z miejsc i już po chwili taplali się w wodzie. To znaczy - tarzali się w piasku.

Kiedy spostrzegli swoją omyłkę, wrócili pod głaz. Ponieważ byli potwornie zmęczeni, niedługo zasnęli.

*

Obudziło ich targanie za włosy. Jakaś kobieta potrząsała nimi tak, że aż zderzyli się głowami.
- Kim jesteś? - wydyszał ledwo żywy Kim do nieznajomej.

- Jestem waszą Ucieczką, Ukojeniem, Radością i... I jeszcze czymś, ale o tym nie warto mówić.

Pomimo osłabienia, nasi bohaterowie dostrzegli, że rzeczywiście kobieta ta mogła by być Ukojeniem i Radością. Twarz miała ładną, piękne, piwne oczy i pociągające kształty. Ubrana była w błękitną suknię z wyzywającym dekoltem, który miał co pokazać.
- Zabiorę was do innego, lepszego świata. Chodźcie! - uczyniła jakiś gest dłonią i wędrowcy znaleźli się w ogrodzie. Nie czuli w ogóle pragnienia, a zmęczenie gdzieś z nich uszło. Jedyne czego nagle zapragnęli, to jakichś mocniejszych doznań.

Na środku ogrodu rosły trzy drzewa. Na jednym z nich rosły butelki wypełnione jakimś napojem, na drugim rosły torebki proszku, a trzecie całe się dymiło - rosły na nim papierowe ruloniki.
- Wypijcie, zażyjcie, wypalcie, a wasze życie będzie lepsze - zachęcała kobieta. - W tym świecie nie ma trosk. Zostańcie tu a będziecie szczęśliwi tak jak ci ludzie - wskazała gestem kilku mężczyzn roześmianych od ucha do ucha, jedną rękę opierających na najbliższym kompanie, a drugą ściskających butelkę. - Lub oni - wskazała na trzech nastolatków siedzących na trawie i wpatrujących się w niebo z jakimś wyrazem otępienia na twarzach. - Albo oni - wskazała na młodą parę przechadzającą się po parku w obłokach dymu unoszącego się z ich ust.

- Zastanowimy się - odpowiedział Kim.

- Tylko nie zapomnijcie najpierw sami spróbować, zanim wyrobicie sobie na ten temat opinię - dodała kobieta i odeszła.

Złodziej i bard podeszli do siedzących na trawniku gości.
- Jesteście szczęśliwi? - zapytał Willy.

- Przednia partia. Ale jazda! - odpowiedział jeden z nich wpatrując się nadal w niebo.

- Ale czy jesteście szczęśliwi? - zapytał ponownie bard.

- Chcesz działkę to chodź, nie - to spadaj - odpowiedział drugi i przyłożył sobie trochę proszku do nosa.

- A czy ty jesteś szczęśliwy? - zapytał Willy trzeciego z nich.

Ale trzeci z nich nie odpowiedział mu.

Nie żył.

Wstrząśnięci tym, podeszli do roześmianej grupki. Zostali potraktowani niemal jak swoi i od razu poczęstowani napojem. Szybko poprawiły się im nastroje, a obudzili się w jakimś przydrożnym rowie. Kiedy wstali, mało co pamiętali. Bolała ich strasznie głowa.

Nagle zobaczyli dwóch mężczyzn niosących ciało wczorajszego kompana. Zatrzymali się przed stojącym opodal doktorem. Ten przebadawszy krótko ciało, orzekł:
- Śmierć na skutek zatrucia alkoholowego.

Nasi bohaterowie poszli dalej i spotkali w końcu dymiącą parę. Było to prawdopodobnie młode małżeństwo. Dyskutowali o czymś zawzięcie. Choć co jakiś czas któreś z nich kaszlało, wyglądali na zadowolonych z życia. Dalej stał pewien starszy mężczyzna. On też coś mówił (rozmawiał z innym staruszkiem), ale brzmiało to bardzo metalicznie. W krtań wbudowane miał urządzenie, które pozwalało mu na jako taką rozmowę. Z toku zaś tej rozmowy wynikało, że też kiedyś palił, ale teraz patrzy na papierosy ze wstrętem. Opowiadał też zdaje się o żonie, która umarła na raka płuc.
Do barda i złodzieja podeszła znajoma już nam kobieta:
- I co? Zostajecie w tym świecie? - zapytała.

- Nie. Ja wolę już pustynię - odparł Willy.

- Ja też - dodał Kim.

- Jak sobie chcecie - powiedziała z niezadowoleniem kobieta i już miała wykonać gest dłonią, gdy Willy dodał:

- Wiem już o czym "nie warto było" nam mówić. Nawet bez próbowania oferowanych przez ciebie usług, łatwo można cię rozszyfrować. Jesteś Ucieczką - to prawda, Ukojeniem - zazwyczaj też, przynajmniej na krótko, Radością - czasami. Ale jesteś też... Śmiercią.

Kobieta rzuciła zaklęcie i oto budzili się już na rozgrzanym piasku pustyni.
- Miałem dziwny sen - powiedział Kim.

- Ja też - odparł bard.

- Dlaczego kiedy pierwszy raz cię spotkałem byłeś pijany?

- Nie ma nad czym się rozwodzić. Opuścili mnie "przyjaciele". Kiedy miałem kasę, miałem ich dużo. Kiedy kasa się skończyła, skończyła się też ich przyjaźń. Szukałem wtedy przyjaciela w pełnym kieliszku - powiedział z nutką zadumy bard. - I byłbym pewnie skończył w jakimś rowie, gdybym nie spotkał ciebie - dodał po chwili. - Ale, jak już mówiłem, nie ma się nad czym rozwodzić, nie jestem takim typem jak ty...

Więcej już ze sobą nie gadali, zbyt wysuszone mieli gardła (po powrocie z innego świata czy snu - trudno określić - zaczęli z powrotem odczuwać pragnienie i to ze zdwojoną siłą).

Na szczęście po niedługim czasie natrafili na pustynną studzienkę i zaspokoili pragnienie, a niedługo po tym pustynia się skończyła i byli znów na jakimś uczęszczanym trakcie.


Poprzednia Jesteś na stronie 4. Następna
1 2 3 4 5 6 7