Zaproszenie

1 2 3 4 5 6 7 8
Poprzednia Jesteś na stronie 8.

Rozdział 6

Juno przez całą drogę powrotną rozmyślała, coś odnośnie zamieszania jej nie pasowało. Na bal zostali zaproszeni znaczący goście oraz większość z miasta, to oczywiste. Dlaczego więc nie spo-tkała tam Serafina, czy był naprawdę tym za kogo się podawał? Coś tu śmierdziało. Weszła do hotelu i bezwiednie ruszyła na samą górę. Była już na korytarzu, który prowadził do jego gabinetu, gdy uzmysłowiła sobie co robi. A jeśli to była iluzja, albo jakaś magia. W sumie niczego nie wyczuła, ale nie była specem w tej dziedzinie. Tak w ogóle to może go nie być a gabinecie, albo wręcz przeciwnie czeka by ja wykończyć. Stała tak zastanawiając się czy przeszkadzać hienie czy nie, gdy ta ją wyręczy-ła. Młody mężczyzna o blond włosach i błękitnych oczach wyszedł z biura.
- Witaj moja droga, widzę że udało Ci się przeżyć tą masakrę.

W tym momencie zbił ją z tropu. Wszystko co zaszło w nocy było ściśle tajne. Może był po-mocnikiem Madonny i o wszystkim wiedział od samego początku, albo był na przyjęciu tylko go nie zauważyła? W końcu było tam wiele osób. Nie, to niemożliwe, pamięta listę ofiar sprawdzanych z listą gości. Nie było go tam. Po za tym, ten specyficzny wygląd wyróżniłby go w Sali pełnej nieludzi. Zastanawiała się jak ma postąpić, czy zagrać w otwarte karty i zarzucić mu zdradę? Ukradkiem rozejrzała się po korytarzu, nie wyczuwała żadnego zagrożenia.
- Widzę że mi nie ufasz.... i słusznie. Nie jestem tym za kogo się podaję. To ci powinno wy-starczyć. Nie drąż tematu bo spotka cię krzywda. A szkoda byłoby takiego nabytku. Świetnie wykona-łaś swoje zadanie, z tego co wiem, to żadna istota postronna nie zauważyła podstępu.

- Skąd wiesz o zadaniu?

- Och, wiem o wielu innych rzeczach, o których ty nie dowiesz się nawet za tysiące lat. Ale to nieistotne.

Nastała chwila ciszy, nie takiego go pamiętała, jakby nagle zmienił się. Faktycznie był kimś in-nym niż z początku myślała. Ale kim? Nie drąż- powiedział. To tak jakby zabronić czegoś dziecku, a ono od razu to zrobi. Czy wie, że wampiry są przerażająco wścibskimi stworzeniami. Do tego bez-względnymi i pustymi?
- Właśnie szedłem do ciebie. Niestety przez zbyt wielkie straty poniesione ostatniej nocy to ja zostałem wyznaczony aby cię poinformował. Hrabina oczekuje cię dzisiejszej nocy w swojej kwate-rze. Myślę, że wiesz jak się tam dostać, lecz nie mając pewności zostawiłem ci instrukcje w pokoju oraz pewną niespodziankę, mam nadzieje, że ci się spodoba.

Popatrzyła na niego nieufnie, lecz nie skomentowała.
- Po wizycie u hrabiny opuszczam to miejsce, dzięki bogu nie będziemy się już widzieć. Nie myśl, że mam coś do ciebie. Po prostu niewiedza mnie irytuje i chyba lepiej dla nas obojga abyśmy zapomnieli o osobie.

-To nie zasługa Boga, wszakże umarł on dawno temu. W takim razie żegnaj Myotis nattereri.

