Saga o Gacexie
1 2 3 4 5 6 7 | ||
Poprzednia | Jesteś na stronie 6. | Następna |
Saga o Gacexie - część 6
Noc trwała w najlepsze. Gacex, Gandalf i Wiedźmin przez cały czas posuwali się w kierunku północnym. W związku z tym krajobraz uległ pewnym zmianom - wkroczyli na północne obszary Transylwanii, skute lodem i zarazem bardzo niegościnne dla obcych. Zatrzymajmy się na chwilę, bo już nóg nie czuję - zaproponował Gacex. Odnaleźli kilka wolnostojących kamieni i usiedli na nich. Gacex wyciągnął z buta swój niewielki nóż, po czym zaczął zeskrobywać z siebie szron. W tym czasie Gandalf mówił: O ile jest mi dobrze wiadomo niedaleko powinien znajdować się hotel. Moglibyśmy się tam zatrzymać. A więc na co czekamy, panowie? Chodźmy! - rzekł Wiedźmin, wstał i ruszył w wyznaczonym przez maga kierunku. Pozostali dwaj postąpili tak samo. Teraz wtargnęli w gęsty, zaśnieżony las i brnąc przez zaspy poruszali się znacznie wolniej niż poprzednio. Nagle Wiedźmin: Nie wiem, czy to normalne, ale wszędzie leżą szczątki sów, wiewiórek, jeleni, listonoszów, nietoperzy, wilków... Jakby dopadło je coś wielkiego i agresywnego. Gandalf przyśpieszył: Szybciej, bo to mogą być zombie, albo jeszcze gorzej - wampiry. Teraz rozpoczęli morderczy bieg, zaś wkoło rozległy się setki dźwięków przypominających przemarsz jakiejś dużej armii. Po jakimś czasie wbiegli na otwartą przestrzeń. Dobrze, że wbiegliśmy na polanę - oznajmił Gacex. Na jaką polanę?! Przecież to jest zamarznięte koryto rzeki - pośpiesznie sprostował jego wypowiedź Gandalf. Pobiegli więc dalej, a na horyzoncie pojawił się cel ich podróży. Gacex, biegnąc jako ostatni zaczął się martwić: Jest zbyt spokojnie... Nie zdążył jednak dokończyć swojej myśli, gdyż lód pod jego stopami załamał się i Gacex wpadł do lodowatej wody. Będąc pod wodą gwałtownie otworzył oczy. Ujrzał w jej odmętach maszerującą armię nieumarłych, która zmierzała dokładnie w tym samym kierunku co oni. Gacex błyskawicznie się wynurzył. Pozostali biegli dalej i nawet nie zauważyli, że jest nieobecny. Gdy ich dogonił powietrze w jego płucach zaczęło boleśnie zamarzać. Gacex zaczął się dusić. Zrób coś z tym zdechlakiem - rozkazał Gandalf Wiedźminowi. Ten z całej siły walnął Gacexa w twarz, a kiedy ten się przewrócił zaczął go kopać w brzuch. Co ty wyprawiasz?! - przerwał mu Gandalf waląc go w tył głowy klingą swego miecza. Przecież sam kazałeś... - tłumaczył się Wiedźmin, jednak mag go nie słuchał tylko poklepał po plecach Gacexa. Ten wypluł po chwili jakieś dwa kilogramy lodu w kostkach. Część ich zebrał Wiedźmin, wrzucił do szklanki, zalał Coca-Colą i podał do wypicia Gacexowi. Gdy Gacex to wypił stracił przytomność. Wiedźminie, na litość - dlaczego podałeś mu napój z lodem, gdy jesteśmy na dworze i zarazem panuje tutaj temperatura -30°C?! No więc... - zaczął Wiedźmin. Nieważne, nie chcę nawet słuchać twoich głupkowatych wytłumaczeń - bierz Gacexa i w drogę - nakazał czarodziej. Ruszyli dalej. Pół godziny później stali obaj pod hotelem. W zasadzie hotel ten był odpowiednio przebudowanym do tego celu gotyckim zamkiem. Posiadał siedem pięter, otoczony był zwieńczonym ostrymi grotami ogrodzeniem. Wkoło zaś stało wiele fontann, z powodu mrozów zamarzniętych. Wkroczyli do budynku. Wtedy też Gandalf po raz pierwszy od bardzo dawna spojrzał na Gacexa. Wiedźminie - zwrócił się do kompana - czy on zawsze był taki blady i zimny? Wiedźmin, gdy tylko spojrzał: Szybko, zrób coś - on chyba nie żyje!
