Saga o Gacexie

1 2 3 4 5 6 7
Poprzednia Jesteś na stronie 3. Następna

Saga o Gacexie - część 3

Gacex wysiadł z autobusu na przystanku. Tak jak prosił go Gandalf dalsze swoje kroki powinien skierować w kierunku Minas Tirith. Tak też zrobił. Szedł z pół dnia i już się nawet zastanawiał, czy nie pomylił adresu, gdy na nagle horyzoncie pojawiła się poszukiwana wieża. Idąc dalej przez pola Gacex zauważył jakąś postać w obciachowych, białych łachach i durnowatym, spiczastym kapeluszu. Gdy się do niej zbliżył rozpoznał w niej swojego znajomego - maga ognia zwanego Gandalfem. Jestem - zameldował Gacex podchodząc do czarodzieja. No, nareszcie - musimy się śpieszyć, gdyż wojska Mordoru zmierzają w naszą stronę i obawiam się, że nie unikniemy oblężania Minas Tirith. Zaraz, zaraz - rozpoczął zaskoczony Gacex - coś mi tu nie gra... przecież Sauron już się nie zajmuje wojną ze światem. Tak, ale teraz władzę przejął jego brat Mervin. Mervin? No przecież mówię, że Mervin - powtórzył zirytowany Gandalf. Gacex na to: zdecydowanie musimy wygrać tę wojnę, bo na myśl, że moim nowym panem miałby być jakiś Władca Ciemności, a na dodatek o imieniu Mervin przechodzą mnie dreszcze i mam ataki podaczki. Więc chodźmy - narzucił tempo Gandalf. I uważaj na miny - całe pola Pelennoru zaminowałem, by opóźnić przybycie wojsk wroga. Sprytne - pomyślał Gacex. Wsiedli na dwa konie i pomknęli wprost do zamku. Podjechali do bramy i zapukali. Puk, puk! Kto tam? - zapytał jakiś nieznajomy głos. To my - ogry... he he he - powiedział ironicznie Gandalf, po czym już zupełnie poważnie odparł - to my, otwieraj! Brama się otworzyła i obaj weszli do środka. Przy stole nieopodal siedział Wiedźmin i spijał przy pomocy słomianej słomki rozlany denaturat z blatu stołu. Na widok przybyłych wstał i w powitalnym geście zaczął ich obcałowywać. Spadaj - znowu się uchlałeś - powiedział Gandalf, po czym dalsze swoje słowa skierował do Gacexa - patrz z kim ja muszę pracować. Gacex zapytał: dobra, gdzie jest ta wspaniała armia Gondoru, posiłki z Rohanu, banda duchów, Aragorn, Legolas i Gimli? No więc, jakby to powiedzieć... - owijał w bawełnę Gandalf - nie ma ich. Jak to nie ma? - zaskoczyło to Gacexa. No tak... po prostu... wszyscy są w salonach Peugeota. Wtem podszedł do nich Wiedźmin, teraz zupełnie trzeźwy. Mamy kłopoty - zaczął - lecz nie przejmujmy się. Razem staniemy naprzeciw wszelkim przeciwnościom i razem, w imię całej ludzkości zwyciężymy zło w spektakularny sposób. Zgadam się - odparł Gacex. No dobra - ja także - powiedział Gandalf. Po chwili Gacex spanikował: co ja gadam, przecież zginiemy tu w straszliwych męczarniach. Chodu!!! Już był przy bramie, gdy zza niej rozległy się głośne, coś w rodzaju Jazzu, rytmy bębnów wojennych. Są!!! Już po nas!!! - wpadł w histerię Gacex. Podszedł do niego Gandalf i spoliczkował go stalową, rycerską rękawicą. Gdy Wiedźmin podniósł półżywego Gacexa Gandalf kontynuował: nie mamy wprawdzie żadnego planu... - teraz to nawet Wiedźmin miał strach w oczach - ...ale mam plan awaryjny. Plan awaryjny? - powtórzyli obaj. Tak, brzmi on w ten sposób: kiedy siły ciemności sforsują bramę i zaleją cały zamek my wymkniemy się tylnym wyjściem, a by zyskać na czasie rzucimy im na pierszy ogień Merry'ego. Merry'ego? - zapytał Gacex. Tak, jest tu jeszcze z nami jeden hobbit, ale nie ma się czego obawiać - kręci się gdzieś na górze i śpiewa "Disco Polo". Gacex zemdlał. Gdy się obudził wszyscy trzej weszli na mury obronne i zobaczyli jak ok.10-cio tysięczna armia Mordoru maszeruje w ich kierunku. Będą tu za godzinę - powiedział Gandalf - nie zmarnujmy tego czasu. Zawołali więc tego całego Merry'ego i zaczęli grać w brydża. Gdy czas minął wyjrzeli: wrogowie stali pod murami i zaczęli pukać. Merry jak to zobaczył uciekł w popłochu. Stuk-puk! Stuk-puk! - rozległo się pukanie. Kto tam do cholery? - zapytał Wiedźmin. To my - ogry z Mordoru. Czego? - kontynuował. Mamy zniszczyć tą fortecę, a wszystkich więźniów zgwałcić. Słyszeliście? - zapytał Wiedźmin Gacexa i Gandalfa - może nie będzie aż tak źle... Gandalf się porzygał. Gacex wziął kuszę i chciał sobie strzelić w łeb, ale nie miał nigdzie bełtów pod ręką. W końcu zabrali się wszyscy i zaczęli rozmyślać jaką taktykę mogliby obrać. Uciekać?! Jak tchórze?! - wykrzyknął Wiedźmin - pokonamy ich tylko na polu walki - do boju! Zbiegł po schodach i wybiegł