Zaproszenie
1 2 3 4 5 6 7 8 | ||
Poprzednia | Jesteś na stronie 7. | Następna |
Rozdział 5
Wybrane na naradę istoty przeszły przez drzwi, a gdy owe zamknęły się, nastała grobowa cisza. Drzwi stanowiły zaporę przez którą nie przedostawały się żadne dźwięki. Było to trochę niepokojące, gdzieś w zakamarkach podświadomości przemknęło Jackowi, że zaraz ich wszystkich wymordują. Szli zwężającym się korytarzem, najpierw obok siebie, potem gęsiego. Co chwilę jakaś głowa odwracała się i patrzyła nieufnie na idącą z tyłu osobę. Trwało to dobre 15 minut, gdy nagle znaleźli się w ogromnym okrągłym pomieszczeniu. Na środku były ustawione krzesła w kręgu, zaś za nimi, po lewej na fotelach siedziały cztery zakapturzone postacie. Jack poczekał chwilę, aż zostaną zajęte miejsca i usiał na wolnym. Co dziwne, pachniało zupełnie jak on. Nie jak jego woda kolońska, ale jego naturalny zwierzęcy zapach. Może w taki właśnie sposób reszta wiedziała gdzie usiąść. Ale przecież nie wszyscy mieli specyficzny zapach czy też na tyle rozwinięty zmysł węchy aby wyczuć tak delikatną woń. Prawdopodobnie każde krzesło było oznaczone w taki sposób, aby właściciel mógł go zidentyfikować. Przed nim, jak za machnięciem czarodziejskiej różyczki pojawił się stoliczek z plikiem kartek. Widząc, że sąsiedzi zaczęli je wertować jakby nigdy nic, sam uczynił to samo. Ta zasada zawsze była skuteczna. Jak nie wiesz co robić, to naśladuj innych. Były to wszelakie dane odnośnie „wypadków” których ludzie nie mogli wytłumaczyć w logiczny sposób, a których byli świadkami. Mówiąc prościej, wykroczenia nie-ludzi, ich zamachy, frywolne imprezy czy niekontrolowane przemiany. Powinni się ukrywać i nie naruszać pozornego bezpieczeństwa ludzi, lecz nie zawsze im to wychodzi, albo zwyczajnie się tym nie przejmują.
- Zaznaczcie magicznie występki które trzeba ukarać. Starsi zajmą się tym.- odezwał się jakiś głos w jego głowie. Rozejrzał się po Sali, lecz nikt nie wydawał się skupiony na tyle aby prowadzić mentalną rozmowę. Wręcz przeciwnie, spotkał parę zaskoczonych spojrzeń. Postanowił się nie odzywać i postępować zgodnie z poleceniami. Przejrzał tekst i wybrał ten o dziwnej śmierci niepełnoletniego chłopca i zjawisku UFO, które prawdopodobnie było spowodowane przez gody duszków. Zaznaczył je magicznym symbolem, czyli po prostu przesłał na litery trochę magii, po czym zamknął w teczce plik kartek. Ku jego zdziwieniu znikła, tak jak i stolik. Teraz nic go nie zasłaniało przed resztą towarzystwa. Była to dość niepokojąca myśl.
- Dziś jest wyjątkowe spotkanie, jak sami zauważyliście jest pośród nas wiele osób którzy żyją na co dzień w zamku. To dlatego, że musimy rozważyć ważną kwestię Madonny. Jest niebezpieczna, chce wyjawić nasz sekret światu. Co z tym zrobimy?
Znowu ten głos w głowie. Do tego od razu przeszedł do konkretów. Jack nie wiedział czy ma się odezwać czy pomyśleć tylko, lecz w sumie i tak nie miał nic do powiedzenia. Nie bardzo wiedział o co chodzi. Oczywiście słyszał ,że istnieją takie istoty, które chciałyby po-wiedzieć ludziom kim są albo żyć z nimi w symbiozie, czy też po prostu ich pozabijać. Jak dla niego, były to tak głupie idee, że nawet nie pomyślał aby ktoś mógłby zrobić coś w tym celu. Jak się okazało, był osamotniony. W pomieszczeniu nagle zaczął się gwar. Jedni przez drugich wyrażali swoje opinie.
- Powinniśmy ją unicestwić…
- Dlaczego nikt nie wpadł wcześniej na ten pomysł…
- Popieram panią Madonnę
- …ukamienować…
-…..zabić….