Piękne, zielone łąki ścieliły się aż po horyzont. Przez nie biegł samotny mężczyzna goniony przez setki rozwścieczonych byków. Jeśli tak mają wyglądać wieczne łowy - zastanowił się Gacex - to jak wygląda życie w piekle?! Nagle coś złapało go za płaszcz. Hej, pan mi rozciąga... - powiedział odwracając się. Za nim podążała jakaś świetlista postać. Jestem architektem tego miejsca - powiedziała. W takim razie muszę powiedzieć, że ktoś wykonanie ci spartolił - wyraził swoją opinię Gacex i przyśpieszył, ponieważ zaczął odczuwać obecność byczych rogów na pośladkch. Świetlista postać z kolei pstryknęła palcami i przed Gacexem pojawiły się drzwi. Zderzył się z nimi, następnie wstał, otworzył je i przekroczył.
Po drugiej stronie drzwi zderzył się czołem z Gandalfem. Kiedy obaj przestali widzieć gwiazdy spojrzeli w bok. Stał tam zniecierpliwiony Wiedźmin. Chodźmy się zameldować - nakazał pozostałym. Wstali i ruszyli dalej. Po drodze minęli wielki hol licznie obsiany kolumnami symetrycznie postawionymi po obu stronach pomieszczenia. Zatrzymali się dopiero przy recepcji. Dzyń! Dzyń! - rozległ się dzwonek wciśnięty przez maga. Nagle, ni stąd, ni z owąd pojawił się za recepcją mały, garbaty człowieczek. Witam panów, nazywam się Igor i jestem służącym pana hrdr. Kogo?! - zapytała jednocześnie cała trójka. Hrabiego Drakuli - wyjaśnił Igor. Hrabia Drakula jest twoim panem?! Ciekawe... bardzo ciekawe... Będę musiał się z nim zobaczyć - mówił Gandalf - ale najpierw chętnie wynajmiemy jakieś tanie pokoje. Wtem wtrącił się Wiedźmin: Dla mnie apartament królewski! Dobrze wiesz, że nie mamy pieniędzy na takie luksusy - tłumaczył mu Gandalf. Mimo wszystko chcę apartament królewski - nie dawał za wygraną Wiedźmin. Nie dostaniesz go! A właśnie, że tak! Nie!!! Tak!!! I tak go nie dostaniesz - uśmiechnął się złośliwie Gandalf, po czym zajął się uzupełnianiem podanych przez Igora ksiąg hotelowych. Zdesperowany Wiedźmin zwrócił się do Gacexa: Zrób coś, bo inaczej będę niemiały i dla ciebie... Gacex nie reagował. Sam tego chciałeś, zaczynam - powiedział Wiedźmin. Twoja matka najbardziej na świecie kocha Uruk-Haiów. W istocie, jest największym fanem zespołu White Hand of Saruman jakiego znam - zauważył Gacex. Eee... w takim razie twój ojciec jest podrzędnym, wiejskim chłopem. W istocie, jestem synem zwykłego pasterza - powtórnie odparował zaczepki Wiedźmina Gacex. Obaj macie przestać! - wściekł się Gandalf, który już po raz ósmy popełnił błąd przy wpisywaniu na listę gości swojego imienia i nazwiska. Obaj przycichli, mag zaś wrócił do swojego zajęcia. Po pewnym czasie zaczął odczuwać, że ktoś go obserwuje. Kątem oka spojrzał na Wiedźmina. Ten patrzył na niego spojrzeniem "smutnego szczenięcia". Nie patrz tak na mnie - zlitował się Gandalf - naprawdę nie mamy pieniędzy na takie luksusy. Wiedźmin jednak nadal pozostawał w swojej pozycji, a z jego oczu zaczęły spływać łzy smutku. Dobrze, już dobrze... niech ci będzie - jeden apartament królewski, poproszę - zwrócił się Gandalf do oczekującego na podjęcie przez nich