Ukłoniła mu się lekko, a gdy podniosła głowę nie było go. Wyciągnęła z kieszeni klucz magne-tyczny i garść proszku znieczulającego. Przeważnie używało się szczypty do znieczulenia paskudnych ran. Natomiast w większej ilości potrafił sparaliżować na jakiś czas całe ciało. Zakradła się do wyna-jętego pokoju. Uchyliła drzwi. W środku było ciemno ( zostawiła zasłonięte okna) i nie wyczuwało się złej aury. Otworzyła szerzej drzwi i weszła pewnie. Jakaś szara postać wyszła z łazienki. Zaskoczona Juno przez przypadek wysypała na nią cały proszek ukrywany w dłoni. Dziewczyna padła jak stała na podłogę. Czyli tak wyglądał prezent od Serafina. Jak miło z jego strony. Pewnie zatruł ta dziewczynę jakimś paskudztwem. Wzięła zdrętwiałe ciało i wrzuciła za drzwi. Dziś chyba zadowoli się krwistym stekiem… blee.

***

Szedł ciemnym korytarzem. Mijał dobrze znane mu zakręty. Dotykał dobrze znanych mu ścian i dywanów. Gdzieś z pola dochodziło huczenie sowy. Doszedł do rozwidlenia, potem do następnego. Dotarł do schodów i zaczął piąć się w górę. Schody zaczęły się rozgałęziać, lecz nie miał problemu z wybraniem właściwej drogi. W końcu kroczył dość często tą drogą. Dotknął wilgotnych cegieł wie-życzki, w której się znajdował. Następnie skręt w prawo, na zamurowany mostek. Znów znajdował się w zamku, na najwyższej kondygnacji, nie licząc oczywiście poddasza. Szedł długim korytarzem mijając niczym nie różniące się od siebie drzwi. Wiedział, że niektóre z nich to tylko iluzje. Nie wy-czuwał magii, po prostu kilka razy chciał przez nie przejść i jedyne co osiągnął to ból twarzy, gdy ta rąbnęła o mur. Wybrał w końcu jedne drzwi i przekroczył przez ich próg. Znalazł się w małym po-mieszczeniu z trzema fotelami, biurkiem z krzesłem i regałami z zbyt dużą ilością książek. Zapach kurzu i papirusu unosił się w powietrzu. Nie było tu okien, a blask świecy był jedynym oświetleniem. Wszyscy w pomieszczeniu dobrze widzieli w ciemności.
-Oto osoba na którą czekaliśmy. Witaj Jack, myślę że pamiętasz pannę Juno?

- Witam panie. - skłonił się wpierw hrabinie siedzącej za biurkiem, a potem dość niechętnie i z mniejszą gracją wampirzycy spoczywającej na fotelu.

- Czym mogę służyć o pani?

- Juno, resztę zapłaty za zadanie znajdziesz w swojej zamkowej kwaterze. Doskonale sobie poradziłaś.

To ona ma tutaj swoją kwaterę?- pomyślał Jack.
- Jakie zadanie?- zapytał Jack nim zdążył się opanować. Hrabina popatrzyła na niego znad świecy, jej wzrok był lodowaty.

- Należą ci się wyjaśnienia, to dlatego cię tu dzisiaj sprowadziłam, was obu- Znacząco spojrza-ła to na jednego to na drugiego.

- Byłabyś tak uprzejma?

- Oczywiście.- Odchrząknęła teatralnie- Na początku, gdy dostarczyłeś mi zaproszenie zasta-nawiałam się dlaczego to akurat ty. Przeważnie odwiedzała mnie Katrina. Nie wiedziałam kim jesteś, choć podejrzewałam, że nie zwykłym śmiertelnikiem. W zaproszeniu było umieszczone dla mnie za-danie. Szczerze mówiąc spodziewałam się tego bo....

- Bez owijania w bawełnę, nikogo nie interesują twoje przemyślenia. Przedstaw Jackowi fakty abyśmy mogli ruszyć dalej.

- Juno wyraziła swój niesmak przez pogardliwy wyraz twarzy, lecz nic nie powiedziała, po pro-stu kontynuowała tak jakby jej nie przerwano.