przez bramę. Brama się za nim zatrzasnęła. Na polach rozległy się jęki, masochistyczne krzyki i błagania o szybką śmierć. Głos był bardzo podobny do tego, jaki posiadał Wiedźmin, lecz tamten miał walczyć, a nie konać. Słyszałeś coś? - zapytał Gandalf Gacexa. Nie, nic. Przesłyszałem się - to pewnie przez ten wiatr - kontynuował mag. Kiedy już jęki ustały mogli się zabrać za myślenie, lecz nie mogli nigdzie znaleźć Wiedźmina. Ogry z Mordoru w tym czasie zaczęły dobijać się do bramy. Zaraz wejdą! - zawołał Gacex. Mam plan, ale muszę się dostać na szczyt. Winda jest na dole - oznajmił Gandalf. Gacex szybko podbiegł do niej i nacisnął widniejący na ścianie przycisk. Czekał, czekał. Z dala było słychać iż Gandalf się modli. Nie wiedziałem, że zna tyle modlitw - zauważył Gacex - zwłaszcza tyle do Władców Mroku i Chaosu. Winda przyjechała. W środku siedział Merry. Na które piętro? - zapytał. Na dach - gazem! - szybko rzucił Gacex. W trakcie jazdy na górę Gacex zaczął sobie nucić znajomą nutę. W pewnej chwili poczuł, że ktoś go obserwuje. Kątem oka spojrzał na hobbita. Ten spoglądał na jego kieszeń, w której Gacex ukrywał Jedyny Pierścień. Na pewno nic nie wie - uspokajał siebie Gacex. Gdy dojechali wysiadł. Mieli ostatnią szansę. W prawdzie Gacex widział to tylko raz w telewizji, ale nie mieli innego wyjścia. Wyszedł na odcinek twierdzy najbardziej wysunięty w kierunku atakujących. Wyprostował ręce w ich kierunku i zaczął mówić magiczną formułę: KA-ME-HA-ME-HA!!! Świetlista energia czterech żywiołów skumulowała się w jego rękach, po czym została wystrzelona w armie z Mordoru. Nastapiła eksplozja, a fala uderzeniowa zaczęła się poszerzać. Widok na galaktykę - gdzieś nastąpiło błyśnięcie. Gdy kurz opadł Gacex dostrzegł, iż wrogowie zostali pokonani. Zwycięstwo! - krzyknął radośnie i skierował swoje kroki w kierunku windy. Nagle wysiadł z niej Merry i rzekł: to ty masz pierścień - oddawaj go! Nie ma mowy! - zaprotestował Gacex. Wtedy hobbit wyciągnął kuszę i zaczął strzelać. Gacex nie pozostawał dłużny - wyciągnął łuk i odpowiedział ogniem. Obaj strzelając do siebie podbiegli do gzymsu i skoczyli w dół. Do ziemi jest jakieś 800 m. Siet, zginę - mama miał rację, trzeba było zostać instruktorem latania na miotle. Strzały latały koło ich głów. Obaj spadali i z dużą prędkością zbliżali się do ziemi. Pod nimi znajdowały się zamkowe domy mieszkalne. Przebili się w jednym z nich przez dach i wpadli do czyjejś sypialni. Do środka wszedł pośpiesznie Gandalf, by zobaczyć co się stało. Wchodzi, a Gacex i Merry leżą razem w łóżku. Eee... przepraszam - zaczął, gdy zobaczył obu w dwuznacznej sytuacji - nie przeszkadzajcie sobie, chłopaki. Wyszedł. Gacex szybkim ruchem złapał hobbita i zamknął go w skrzyni stojącej przy ścianie. Następnie skrzynię zabrał ze sobą na zewnątrz, przykleił znaczki, zaadresował i wysłał pocztą do Shire. Uff... jeden kłopot z głowy - pomyślał. Spotkał Gandalfa i razem się zatrzymali, bo ktoś do nich zaczął się zbliżać. Obaj go rozpoznali - był to Denethor, namiestnik Minas Tirith. Myślałem, że także wyjechał - pomyślał zaskoczony Gandalf. Denethor zwrócił się do Gacexa: mój synu, chodź ze mną... nikt mi ciebie nie odbierze - obaj odejdziemy z tego świata jak królowie - mówił jak obłąkany. Chyba mnie pan z kimś pomylił - stanowczo protestował Gacex. Denethor podpalił płaszcz Gacexa. Gacex się zapalił. Zaczął biegać jak opentany, turlać się, jednak ogień nie chciał zgasnąć. Szybko pomyślał: woda! Potrzebuję wody! Musi być w fosie - wrzasnął, po czym rzucił się z muru zamku. Tu nie ma żadnej fosy - powiedział pośpiesznie Gandalf. Rozgległ się huk - Gacex uderzył o powierzchnię ziemi. Na szczęście przeżył. Wstał - ogień zgasł w momencie upadku. Spojrzał na pole bitwy. Nikogo żywego nie było widać - wszędzie zniszczenia, kratery i ciała poległych ogrów z Mordoru. W pewnej chwili ktoś się poruszył. Gacex wytężył wzrok i dostrzegł znajomą sylwetkę Wiedźmina. Wiedźmin: na szczęście przeżyłem, chociaż byłem już ćwiartowany - wskazał na szwy, które sobie nieudolnie założył. Eee... - Gacexowi odebrało mowę - OK! Wtem obaj spojrzeli w kierunku twierdzy. Nadjechał stamtąd w dżipie Gandalf. Wsiadajcie - rzucił hasło. Obaj wsiedli. No to gdzie teraz jedziemy? - zapytał Gacex. Jak to gdzie? - odparł czarodziej - na wakacje.


Poprzednia Jesteś na stronie 3. Następna
1 2 3 4 5 6 7