- ….pomóc…
Jack po chwili już nic z tego nie rozumiał. Lecz nikt nie prze-rwał tej paplaniny. Robiło się coraz głośniej. Cztery tajemnicze posta-cie kiwały tylko lekko. Trwało to zaledwie parę minut. Po czym znów odezwał się w głowie Jacka mentalny głos.
Zamilknijcie!
Gwar opadł, jedynie parę osób dokańczało zdanie.
- W takim razie postanowione, znamy opinie wszystkich którzy chcieli się wypowiedzieć. Madonna musi zawisnąć. Powinno to nastąpić już dziś. Właśnie dostaliśmy wiadomość, że zapoczątkowała walkę w głównej sali.
Nastała grobowa cisza. Jak dostali tą wiadomość, pomieszczenie było szczelnie zamknięte. Może mentalnie?- rozmyślał Jack. Będzie musiał zapytać Juno, oczywiście jeśli z łaski swojej poświęci mu trochę czasu. Chwilę tak rozmyślał, gdy dotarło do niego znaczenie słów.
- Walkę? – Powiedział niemo. Juno, tak jak i cała reszta mogli już nie żyć.
Wiele osób spojrzało na niego, kilka już wstawało by opuścić salę i przyłączyć się do walki.
- Siadać! – zahuczało w ich umysłach.- Jest jeszcze jedna sprawa. Potrzebujemy reprezentanta dla pod grup. Ostatnio strasz-nie się rozrośli. Nie mamy czasu na wysłuchiwanie tak wielu umysłów. Wyznaczamy na to stanowisko Jacka panterołaka. Twój opiekun Ci wszystko wytłumaczy. A teraz idźcie zabić tą sukę!
Ruszyli, jedni szybciej, drudzy wolniej. Jack siedział na krześle oszołomiony. Co właśnie przed chwilą się stało- do jasnej cholery?! Czy oni właśnie go wrobili w jakąś dziwną posadę? I czemu akurat on. Eh diabli z tym, będzie miał potem czas się nad tym zastanowić, jeśli oczywiście przeżyje walkę. Ruszył za ostatnimi osobami opuszczającymi okrągłą wnękę w podziemiach. Czwórka zamaskowanych postaci oczywiście dalej siedziała, nawet nie drgnęli. Zaczął biec niesamowicie szybko, jego ciało wygięło się nienaturalnie, dłonie, wyglądające już jak łapy dotykały ziemi. W parę chwil stał się czarnym cieniem. Ubranie pozostało w strzępach gdzieś daleko za nim. Zwinnie wymijał nogi pieszych, skakał po ścianach i przeciskał się. Byle jak najszybciej do przodu. Miał złe przeczucie. Wyskoczył z ciemnego korytarza w światłość w jakiej była skąpana sala. Wszędzie krzyk, chaos. W paru miejscach ogień lizał ściany. Rozglądnął się uważnie w poszukiwaniu przeciwnika, lecz zobaczył nie kogo innego, jak wredną wampirzyce i ….
Przeskoczył jakiegoś skomlącego wilka, parę krzeseł i w padł z impetem na Juno, która zaklęła soczyście. Właśnie jej pięść z srebrnym kastetem zmierzała ku jego pysku, gdy zrobił szybki unik. Nie tylko przed nią, ale również przed kolejnym strzałem z bowlinga. Położył się płasko obok niej.
Juno popatrzyła na panterę obok. Spojrzała jej w oczy i wie-działa, że to Jack. Wszakże z jej znajomych tylko on zamieniał się w tego kota i byłby na tyle uprzejmy aby ją uratować.
-pf- prychnęła – Ty matole, nie mogłeś siedzieć spokojnie na tej całej naradzie! Myślisz że nie widziałam tej kuli zmierzającej w moim kierunku ( faktycznie nie widziała, ale nie chciała już tego mówić) nie wiesz, że coś takiego nie jest w stanie zrobić mi krzywdy! Eh!( była poirytowana bo znów straciła wiedźmę z wzroku).
