Nieudacznicy

1 2 3 4 5 6 7
Poprzednia Jesteś na stronie 5. Następna

ROZDZIAŁ (słownie) PIĄTY

"POD ZATRACONYM LENIEM"

Zgadnijcie Drodzy Czytelnicy, gdzie też udali się nasi bohaterowie po przygodzie w "lepszym" świecie? A jakże! Do pierwszej napotkanej karczmy! Pijaństwo pijaństwem, ale nie wychylić nawet jednego kufelka przedniego krasnoludzkiego piwa po takich tarapatach jak omal nie śmierć z pragnienia na pustyni, to prawie grzech.

Kiedy usiedli za stołem gospody "Pod Zatraconym Leniem" i kazali go suto zastawić (nie żałując krasnoludzkiego piwa), rozpoczęli żywą rozmowę, przerywaną od czasu do czasu uwagami na temat jadła, tudzież mniej lub bardziej głośnymi i niesmacznymi beknięciami. W końcu rozmowa zeszła na poważniejsze tematy.
- Co miałeś na myśli, mówiąc na pustyni, że "nie jesteś takim typem jak ja"? - zapytał Kim obierając udko kurczaka.

- A to, że powinieneś się ostro za siebie wziąć. Albo inaczej - wziąć się w garść. - odpowiedział Willy popijając piwo.

- Co masz na myśli?

- Jesteś chory - stwierdził z powagą bard.

- ??? - skomentował złodziej.

- Cierpisz na "syndrom borocka" - ciągnął swój wywód Willy.

- !!! - złodzieja zatkało.

- Dawno nie widziałem tak trudnego przypadku jak twój.

- O co ci chodzi?

- Zachowujesz się jak baba. Uważasz, że świat cię skrzywdził i zagłębiasz się w poczuciu beznadziei.

- Nie znasz mnie.

- Może i nie znam, ale uszy mi więdną jak słyszę hasła typu: "kradnę bo muszę", "uciekłem z domu bo nie chciałem być ciężarem", "jestem zerem", wypowiadane drżącym głosem z zaciętą twarzą albo łezką kręcącą się w oku.

- Łatwo ci mówić. Jesteś szlachcicem i zawsze możesz wrócić do swojej bogatej rodzinki.

- Ha, ha, ha!!! Wrócić! A to dopiero by się ucieszyli... Nie wytrzymam! - bard trząsł się ze śmiechu.

- ??? - zdumiał się Kim.

- Nie jestem już Wilhelmem de Kirhelmem - tłumaczył bard powstrzymując atak śmiechu. - Zostałem wyklęty z rodziny i skazany na banicję, bo SPLAMIŁEM HONOR RODU - tu Willy znów zaczął się śmiać.

- !!! - złodzieja zatkało już po raz drugi w ciągu tej rozmowy i to bynajmniej nie z powodu napchania się jedzeniem.

- Pewien szlachcic wyzwał mnie na pojedynek z powodu jakiejś błahostki... nie pamiętam już czego... Po prostu za mną nie przepadał. Ponieważ, jak już mówiłem, nigdy nie ciągnęło mnie do wojaczki, a on był mistrzem miecza i ponieważ wiedziałem, że chce się mnie pozbyć, postanowiłem... nie stawić się na pojedynek. Potem, okryty hańbą, musiałem udać się na banicję. I nie żalę się na każdym kroku, że "świat jest okrutny, a ludzie to świnie", bo chociaż to w wielu wypadkach prawda, nie stosuje się do życia w ogólności. Zmień podejście do życia, bracie!

- Może masz rację. Ale nie mogę oprzeć się wrażeniu, że albo do niczego się nie nadaję, albo jestem zatraconym leniem.

- Próbowałeś jakiejś pracy?

- Jasne. I to ilu! Moim marzeniem był zawód skarbologa. Chciałem podróżować do pół-mitycznych krain w poszukiwaniu pół-mitycznych skarbów. Niestety, Akademia Skarbów nie potrzebowała tylu kandydatów ilu się zgłaszało. Na jedno miejsce było dwadzieścia osób i nie dostałem się, choć zdałem egzamin. Później chciałem zostać rycerzem, ale oblałem testy kondycyjne. Następnie, szukając jakiegokolwiek zawodu, próbowałem kucharstwa. Zaraz mnie wyrzucono, bo nie znam się na gotowaniu. Zastanawiałem się też czy by nie wstąpić do Akademii Magii, ale tam na jedno miejsce było trzydzieści osób. Zresztą magia nigdy mnie nie pociągała, jest dla mnie zbyt nudna i trudna (lub na odwrót: zbyt trudna i przez to nudna). W końcu, kiedy głód zajrzał mi w oczy, spróbowałem sił w Gildii Złodziei. Wolałem kraść na cudzy rachunek. Odpadłem przy teście wykrywania pułapek, ale nie byłem na tym całkiem stratny. To tam udało mi się podsłuchać, gdzie Hamas kryje pieniądze. Od tej pory kradnę na własny rachunek

- Rzeczywiście życie dało ci w kość i nie można cię nazwać zatraconym leniem, ale nie powinieneś rozpaczać i wstydzić się tego kim jesteś. Jakoś sobie w końcu radzisz. Gdyby nie ty, nie mielibyśmy za co kupić tych delikatesów - bard wskazał na resztki jedzenia.

- Kradzione nie tuczy - skomentował złodziej.

- Tym lepiej. Jako bard muszę dbać o linię.

Towarzysze roześmieli się gromko.

Potem bard spróbował sam zarobić na życie. Wyciągnął zza pazuchy swoją lutnię i zaczął grać, próbując w ten sposób umilić biesiadę bywalcom karczmy. Skończyło się tak jak zawsze. Willy został wyrzucony z gospody a Kim wyszedł o własnych nogach za nim. Złodziej z przykrością musiał stwierdzić, że jego przyjaciel nie opanował jeszcze w dostatecznym stopniu sztuki grania. Rzępolił niemiłosiernie i nic dziwnego, że niektórym ta gra się nie podobała.


Poprzednia Jesteś na stronie 5. Następna
1 2 3 4 5 6 7