Płacz

1 2 3 4 5
Poprzednia Jesteś na stronie 4. Następna

Kapłan wzdrygnął się na widok nieprzytomnego elfa. Spojrzał na jego twarz. Była zimna bez wyrazu, jednak rozpoznał w niej mordercę. Szaleńczy gniew kazał mu się odwrócić i pognać w stronę sztyletu. Wziął go i jakoby instynktownie pognał w stronę leżącego. Nachylił się tuż nad nim, uniósł do góry przedmiot i wycelował próbując trafić w serce. Niedoszła ofiara nagle, niczym umarły wstający z grobu, otworzyła oczy i szybkim ruchem, złapała oponenta za dłoń wykręcając mu ja. Młodzieniec zawył z bólu, pełen gniewu i złości nie zauważył jak jego przeciwnik podniósł się, i pobiegł w stronę leżącego nieopodal toporka. Garoull chwycił go oburącz. Po czym podbiegł do nieświadomego niebezpieczeństwa, przeciwnika, i uderzył go obuchem w twarz. Uderzenie złamało kapłanowi nos, co zaowocowało strumieniem krwi, i odrzuciło go silnie do tyłu. Zaledwie zapanował nad równowagą, gdy mocny kopniak w rzepkę, posłał go na ziemię. Całe szczęście, jeśli można tu mówić o szczęściu, że jego przeciwnik również się przewrócił. Młodzieniec, z połamanym nosem i gniewem w sercu, próbował wstać, bezskutecznie. Ogarnęła go złość, tak samo zmieszana z bólem, jak pojawiające się na jego twarzy łzy, spływające razem z krwią. Był bezsilny. Z trudem obserwował jak morderca, z toporem w rękach, kieruje się w jego stronę. Obserwował jego zimną, spokojną i surową twarz. Ów wyraz napawał go jeszcze większym lękiem. Sparaliżowany strachem kapłan, oczekiwał na cios. Czas okropnie się dłużył, jeśli tego słowa można użyć. Leżący, ostatnimi siłami spróbował przywołać do siebie swój rozsądek. Udało się. Przypomniał, sobie o liście. Przecież Garoull nic nie wiedział o klątwie. Całe szczęście, że tuż obok młodego elfa, leżał ów pergamin. Chwycił go i uniósł go w górę niczym tarczę, która miała go ochronić przed ciosem. W ostatniej chwili, zabójca zatrzymał cios. Wyrwał z rąk zakrwawionego elfa list, bowiem list bez żadnej pieczęci, w dodatku, napisany czerwonym atramentem, wydał mu się podejrzany. Począł go czytać. Leżący, tymczasem oczekiwał, niczym skazaniec na wyrok, końca tej sytuacji. Gdy Garoull skończył czyta nie spojrzał nawet na swą niedoszłą ofiarę, tylko rzekł oschle

- Idziemy

Słowa, a raczej ich ton, całkowicie zdziwiły leżącego. Garoull, równie dobrze, mógłby wypowiedzieć "Spodziewałem się tego", bo miałoby to dokładnie taki sam sens.

Kapłan nie wstawał jednak.

- Idziemy!! - Krzyknął. Tym razem bez swego zimnego opanowania

- Dobrze!! - Zripostował go młody "zdrajca" - daj mi tylko się pozbierać - dodał cicho

- Poczekaj, pomogę ci - odrzekł mu Garoull, bez życzliwości w glosie.

- Niby, czemu masz mi pomagać? - Spytał z bólem młodzieniec przekręcając po chwili dłoń, co zaowocowało bolesnym krzykiem

- Boś mi jest potrzebny, głupcze. Nie będę przecież sam wszystkiego robił. Ktoś musi mi umilić mój nędzny żywot - rzekł Garoull, po czym chwycił dłoń niedoszłej ofiary i szybkim ruchem nastawił ją. Choć ból był ogromny, młodzieniec nie krzyknął. Ostatnie zdanie zabolało go, bowiem bardziej. Miał być czyimś pomagierem? Miał żyć jedynie po to by komuś usługiwać? Uwagi te jednak zachował dla siebie. Milczał.

- Idziemy - rzekł Garoull, nagle zmieniając ton

- Dobrze - odrzekł, z wciąż mocno krwawiącym nosem, po czym dodał po chwili takim szeptem, że nikt nie zdołałby go usłyszeć - ty morderco0¦


Poprzednia Jesteś na stronie 4. Następna
1 2 3 4 5