Popatrzyła na niego wrogo. Odwzajemnił jej się tym samym i rozeszli się. Jak dzieci. Juno zajęła się strzelcem, okazał się być zwykłym człowiekiem, cóż za niespodzianka. Przy pierwszym ataku wbiła się w jego skórę i sączyła nektar żywych. Czuła jak wraca jej energia, a zaklęcia mają coraz mniejszy wpływ na jej zmysły. Wybornie. W tym czasie Jack zdążył zlokalizować Madonnę. Jej czary nie działały na niego, bo tak naprawdę nie był zmiennokształtnym, ani wilkołakiem. Był podgatunkiem który umie zamienić się w tylko jedno zwierze i była to pantera. Nie miało to związku z magią, tylko z cyklicznością księżyca i genami powierzonymi przez rodziców, których zresztą nie znał. Jack skoczył bezpośrednio na wiedźmę, ignorując hologram. Wyraz zaskoczenia po chwili zastąpił grymas bólu. Jej śliczna, starcza twarz stałą się biała a po chwili już jej nie było. Aura magiczna w momencie znikła, teraz wszyscy jak jeden mąż patrzyli na panterę całą w krwi i kawałkach ludzkiego mięsa. Właśnie oblizywała sobie łapy. Trwało to zaledwie parę sekund, wszyscy zarejestrowali że „matka” nie żyje. Lecz to nie był koniec walki, ci co ją popierali na nowo wznowili ataki.
Na zwierzaka oblizującego i zjadającego pozostałości po przeciwniku rzuciła się Lucy, pokojówka zamkowa. Juno skręciła jej kark na jego oczach.
- Teraz jesteśmy kwita.
Rzuciła zwłoki przez salę. Huknęły o ścianę wydając ten niemiły dźwięk łamiących się kości.
- Ci którym życie jest miłe niech do mnie dołączą! Otoczmy tych debili i wyrżnijmy w pień.
Krzyk Juno był twardy i przebił się przez chaos panujący na sali. Teraz już nic jej nie przeszkadzało, kieł odrósł, nie czuła zapór ani ataków magicznych. Mogła objąć dowodzenie. Powstał krąg, a w jego środku kulili się złoczyńcy.
- Poddajemy się. – powiedział ten który stał naprzeciw wampirzycy. Popatrzyła na niego, jej oczy były puste, jego błagały o litość. Jednym ruchem ręki, jednym uderzeniem skręciła mu kark.
- Nie ma litości dla skurwysynów! Zabić!
Bal przemienił się w maskaradę. Lecz nikt nie chciał zabijać dalej. Nawet dla nich było to już przegięciem. Od wielu lat nie mieli okazji tak walczyć, ale również nie stracili tak wielu znajomych w ciągu paru godzin. Juno popatrzyła na nich z pogardą. Splunęła krwią na ziemię i opuściła budynek. Miała nadzieję na trochę zabawy, lecz przeliczyła się. Pomimo tego i tak było interesująco, do tego wykonała zadanie.
Jack obserwował ją swoimi żółtymi ślepiami. Nie do końca to wszystko rozumiał, w końcu był tylko panterą. Przemienił się w ludzką postać i od razu został otoczony przez tłum. W końcu to on zadał ostatni cios Madonnie. To on zasługuje na chwałę. Jeśli oczywiście za coś takiego można być wychwalanym. Ci, którzy uczestniczyli w zebraniu klepali go po ramieniu i mówili półszeptem
- Już wiem dlaczego to ciebie wybrano. Dobra robota.
Gdy już się całkowicie uspokoiło, trupy zostały wyniesione a niedobitki dobite lub opatrzone, zaś zdrajcy zamknięci w sławnych podziemiach zamku, nieludzie zaczęli się rozchodzić. Noc całkowicie upłynęła. Hrabia wydawał polecenia służbie, próbując doprowadzić pomieszczenie do porządku. Hrabina podeszła do Jacka, w końcu to ona była jego opiekunem.
- Jak się doprowadzisz do porządku to zapraszam do mojego biura, musimy porozmawiać, lecz nie wcześniej jak dzisiejszej nocy, muszę odpocząć.
- Oczywiście. – Skłonił się w iście szlachecki sposób, a gdy podniósł wzrok nie było już jej. Nigdy nie potrafił jej rozgryźć, jakoś nie przeszkadzało mu to do tej pory. Był wdzięczny, że dopiero w nocy mają się spotkać. Wprawdzie czuł się moralnie dobrze, ale jego ciało było obolałe i zmęczone. Sen w tej chwili brzmiał rewelacyjnie. Popatrzył ostatni raz na już prawie pustą salę i cieszył się, że nikt nie wie gdzie dokładnie znajduje się jego kwatera. Wszakże na naradzie słyszał parę osób mówiących o poparciu wiedźmy. Teraz na pewno nie były zadowolone z jej śmierci.
Poprzednia | Jesteś na stronie 7. | Następna |
1 2 3 4 5 6 7 8 |