Zaproszenie
1 2 3 4 5 6 7 8 | ||
Poprzednia | Jesteś na stronie 6. | Następna |
Dzień balu wyglądał jak każdy inny dzień w starym mieście. Skoro świt słońce zalało miasto swymi bladymi promykami. Ptaki zgodnie nuciły jedną melodię, a ludzie podążali w im tylko znanych kie-runkach. Wieść o śmierci Shesko rozeszła się szybko. To właśnie przez to zdarzenie wiele osób chciało odmówić przyjścia na uroczy-stość. Lecz w śmiecie nieludzi panują inne zasady. Nie przyjście byłoby odczytane jako zdrada lub drwina z gospodarzy. Co, jak można się domyślić, nie skończyło by się na przykrej rozmowie czy zerwaniu przyjaźni. Tym bardziej, że wiele gości nawet nie znało osobiście hrabiego i hrabiny. Nie należała do nich Juno.
Mimo ciepłego wieczoru każdy czół pewnego rodzaju chłód wewnętrzny. Co chwilę można było zauważyć ukradkowe spojrzenia sąsiadów siedzących przy stole, czy nerwowe ruchy dłoni. Spotkanie zaczęło się od przekąsek. Miały one na celu rozluźnić trochę atmosferę. Towarzyszyła im muzyka poważna wykonywana przez człowieka. Życie pozbawiło go wzroku za to obdarzyło wspaniałym słuchem. Dzięki niemu był jednym z najznakomitszych skrzypków w kraju, a dzięki ślepocie mógł występować przed nieludźmi. Czego nie widzisz, o tym nie wiesz. Siedzenia były rygorystycznie oznakowane przez starszych. Miały zapobiec jakiemukolwiek niepotrzebnemu rozlewu krwi.
Całe pomieszczenie skąpane w świetle świec. Wielkie okna zasłonięte przez złote kotary frywolnie związane w połowie. Na suficie roiło się od malutkich baloników, czarnych, posypanych złotym brokatem. Stoły nakryte czarnymi obrusami, zastawa złota. Można było odnieść wrażenie, że jest się w kosmosie. Parę osób dyskutowało. Gdy większość przekąsek była już zjedzona, a trunki z kufli i kieliszków zaszkliły oczy nieludzi wielkie, potężne drewniane drzwi otworzyły się. Do środka, dumnym krokiem wszedł hrabia, prowadząc u swego boku hrabinę. Ona była skąpana w złocie a on w czerni. Ich oczy ładne i zimne, teraz wyrażały pewnego rodzaju radość.
- Witamy, nie przeszkadzajcie sobie. Jeszcze nie wszyscy przybyli, poczekajmy na nich z tańcami.- Hrabia uśmiechnął się pokazując kawałki białych zębów. Po tych słowach, tak dobrze wszystkim znanych, ruszył z hrabiną do honorowego stołu.
Nie długo trwało ucztowanie, albowiem w ciągu dwóch godzin wszystkie miejsca zostały zajęte i w tym oto momencie hrabia powiedział: - Do tańca.