decyzji Igora. Naturalnie, proszę się tylko wpisać tu... i tu... i tu... i tu... i jeszcze tu... a może tu?... - mówił sługa Drakuli. Cholerna, papierkowa robota - powtórnie wkurzył się Gandalf, po czym zajął się dalszym pisaniem. W tej samej chwili po przeciwnej stronie holu zjawili się nieumarli, których wcześniej widział Gacex. Wszyscy byli uzbrojeni w najnowsze kusze maszynowe z tłumikami i laserowymi celownikami. Poukrywali się za kolumnali, a jeden z nich zawołał w stronę Gacexa i Wiedźmina: Poddajcie się! Obaj wymienili się spojrzeniami i błyskawicznie ruszyli w przeciwnych kierunkach, kryjąc się za kolumnami. Nieumarli rozpoczęli ciężki ostrzał. Wiedźmin wyciągnął z rękawów dwie mini-kusze maszynowe. W tym samym momencie Gacex wbiegł na ścianę i mijając strzały wrogów zaczął się do nich zbliżać. Teraz Wiedźmin - wyskoczył zza kolumny i rozpoczął kontratak. Kolejni nieumarli padali pod jego siłą ognia, zaś ich ciała rozrywały się na strzępy. Gacex doskoczył do najbliższego wroga i wytrącił mu kopniakiem broń z rąk. Następnie z niej skorzystał zabijając dwóch najbliższych nieumarłych. W międzyczasie Wiedźmin, wykonując przewrotkę na jednej ręce, z drugiej zaś wyprowadzając ogień, powalał kolejnych przeciwników. Byli coraz bliźsi zwycięstwa. Gacex wskoczył pomiędzy czterech nieumarłych i zręcznym ruchem miecza poszatkował ich. Wsuwając miecz do pochwy zabił nadbiegającego z tyłu, ostatniego już przeciwnika. Wkrótce potem, ślizgając się po podłodze, zjawił się Wiedźmin. Chodźmy zobaczyć co z Gandalfem - zaproponował. Tak też zrobili. Kiedy już dotarli na miejsce, zastali stosy list i ksiąg, które zdawać się mogło, że Gandalf przez ten czas uzupełnił. Skończyłem - oznajmił przybyłym. Teraz wszyscy spojrzeli w miejsce, w którym wcześniej stał Igor. Już go tam nie było, jednak znaleźli tam coś innego - klucze do swoich apartamentów. Zabrawszy je ruszyli dalej korytarzem, aż dotarli do schodów. Następnie skierowali się na górę, potem korytarzem i tak dotarli do swoich pokoi. Gacex i Wiedźmin po chwili zniknęli w swoich. Tylko Gandalf został na korytarzy. Odczekał jakiś czas i zawrócił do schodów. Ruszył nimi jeszcze wyżej, aż w końcu dotarł do jakiegoś laboratorium. Na środku znajdowała się wielka, malownicza mozaika przedstawiająca magiczny krąg. A więc Drakula korzysta z magii... niedobrze - zmarszczył brwi Gandalf. Następnie spojrzał na bogatą bibliotekę hrabiego. Zafascynowany, skierował się w tamtym kierunku, jednak po chwili się zatrzymał, gdyż coś się poruszyło w ciemnościach. Uniósł dłoń do góry i prostym zaklęciem z kręgu magii ognia zapalił wielki świecznik zawieszony pod sufitem. Teraz nieznajomy stał się widoczny. Wiedziałem, że się zjawisz - zabrzmiał grobowy głos nieznajomego. Musimy się streszczać z naszym spotkaniem, albowiem za pięć minut - Gandalf pokazał na palcach - mam zamiar iść spać, hrabio Drakula. Przed nim stał hrabia Drakula - najpodlejszy, najzachłanniejszy, najokrutniejszy, najzłośliwszy, najbardziej niesprawiedliwy... Skończyłeś już?! - hrabia okazał