Saga o Gacexie

1 2 3 4 5 6 7
Jesteś na stronie 1. Następna

Saga o Gacexie - część 1

W pewnej przydrożnej tawernie siedział młody wojownik imieniem Gacex. Gacex on niegdyś wielkim wodzem i brał udział w wielu bitwach służąc "pod królem". Niegdyś, czyli do zeszłego poniedziałku. Tego jednak, dlaczego został zwolniony nie wie nikt, a sam Gacex chroni tego sekretu przed światłem dziennym, gdyż w przypadku ujawnienia tego faktu wyszedłby na debila i skończonego kretyna. W każdym razie siedzi tak od tamtego czasu w tej całej przydrożnej tawernie "Pod Wesołym Uruk-Haiem" i zatapia swoje smutki w kuflu zimnego, a przynajmniej tak pisało w karcie dań piwa. Ehhh... nikt mnie nie lubi... nie chcieli mnie w swojej armii... może nie powinienem był obejmować aż tak wysokiego stanowiska... i czy wyłączyłem żelazko jak wychodziłem z domu? - te pytania dręczyły Gacexa niezmiernie w każdym momencie jego egzystowania. Barman słuchał tego i słuchał, aż w końcu nie wytrzymał i rzekł: stary - nie wiem co bierzesz, ale lepiej przestań, bo gadasz jakieś głupoty i wogóle od rzeczy. Gacex jednak w tym momencie przeniósł całą swoją uwagę na nowoprzybyłego do gospody człowieka. Do tawerny wszedł myśliwy na głowie, miał czapkę na nogach, buty z cholewami w zębach, papieros w oczach, świeciła mu radość. Gacex zupełnie zaskoczony zaistniałą sytuacją zwrócił się do barmana: widziałeś to? Tak - odpowiedział barman - wszedł myśliwy, na głowie miał czapkę, na nogach buty z cholewami, w zębach papieros, w oczach świeciła mu radość... Nieznajomy wszedł i powiesił swoją kurtkę na wieszaku przy drzwiach. Sądząc po kroju - rozmyślał Gacex - jest on pewnie młodym człowiekiem z duszą artysty. Może pisze wiersze? Albo chociaż serenady? - kolejne pytania uderzyły do jego głowy. Gacex nie wytrzymał: nie!!! Dość z tym!!! Koniec użalania się nad sobą - zaczynam nowe życie!!! Barman - zwrócił się weteran - stawiam kolejkę dla wszystkich! I w tym samym momencie do gospody zawitała 10-cio tysięczna armia najemników, którzy właśnie szli na kolejną, krwawą wojnę. Siet! - wykrztusił Gacex, po czym zaczął się rozglądać za drogą ucieczki. Wyjrzał przez okno - panowała akurat wielka zamieć śnieżna i temperatura na zewnątrz z pewnością była niższa niż zero. Musi być jakaś inna droga ucieczki - pomyślał. Patrzy na lewo - są drzwi. Dobiegł do nich i otworzył je, po czym bez jakiejkolwiek zapowiedzi wszedł do środka. Wszedł do niedużej sali z dwoma fotelami stojącymi pośrodku. Przy dużym oknie stała jakaś postać odziana we wspaniałą zbroję. Wtem za oknem walnął piorun, który na chwilę rozjaśnił ciemny pokój. Nieznajomy odwrócił się - witaj - powiedział. Oczekiwałem ciebie, jak pewnie się domyślasz jestem... Gacex mu przerwał: ciocia? Nie - jestem Sauron, Pan Mordoru, Władca Ciemności i tych spraw. "Tych spraw?" - powtórzył Gacex. Tak, zaraz ci wszystko wyjaśnię, lecz najpierw usiądźmy. Obaj zasiedli w skórzanych fotelach, jednak przy jakimkolwiek poruszeniu fotele piszczały, więc zarządzono przyniesienia czegoś innego. Są tylko taborety kuchenne - powiedział barman. Dawać je prędko - zasyczał Sauron. Kiedy wreszcie zasiedli Sauron próbował coś powiedzić, ale powtórnie im przeszkodzono. Wszedł barman i powiedział: skończyłem już swoją zmianę szefie. Józek już przyszedł mnie zmienić. Zirytowany Władca Ciemności uprzejmie oznajmił: wyp&%*#!