***
Juno delektowała się wyborną krwią A+, to nie prawda, że 0 Rh- jest najlepsza. W świecie wampirów też istnieją gusta. Na przykład taki Draco siedzący trzy krzesła z lewej uwielbiał AB. Skinęła mu głową gdy popatrzył na nią. Zajadała się świeżym, ledwo co wyrwanym człowieczym sercem, było cudowne. Mogła sobie wyobrazić wyraz zdziwienia na twarzy pracownika hrabiego gdy ten wyrywał mu serce. Te oczka wychodzące z orbit z wielkimi źrenicami, poezja. Jeśli to miała być tylko lekka przekąska to ciekawe co dadzą na główny posiłek. Pokrojonego człowieka w warzywach? Lepiej bez warzyw, może w jakimś sosie. Właśnie tak sobie rozmyślała gdy do sali wkroczyli gospodarze. Ona w złocie, on w czerni. Ale banał- pomyślała Juno. Sama była w czarnej, starodawnej sukni z wieloma falbanami i zdobieniami. Myślała, że jej kreacja będzie się wyróżniać w tłumie, ale się myliła. Kobiety chude jak patyki poubierały na siebie masy materiałów w kolorach od jasnej czerwieni po bordowy. Aż dziw, że były w stanie tyle unieść. W sumie były istotami nadprzyrodzonymi. Po jakimś czasie, gdy słońce już zupełnie zniknęło za horyzontem ( choć o tym wiedziały tylko istoty nocne, albowiem zasłony były szczelnie zasłonięte) zabrzmiała komenda " do tańca". Najlepsza część balu, według Juno. Delikatnie odsunęła krzesło i czekała na zaproszenie. Panowie elegancko wstali i ruszyli do najbliższych partnerek. Draco właśnie kłaniał się wilkołaczycy siedzącej obok Juno, która popatrzyła tęsknie. Nie znosiła tego wampira, ale jedno musiała mu przyznać, tańczył wspaniale.
-Można?
Jack perfidnie uśmiechał się do niej. Lekko skinęła mu głową i ujęła jego dłoń. Dzisiejszej nocy nie ma czegoś takiego jak odmowa, nawet jeśli podchodzi do ciebie gnul z którego ocieka szlam. Ruszyła zwinnie za nim. Stanęli na parkiecie. Ujął ją delikatnie, lecz stanowczo za pra-wą dłoń a lewą ujął biodro, przysuwając wampirzycę niebezpiecznie blisko siebie.
- Uważaj bo ugryzę- mruknęła do niego
- Nie ty jedna masz tu ostre zęby- na potwierdzenie braku przejęcia jej groźbą przysunął się jeszcze bliżej niej, tak że teraz obejmował jej całą talię, a ich ciała się stykały.
- Zauważyłam, rany po twoich kłach ładnie się zabliźniły.
Zaczęli wirować, skrzypek dawno opuścił salę. Teraz Szuwary pokazy-wały swoje talenty.
- Powinienem ci podziękować za oświecenie w sprawie balu, wszakże zaproszenie parę rzeczy wyjaśniało, a mianowicie pominęło nieoficjalne tłumaczenie organizacji Balu. Czego zresztą się nie dziwię.
Zaczął się szybszy kawałek, a oni podrygiwali w takt muzyki. Jak widać, Juno trafiła na dobrego tancerza. Choć nie mógł dorównać Draco. Gdy znów muzyka zwolniła wyszeptała złośliwie.
- A było tak miło gdy nic nie mówiłeś.
Spojrzał na nią urażony, lecz nic nie powiedział, właśnie kończył się utwór. O dziwo podeszła do niego Hrabina, zaś Juno została popro-szona do tańca przez Trola. Do diabła skąd wziął się tu trol- pomyśla-ła. Zaraz jednak uświadomiła sobie że Jack dostał zaproszenie na naradę. Czyżby był aż tak ważny? Ją spotkał taki zaszczyt tylko raz i to tylko dlatego że udało jej się wykończyć wielką szychę. Nic po za tym. Ruszała się w rytm muzyki starając się nie wpaść pod wielkie stopy jej partnera. Za to tamta dwójka paradowała po całym parkiecie. Można by rzez- płynęli po posadce jakby nie istniała grawitacja ani siła tarcia. Z nią tak nie tańczył, chyba przez to, że stali tak blisko siebie.
Istniała niepisana zasada, osoby zaproszone przez hrabinę bądź przez hrabiego do tańca są zaproszeni również do narady. Dlatego tańce zazwyczaj trwają nawet dłużej niż sama Narada. Składa się zazwyczaj z około trzydziestu osób pochodzących z różnych podgatunków i gatunków. Oczywiście przewodzili nią mistrzowie, którzy nie pokazy-wali się w trakcie uczty. Szczerze to Juno nie pamiętała ich zbytnio z swojego udziału w naradzie. Rzecz jasna, były tam cztery postanie odziane w kolorowe płaszcze z kapturami, lecz nie odzywały się. Dla niej mogłyby to być zwyczajne kukły, gdyby nie emanująca od nich wielka aura magiczna.