zdenerwowanie. Aaa... tak - zabrzmiał tajemniczy głos. Gandalf usłyszał ATAK, toteż ruszył w stronę władcy wampirów. Przeszył go mieczem, zaczem ten zdołał zorientować się w sytuacji. Coś mi tu nie gra... powinieneś być martwy! - zdziwił się mag. Ha ha ha... przecież ja już nie żyję - zaśmiał się diabolicznie Drakula. Tak mi przykro... naprawdę nie wiem co powiedzieć - w głosie Gandalfa dało się słyszeć współczucie. Następnie poklepał hrabiego po plecach. Drakula jednak nie był zbyt tęgiej budowy ciała, toteż zachwiał się i wypadł przez pobliskie okno balkonowe. Łups, przepraszam! - zawołał za lecącym hrabią Gandalf. Drakula wpadł do fontanny. Wynurzył się z niej na chwilę, jednak potem zamarzł. Gandalf zaś opuścił pośpiesznie to pomieszczenie trzymając złapany po drodze zeszyt z notatkami hrabiego. Przeglądając go dowiedział się wielu ciekawych informacji o tym jak hrabia poznał sposób by nie płacić podatków, o dorobieniu się przez niego tytułu docenta magisterskiego i o prawdziwej naturze jego hotelu. A więc hotel to tylko przykrywka... zjada swoich pensjonariuszy i popija ich ich własną krwią... Kurcze, a ja chodzę taki nieogolony - przeraził się Gandalf złapawszy się swojej brody. Ruszył dalej korytarzem. W tym samym czasie z drugiej strony budynku działy się inne rzeczy... Gacex próbował usnąć w swoim łóżku. Nie pojmuję - dlaczego zbudowali to łóżko tylko i wyłącznie z drewna i kamienia?! Innych materiałów nie mieli? - zachodził w głowę. Po chwili obrócił się na plecy i usłyszał jak pękają. Nie ma co - przecedził przez zęby - dziś nie usnę. Ciekawe, co się dzieje z innymi... Wstał i wyszedł z pomieszczenia. Tuż przy drzwiach prowadzących do pokoju Wiedźmina usłyszał donośną muzykę, taniec i śpierw. Co u licha? - powiedział otwierając drzwi. Wewnątrz trwała wielka impreza zorganizowana przez Wiedźmina, który leżał sobie pod ścianą na wielkim, puchowym łożu razem z jakimiś seksownymi modelkami. Wkoło tańczyli goście, pod ścianami muzykę miksowali DJe, po środku ustawione były dmuchane baseny, salę zaś rozświetlała wielka, kryształowa kula dyskotekowa. Eee... - zaniemówił z wrażenia Gacex. Wnet został porwany przez jakieś ślicznotki do tańca i tyle go było widać. Kiedyś go znałem - powiedział Wiedźmin. Następnie gwałtownie otworzyły się drzwi, a w nich zjawił się Gandalf. Już na wstępnie zakomunikował: Co tu się do jasnej cholery dzieje?! Gdzie jest właściciel tego apartamentu?! Kto za to zapłaci?! I dlaczego nikt mi jeszcze nie podał drinka?! Szybko, dajcie drinka dla maga! - zawołał ktoś z tłumu. Potem Gandalf także wpadł w obroty. Później nastała ciemność, ból i... amnezja. Gacex zbudził się gwałtownie. Rozejrzał się dookoła. Był już ranek, goście zaś ich opuścili jakiś czas temu. Ale boli mnie głowa... - jęczał. Obok przebiegł kot. Czy on musi tak tupać?! Rozejrzał się jeszcze raz. Tym razem zauważył Gandalfa wyczołgującego się spod stołu. Wiedźmin też się znalazł, ale później, znacznie później i to w łazience, a dokładniej w kiblu. Z kabiny dochodziły tajemnicze jęki i ulatniały