- Zadanie polegało na rozzłoszczeniu Madonny do takiego stopnia aby zrobiła pierwszy krok i zaatakowała. To dawało nam prawo do unicestwienia jej. Wystarczyło, że jej się pokazałam i przy-pomniałam stare czasy, ale to nieistotne. Podziałało.

- A dlaczego to właśnie ja miałem dostarczyć przesyłkę?

- Abym cię zobaczyła. W zadaniu było wyraźnie napisane, nie zabijaj wiedźmy, ale doprowadź do tego aby osoba która właśnie dała ci zaproszenie tego dokonała. Musiałam cały czas mieć tą sukę na oku i udawać, że chcę się jej pozbyć. Musiałam w taki sposób myśleć, bo na sali znajdowały się osoby potrafiące odczytać intencje lub fragmenty myśli. Teraz już chyba wszystko jasne.- Zakończyła swoją wypowiedź.

- Może chciałabyś pobyć na zamku przez jakiś czas, ze względu na stare czasy?- Katrin uśmiechnęła się dwuznacznie. Ach tak, Juno prawie zapomniała o tych paru niezwykłych dniach jakie tu spędziła po poprzednim zadaniu. Uśmiechnęła się do wspomnień, lecz zamiast zgody energicznie zaprzeczyła głową.

- Nie ten czas, nie to miejsce, jak zwykli mówić starsi.

- Odnośnie starszych, chyba zdajesz sobie sprawę, że poznałaś jednego z nich?

Nagle coś ją oświeciło. Wszystko wydało się takie logiczne i pasujące do siebie. Dla pewności zapytała jeszcze:
- Serafin?

- Nie bądź taka zdziwiona. Wieści o tobie rozchodzą się szybciej niż smród gówna. Poza tym, to tylko imię, tak jak postać którą poznałaś. Za tym wszystkim ukrywa się bardzo potężny przedsta-wiciel starszych. Pewnie spotkasz go jeszcze nie raz, choć nie w tej postaci. Juno właśnie miała skomentować, gdy niespodziewanie odezwał się Jack. Zupełnie zapomniała, że stoi obok niej. Jak do tej pory nie dostał zaproszenia aby usiąść, lecz nie wydawał się tym urażony.

Yhmy. Drogie panie, może wszystko jest wyjaśnione między wami.
- Co chciałabyś wiedzieć?

- Dlaczego to na mnie spadł obowiązek słuchania narzekań podgatunków?

- Zamordowano duszka pełniącego to stanowisko.

- Z rozmowy przeprowadzonej w trakcie narady wynikało, że nikt nie pełnił wcześniej tego stanowiska.

- Jack, kiedy ty w końcu dorośniesz? Musieli tak powiedzieć. Nie chcieli skandalu, który mógł-by powstać na wieść o zamordowaniu Shesko przez trola. Dlaczego ty? Było wiele kandydatów na to miejsce, ale twoje drzewko było najbardziej wartościowe. Twój dziadek, jak i ojciec byli wysoko po-stawionymi panterołakami. Wierzymy, że odziedziczyłeś po nich geny przywodzenia. Niestety nie wszyscy się z nami zgadzali, dlatego trzeba było ich jakoś do ciebie przekonać.

- To dlatego to właśnie ja miałem zabić Madonnę!

- Dokładnie.

-Pani, Jack- Juno skłoniła się obydwóm- Niestety na mnie już czas, a wy zapewne macie jesz-cze jakieś sprawy do omówienia. Żegnam.

Jack skłonił się, tym razem już uprzejmie, a Katrina wykrzywiła usta w uśmiechu. Gdy Juno zamknęła drzwi powrócili do rozmowy. Osobiście miała już dość gadania. Jak by nie było, wszystko dobrze się skończyło. Pora poszukać następnego zadania- może w podziemiu będą mieli coś dla niej, ale najpierw polowanie. Niewinna 14 byłaby w sam raz.

KONIEC


Poprzednia Jesteś na stronie 8.
1 2 3 4 5 6 7 8