Następny taniec Juno spędziła z Draco, płynęli przez salę, pełni jasności. Jako jedyni piękni i potężni. Inne pary usuwały się przed nimi, jak dwa ogniki dążące do jedności. Niestety Draco miał inne upodobania. Po tym tańcu Juno poszła napić się trochę świeżej krwi. Stojąc tak przy „pączu” obserwowała ten niecodzienny widok. Każdy był spięty, gotowy do kontrataku, ale równocześnie było to pewnego rodzaju zjawisko. Juno zauważyła zarówno swojego wybawcę jak i parę osób z szajki zmiennokształtnych, którzy zaledwie parę dni wcześnie chcieli ją wykończyć. Były tu istoty, które w naturalnym środowisku pozabijały by się nawzajem dla dominacji czy też zwykłej zabawy lub pożywienia. To niesamowite, że na tą jedną noc potrafili wyłączyć swoje instynkty i dostosować się do zasad zamku. Minęła godzina, a po niej jeszcze parę. Atmosfera uległa rozluźnieniu. Podano eliksiry o podobnym działaniu co alkohol na organizm ludzki. Słychać było śmiechy pijawek, niezbyt respektowany podgatunek wampirów i śpiewy krasnoludów. Dlatego kiedy zaproszono wybrane osoby do pomieszczenia obok, nikt się nie sprzeciwiał. Lecz gdy tylko drzwi zamknęły się za wybranymi do narady nieludźmi do wielkiej Sali wkroczyło czterech ludzi niosących wielką tacę. Tłum się ożywił, myśląc że to jakieś wspaniałe danie, zapominając zupełnie o zasadach balu. Wszakże wieczerza ( która prawdopodobnie byłaby po prostu wczesnym śniadaniem) miała zwyczaj być rozpoczynana po naradzie. Lecz po chwili wszystkim zrzedła mina, albowiem na tacy leżało, nie inaczej jak danie z nieczłowieka. Była to postać o skórze żaby, udach nieproporcjonalnie dużych i krótkich rączkach. W ustach miała wsadzoną złotą kulę – słońce- symbol zniewagi. Na pozór wydawała się żywa. Dopiero gdy odwrócono tacę, można było zauważyć rozciętą klatkę piersiową z której wylewały się wnętrzności. Ktoś zaczął krzyczeć. Większość wydawała się zdezorientowana. Wtedy zza mężczyzn wyłoniła się matka- magiczka- służebnica Godryków. Była w bieli i co dziwne, płakała. Lecz gdy przemówiła jej głos był twardy i pewny.
- Ludu jam jest ta która sprzeciwia się wszelkim prawą balu. Sprzeciwiam się prawu, które tylko na pozór jest przestrzegane! Dla was i dal siebie to czynię. Aby udowodnić, że nie żartuję, przynoszę ze sobą odmieńca takiego jak my. Nim umarł minęło wiele godzin, niech nie zwiedzie was pozornie dobrze zachowane ciało.
Pstryknęła palcami wymawiając szeptem zaklęcie, a po chwili po Sali rozszedł się okrutny swąd martwego ciała zmieszany z wszel-kiego rodzaju wydzielinami. Oczywiście dla niektórych był to bukiet wspaniałych zapachów lecz nie dla wszystkich. Przerażone oczy wpa-trywały się w wiedźmę. Nikt nie wierzył że potrafiła ona schwytać najbardziej nieuchwytnego nieludzia o jakim słyszeli. Żaba leżał na tacy z wyciągniętymi z oczodołów oczami. Na Sali było czuć przepływ magii, parę osób wstało i ruszyło ku kobiecie z zamiarem zabicia jej wypisanym na twarzy. Wiedźma zwęrzyła tylko oczy i warknęła:
- Nie radzę!