#&. Kiedy tamten się szybko oddalił Sauron mógł wreszcie mówić. Oczekiwałem ciebie, wiem o tobie wszystko razem z tym, dlaczego zostałeś zwolniony z poprzedniej pracy. Błagam... - szeptał Gacex - ... tu mogą być podsłuchy. W istocie były - cała tawerna mogła z zapartym tchem śledzić przed telewizorem ich kolejne ruchy i wysyłać SMSy pod numer podany na ekranie, by zadecydować, który z nich ma zostać na gorących krzesłach. Sauron kontynuował - jak dobrze słyszałem, miałeś do wykonania śmiesznie łatwą misję: przeprowadzić wojska przez pustynię, aby wspomogły armię króla. Zapasów mieliście na tony i plan był w całej swojej objętości doskonały. Ty jednak wszedłeś w jedyną na tej całej gigantycznej pustyni jamę Salracca. Cała armia zginęła poza jednym - na twoje nieszczęście - tobą. Gacex wgniótł się z napięcia w taboret. 25 tysięcy żołnierzy będzie umierać wolno w niesamowitych męczarniach w żołądku tej bestii przez tysiąc lat - wyłożył Sauron kawę na ławę Gacexowi. Kontynuował dalej: ale dobrze się złożyło - potrzebowałem kogoś takiego jak ty - mam dla ciebie misję. Misję? - zapytał z ogromnym niedowierzaniem Gacex. Tak, misję - powtórzył Sauron. Jaka to misja? - zapytał tym razem zaciekawiony Gacex. Tak, misję - usłyszał od Saurona. Nie, nie zrozumiałeś mojego pytania - jaką misję chcesz mi powieżyć? Tak, mi... - zaczął Sauron, po czym coś go tchnęło. Szybko odpiął od hełmu walkmana, przez który słuchał swój ulubiony utwór - "Saruman in Orthank" zespołu White Hand of Saruman. Pytałeś o coś? - zapytał tym razem Sauron. Tak, pytałem jaka jest moja misja!!! - powtórzył rozwścieczony Gacex. No więc daję ci ten Jedyny Pierścień - wyciągnął go z kieszeni. Masz go zabrać i trzymać z dala odemnie i od tych małych, wrednych hobbitów. Mają jakiegoś świra na jego punkcie - dodał Sauron. Nie chcę w każdym razie mieć nic wspólnego z nim. Zaraz, zaraz... jaki jest haczyk? Tak za darmo? Kim ty jesteś? Matka Kalkuta z Teresy czy jak? Nie, nic z tych rzeczy - wypierał się Władca Mordoru. Po prostu znudziło mi się rządzenie światem, otworzyłem ten przydrożny bar i liczę na duże zyski w czwartym roku fiskalnym. Znakomicie ciebie rozumiem - oznajmił Gacex, który był już od 5 lat ścigany przez urząd skarbowy za nie płacenie podatków. Tak więc mam sobie wziąść tan pierścień? Tak, o niczym innym nie marzę... proszę - Sauron opadł na kolana - chlip!... nie chcę go już... zabież go, zabież go odemnie!!! Dobrze, już dobrze - Gacex wziął Jedyny Pierścień od jego poprzedniego właściciela i przyjrzał się jemu uważnie. Wtem na pierścieniu pojawił sie napis: Warning: TO RULE THEM ALL. Zaraz, czy to znaczy iż będę teraz władcą wszechświata, miał pełno kasy i piękne, gorące laski u swoich stóp? - zapytał z lekką nadzieją Gacex. Ha ha ha - kto ci takie głupoty naopowiadał? - zaśmiał się Sauron - ten pierścień nie ma żadnej niezwykłej mocy poza dwoma błachostkami: jak go sobie założysz na palec to możesz stawać się niewidzialnym i podglądać niewiasty pod prysznicami, oraz daje niezłą jazdę, ale nie przedawkuj - pewien Golum miał z tym problemy. Zaczął brać, a potem popełnił samobójstwo rzucając