się zagatkowe zapachy, ale to tak tajemnicze, że aż Gandalf chciał rzucać w jej stronę swoje najpotężniejsze zaklęcia bitewne. Gdy już wszyscy byli zwarci i gotowi Gandalf przypomniał sobie: Do stu piorunów - zupełnie zapomniałem wam powiedzieć, że powinniśmy wynosić z tego miejsca. W piwnicy powinien znajdować się system autodestrukcji, który po drodze musimy uaktywnić. No to idziemy - zadecydował Gacex. Po drodze czarodziej bardziej im przybliżył sylwetkę Drakuli, oraz wyjawił tajemnice wiążące się z tym miejscem. Dotarwszy na miejsce natknęli się na drzwi. Pchnęli je i znaleźli to, co szukali - system autodestrukcyjny. Wiedźmin bez namysłu nacisnął przycisk aktywujący. Rozległ się tajemniczy głos: Do całkowitej zagłady macie 30 sekund. Siet! - powiedział Gacex, po czym będąc już na schodach zawołał: Uciekajmy! Wbiegając do holu usłyszeli: 10... 9... 8... 7... 6... Już stali pod drzwiami. 5... Gacex nacisnął klamkę. 4... Przekroczyli drzwi. 3... Skierowali się w kierunku zaparkowanych nieopodal powozów. 2... 1... 0... Nastąpiła wielka eksplozja, która doszczętnie zniszczyła zamek Drakuli. Z dymów i ognia wyłonili się Gacex, Gandalf i Wiedźmin, pędząc w powozie zaprzężonym w dwa, obecnie czarne konie. Ruszyli zaśnieżoną drogą. W międzyczasie eksplozja zniszczyła także zamarzniętego harabiego, zaś ogień rozpuślił jego szczątki. One zaś złączyły się płynną masę, z której uformował się nowy Drakula. Przemienił się w nietoperza, wzbił w powietrze i rozpoczął pościg. Coś nas dogania! - zawołał Gacex do prowadzącego powóz Gandalfa. To na pewno on... Gacexie, obawiam się, że będziesz musiał z nim walczyć - oświadczył z wielką niechęcią mag. Nie ma sprawy - odpowiedział spokojnie Gacex. Już ja się nim zajmę - pomyślał, po czym wskoczył na dach powozu. W tym samym momencie Drakula przemienił się z powrotem w swoją wampirzą formę i stanął do walki z Gacexem. Obaj wyciągnęli miecze. Ich ostrza zderzały się agresywnie z wielką pasją, nienawiścią i wrogością - komentował tajemniczy głos. Skończyłeś już?! - przerwał mu Gacex. Ja się tutaj staram wygrać walkę, a ty mi przeszkadasz... Przepraszam - odpowiedział tajemniczy głos. Walczyli dalej. Pod nimi zaś, w środku powozu, siedział Wiedźmin i co chwilę wymawiał komentatorskim, twardym głosem hasła typu: "FATALITY" lub "FINISH’M". W końcu Gacex zadał śmiertelny cios hrabiemu w samo serce, jednak temu nic się nie stało. Gandalfie, dlaczego nic mu się nie stało, mimo iż przebiłem go mieczem i robię to nadal - powiedział Gacex i przebił jeszcze kilka razy, tak dla pewności, Drakulę. To wampir - odpowiedział czarodziej - zabić go może tylko osoba wierząca. Jezus Maria - o co ci chodzi, Gandalfie?! Wtem Drakula zapłonął błękitnym płomieniem, wrzeszcząc zeskoczył z powozu, następnie rzucił się w śnieg i zaczął się turlać, próbując ugasić płomienie. "BRUTALITY" - zakomunikował obserwujący wszystko Wiedźmin. Ocalona trójka pomknęła dalej leśną drogą, wkrótce potem opuszczając Transylwanię.
Poprzednia | Jesteś na stronie 6. | Następna |
1 2 3 4 5 6 7 |