Z zakamarków Sali, nagle wyrośli Trole w swojej prawdziwej formie. Był wśród nich ten który zabił Shesko, lecz teraz nie mógł nikt o tym wiedzieć.
- Co masz zamiar zrobić? Czego chcesz wiedźmo? – Jakiś stwór o nienaturalnie owłosionym pysku wystąpił z szeregu siedzą-cych gości.
- Chcę wam przemówić do rozsądku! Czy nie widzicie, że ten bal to drwina z takich jak my, nigdy nie uczestniczących w zebraniu, mogących jedynie poznać oblicza przeciwników w świetle. Co tym razem ustalą najwyżsi, że mamy poukrywać się w dziuplach i z nich nie wyglądać. Czy nie pamiętacie jak było tysiące lat temu, czy nikt z was nie słyszał opowieści o Wolnym Świecie?!
- Tak, pamiętam Wolny Świat z wspomnień mojego stwórcy. Pamiętam również, że ludzie rozmnożyli się jak króliki i zniszczyli nas, a przynajmniej większość populacji gatunków nieludzi. Na samo wspomnienie czuję zapach spalonych zimowek i ukrzyżowanych cza-rownic. Teraz żyjemy dyskretnie, bo gdybyśmy się ujawnili to byłoby po nas. – Juno stała dumnie, mówiła spokojnie, bez emocji. Mimo że miała przed oczami widoki krwawych polowań na jej gatunek. Wspo-mnienia które dostała wraz z nowym życiem, wraz z krwią stwórcy.
Zapanowała cisza, po chwili zaczęto szeptać. To stworzenia znające wampirzycę kiwały głową na zgodę z jej przekonaniami, albo po prostu ze strachu coś mruczeli.
-Ty! Nie masz prawa się wypowiadać, czemu nie debatujesz ze swoimi panami, co tu robisz pijawko! To ty jesteś odpowiedzialna za śmierć wielu z nas, to ty, nie ludzie zabiłaś moją pierwszą córeczkę! Wampirzyca do wynajęcia, zabójczyni okryta czernią!
Krzycząc te słowa rzuciła się na Juno. Wraz z nią trole zaata-kowały wszystkie wampiry na Sali. Całe zgromadzenie podzieliło się na dwie części. Zaczęła się walka.
Pierwsze zaklęcie uderzyło Juno w twarz. Poczuła piekielny ból na lewym policzku. Uniosła barierę utworzoną z magicznej energii w celu zasłonienia się przed następnym niespodziewanym uderzeniem, ale była ona za słaba. Poczuła ból w prawym ramieniu. Wściekała na siebie, rzuciła się za stuł.- Juno jesteś wampirzycą a nie pieprzoną bohaterką filmu sensacyjnego! – warknęła do siebie. Wzniosłą się w powietrze, wypatrzyła pierwszą ofiarę, olbrzyma ciskającego w jej stronę meblami. Upadła delikatnie na oparcie krzesła po czym odbiła się gwałtownie i pofrunęła w prostej linii na niego. Nie potrafiła wbić się zębami w tą kamienną skórę, dlatego też zrobiła unik przed jego powolnym sierpowym i przywaliła mu z całych sił kastetem w czaszkę. Nie pytajcie gdzie go schowała. Z jajowatej głowy poleciała struga zielonkowatej krwi. W tym Momocie wampirzyca dziękowała, że nie napiła się jego krwi, jeszcze zabawiłaby się rozstroju żołądka, jeśli to w ogóle możliwe dla jej gatunku. Olbrzym runął gwałtownie na posadzkę. Próbował, w jego mniemaniu, szybko wstać, Juno wydłużyła paznokcie tworząc z nich cieniutkie sztyleciki i wbiła wszystkie pięć w plecy boroka, dokładnie w kręgosłup, oby przeciwnik nie był w wstanie wstać. Poczuła że coś uderza o jej plecy, odwróciła się z zamiarem zabicia chłystka, lecz zobaczyła okrwawioną twarz Draco.