się do lawy w Górze Przeznaczenia. Taki tam psychol... Po tych słowach Sauron powiedział: możesz już odejść. Gacex podziękował, wsadził sobie pierścień do... kieszeni i wyszedł z pokoju. Wkroczył powtórnie do tawerny - armii już nie było. Uff... pomyślał Gacex - może nie będę musiał płacić za te wszystkie drinki? - spojrzał na stos opróżnionych kufli pod i na stołach. Wtem barman rzekł - hej, ty! Gacex się odwrócił i powiedział stanowczo: nie nazywam się Gacex, nie zmówiłem piwa dla wszystkich i wogóle mnie tu nie było. Barmanowi nie o to chodziło, ale Gacex nie słuchał - chciał uciekać, lecz potknął się o jakiegoś przypadkowego pijaczka i upadł. Upadając pierścień wypadł mu z kieszeni i poszybował w górę. Gacex szybkim ruchem skierował dłoń w jego stronę i pierścień wsunął się jemu na palec. Zniknął, jednak nikt nie był zdziwiony - wszak wszyscy wiedzieli, iż teraz on posiada TEN pierścień. Co więcej - już widzieli kilka razy takie sztuczki jak Sauron miał ataki. Wtedy też biegał bez spodni po całej tawernie obcałowywując wszystkich i co chwila zdejmując i zakładając pierścień. Gacex oprzytomniał - zdjął pierścień. Minął go jakiś goblin w myśliwskiej kurtce. Gacex spojrzał przez okno - nadal panuje na zewnątrz wichura, Gacex spojrzał na termometr - poniżej zera - dodał. Obok niego siedział myśliwy, który teraz wstał i spojrzał na zegarek. O boże! Któraż to godzina - stara mnie zabije. Pobiegł szybko po kurtkę... a kurtki nie ma. Myśli myśliwy, myśli, po czym mówi: ja chyba nie wziąłem dzisiaj kurtki... I wyszedł. Ja także będę się zbierał - powiedział do barmana Gacex. Tamten jemu na to odparł: naraska. Gacex w połowie drogi do drzwi się zatrzymał i zapytał w myślach: ale o co mu właściwie chodziło? Nie uzyskał jednak odpowiedzi na to pytanie, podszedł pośpiesznie do drzwi i wyszedł na zewnątrz. Pod bramą minął zamarznięte zwłoki myśliwego i stanął jak wryty. Przed gospodę zajechała kareta. Już z daleka było słychać donośne hity Mandaryny. Od strony pasażera wytoczył się na podjazd DJ Thompson. Wyraźnie nie był przy zdrowych zmysłach - zauważył Gacex. DJ padł na ziemię i zaczął ją całować i dziękować za krótką podróż. W tej samej chwili od strony kierowcy wysiadł inny DJ - DJ Donovan. Nucił on sobie pod nosem "Here I Go Again". Gacexa aż zlał zimny pot. Obaj DJe w końcu się zabrali i weszli do środka. Gacex natomiast spojrzał na niebo - śnieżyca ustawała. Skierował się na wschód. Szedł przez las. Drogę rozświetlał mu tylko księżyc. Mimo wszystko nie narzekał. Wtem pojawił się jakiś znak. Miasto... eee... jakieś tam - odczytał Gacex. Nie mógł odczytać całej nazwy, gdyż znak był złamany, a druga jego część z nazwą miasta została skradziona zapewne przez jakiegoś zdesperowanego podróżnika wracającego z wycieczki po świecie, który w ostatnim momencie przypomniał sobie iż zapomniał kupić rodzinie upominki ze swoich wypraw. Tak... tak mogło być - pomyślał Gacex i minął znak kierując się w stronę nieznanego miasta. Zaś po przeciwnej stronie drogowskazu widniał wielki, napisany krwią napis: "Miasto Nieumarłych Żegna". Tak więc Gacex szedł dalej i po jakimś czasie zniknął w gęstej mgle. Wkoło rozległy się szaleńcze krzyki i wrzaski.


Jesteś na stronie 1. Następna
1 2 3 4 5 6 7