- Witaj siostrzyczko. Niezła balanga, co nie?
Widać było, że jest na skraju wytrzymałości. Jakie to poniżające. Przecięła opuszek swojego palca i wcisnęła go do ust wampira jednocześnie rozglądając się po Sali. Wszędzie było widać grupki osób mierzących się ze sobą w walce wręcz czy na zaklęcia. Coś huknęło, ktoś krzyknął. Chaos, Juno próbowała odnaleźć winowajcę całego zamieszania, ale kobieta gdzieś znikła. Czyli jednak była inteligentniejsza niż na to wyglądało. Musiała by być wariatką aby rzucić się w pojedynkę na wampira, nawet jeśli jest się czarownicą czy jak to niektórzy mówią wiedźmą. Jednak ta mała kobietka zaniepokoiła Juno, wygląda na to że wiedźma była stara, i to bardzo. Starsza od stwórcy wampirzycy. Ta myśl wywołała ciarki na martwym ciele. Co ona mówiła, ach tak. Że niby Juno zabiła jej pierwszą córkę. Tak, to by się zgadzało…
Idealna noc, brak gwiazd, pochmurne niebo, pierwsza misja od hrabiego. Zabić opętane dziecko. Ach, móc delektować się jego krwią. Spokojnie, delikatnie. Jak cień podążała już dobre dwie godziny za kobietą która prowadziła cel jej podróży za rączkę. Eh chyba nigdy nie zostawi tej dziewczynki samej. Nie chciała ujawniać się postronnej osobie, ale nie ma wiele czasu, a chciała jeszcze dzisiaj w nocy odebrać nagrodę za dobrze wykonane zadanie. Przebiegła wokół spacerowiczek i wyszła im na spotkanie, twarzą twarz. Chmury odsłoniły księżyc, oj niekorzystnie jak dla niej. W końcu zwano ją czarną śmiercią, a to światło wszystko psuło. Teraz już i tak za późno żeby się wycofać. Popatrzyła na kobietę i rozpoznała w niej osobę którą spotkała na zamku. Więc istniała nadzieja, że również służyła hrabiemu. Może cały czas chodziła z tym bachorem aby ułatwić zadanie wampirzycy. Jeśli tak, to przez głupią ostrożność straciła dwie godziny. A myślała ,że już wiele się nauczyła.
- Witam szlachetną panią i uroczą pannicę.
Skłoniła się dwornie.
- I my kłaniamy się tobie, o pani.
Po co przeciągać, czarna śmierć wyciągnęła pieczęć od hrabiego i wskazała ją w świetle księżyca kobiecie.
- Zostało mi powierzone zadanie, oddaj mi pod opiekę panienkę, a nic ci nie zrobię.
Ta dygnęła, puściła swoją córeczkę i udała się do zamku. Nie była świadoma tego co się zaraz zdarzy, myślała, że to kolejne ćwiczenie przygotowane dla malutkiej Cirilli.
- Choć tu cukiereczku!
Dziewczynka podeszła, nagle rozszerzyła usta i zaczęła mówić gardłowo jakimś nieznanym językiem. Brzmiało to złowrogo, jakby przywoływała jakiegoś demona. Niestety jeden już przed nią stał, i był bardzo głodny.
Juno oblizała wyrwany z ust Draco palec. Jej krew, starsza od jego pomogła mu się trochę zregenerować. Teraz wyglądał już lepiej, jeśli oczywiście wampir może wyglądać lepiej. Teraz obydwoje szukali wzrokiem białej sukni w której wkroczyła tak zwana „mama” na salę. Wydawało się, że mignęła za paroma orkami, lecz gdy tłum rozbił się przez atak krasnoluda, nie było po niej śladu. Tak jakby ukrywała swoją obecność pod osłoną magii. Juno zamknęła oczy i skupiła całą uwagę na słuchu. Był to najlepszy zmysł jaki posiadała. Magia jak każdy wie, działa bezpośrednio na wzrok. Już po chwili usłyszała rytmiczne bicie serca o wąskiej klatce i cichy stukot pantofli skradajacych się od lewej. Nie zastanawiając się długo pobiegła w tym kierunku. Draco zajął się w tym czasie mniszkiem, małym szkodnikiem chcącym dokonać jak największej rozróby. Rzucał zaklęciami w wszystkich kierunkach, jakby chciał obwieścić światu swoją zuchwałość.
Wampirzyca była niczym smuga, zaklęcia nie dosięgały jej. Uderzyła z impetem w cel. Polała się krew, już szykowała się do skrę-cenia karku wiedźmy, lecz poczuła na szyi uścisk. Gdyby potrzebowała powietrza do życia, już by umarła. To zalety bycia nietoperzycą. Chciała ugryźć skurczybyka, ale miał twardą skórę, przez co ułamał jej się jeden kieł. Ból przeszedł całe ciało, dreszcze zawładnęły nią. Poczuła jak upada twarzą na posadzkę, jak ktoś kopie ją w kręgosłup i leje wodą święconą po głowie. Czułą zapach palących się włosów i nie mogła zemdleć. Ostatkiem siły woli odwróciła się na plecy dzięki czemu zobaczyła oprawców. Z dzbankiem wody stał nad nią przywódca zmiennokształtnych z kościoła. W jego oczach była chęć mordu. Ręka, która ją chwyciła była całą okryta żelazem. To tłumaczyło, dlaczego złamała sobie kieł. Wiedźma gdzieś zniknęła.
-Teraz umrzesz definitywnie suko! –Wyciągnął z kieszeni kołek z olchy i zaczął nim się bawić, obracając między palcami.
Co robić?!- rozpaczliwie myślała Juno, krew potrzebuję krwi, odrobina aby zregenerować kieł, wystarczy trochę. Nie ma już energii. Krew! – krzyczała w myślach do siebie.
Sala była zdemolowana, wspaniałe zasłony paliły się żywym ogniem. Parę osób leżało na ziemi, inni dalej walczyli. Gdzie są starsi? Czy nie słyszą tego co tu się dzieje?! Nie mając nadziei ugryzła się w przegub i wyssała trochę własnej krwi. Wiedziała, że to ją osłabi, ale musiała zregenerować kieł. Musiała zacząć normalnie funkcjonować! Naparł na nią, operując sprawnie kołkiem. Czy był taki szybki, czy to ona tak wolna. Co się do diabła działo. Zrobił jej szramę na policzku, następny cios przebił jej udo. Zaklęcie- pomyślała Juno. Szepnęła ochronne słowa, lecz nie poczuła się lepiej. Musi znaleźć czarownicę i wpierw się z nią rozprawić. Wytężyła wszystkie zmysły, jednocześnie uchylając się przed atakami. Zauważyła ją, kryjącą się za stołem. Ści-snęła kastet w dłoni, przykucła i czekała na odpowiedni moment, aż napastnik się odsłoni przy atakowaniu jej. Przywaliła mu kastetem w szczękę, potem w potylicę i tak zaczęła okładać jego głowę. Pamiętała pewnej starej przygody, że tylko poprzez roztrzaskanie głowy olbrzyma da się go wykończyć. I nawet jeśli chciałoby się go zabić inaczej, to przeszkadza przy tym twarda jak kamień skuta potwora. Jedynym słabym punktem jest głowa miękka jak mapka w porównaniu do reszty. Wzmocniła zaklęcie wokół siebie i ruszyła powoli w stronę stołu, czając się za walczącymi. Była zaledwie dwa metry od celu gdy coś uderzyło w nią z niesamowitą siłą.
Poprzednia | Jesteś na stronie 6. | Następna |
1 2 3 4 5 6 7 8 |