Perypetie małżeńskie niejakiego księcia Ornald

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14
Poprzednia Jesteś na stronie 10. Następna

    Dwie armie stały nad granicą, którą stanowiło wyschnięte koryto rzeki. Mimo, że bitwa miała się rozpocząć dopiero w południe, wojska czekały już od rana. Z ekonomicznego punktu widzenia było to całkiem słuszne, gdyż słoneczko przygrzewało, zbroje robiły się coraz cieplejsze, a ludzie coraz bardziej zmęczeni, w rezultacie czego powinni zabijać się mniej skutecznie.

    Wojsko księcia Ornalda składało się z rycerzy wyglądających jak chłopi, chłopów usiłujących wyglądać jak rycerze, kawalerzystów na ledwo żywych chabetach i różnego innego tałatajstwa. W armii panowało rozprężenie - żołdacy umilali sobie czas jak mogli. Niektórzy grali w warcaby za pomocą hełmów. Konnica urządziła sobie skoki przez przeszkody - za przeszkody robili: gruby pikinier i zepsuta katapulta (książę uparł się, żeby ją wziąć, gdyż wyglądała dość okazale).

    Po drugiej stronie suchego i piaszczystego koryta stacjonowała armia barona. Jego ludzie znali znaczenie słowa "niesubordynacja", choć żadnemu nie udało się tego powtórzyć. Tak więc udawali, że ukrywają swoje rozrywki przed przełożonymi. Nie było to trudne, gdyż oficerowie usiłowali zadać kłam twierdzeniu, że "wojna to nie piknik" i urządzili sobie piknik.

    Powoli zbliżało się południe. Książę był coraz bardziej niespokojny, gdyż przewaga liczebna wojsk barona była zauważalna, a baronówna jeszcze się nie znalazła. Na dodatek dziesięciu najlepszych kawalerzystów zostało oddelegowanych do szukania jej, co poważnie osłabiło i tak wątłe siły.

-Zaraz będzie południe! Zrób coś! Zaczaruj słońce, czy coś! - książę zwrócił się do Pierwszego Maga księstwa.

-Słońce jest trochę zbyt duże jak na moje możliwości. - wyznał mag - Ale spróbuję coś zrobić.

Parę minut później Pierwszy Mag zawitał do obozu barona, wymachując czymś białym na patyku.

-Wielmożny panie baronie, mój pan, książę Ornald, chciałby przypomnieć, iż w jego księstwie obowiązuje aktualnie czas letni, co oznacza, że południe wypada o godzinę później niż w innych krajach.

-ŻE CO?! Niby czemu?

-Mój pan, książę Ornald, zaspał pewnego razu, a miał zaplanowane przemówienie do obywateli. Ponieważ stwierdził, że nie wypada mu się spóźnić, przesunęliśmy czas o godzinę. - mag łgał jak najęty.

-No dobrze, wszystko jedno, zaczekam godzinę dłużej. Jeśli jednak moja córka do tej pory się nie znajdzie, to będzie krwawa bitwa!

-O Akrachu, Pięcio-Skrzydły-I-Dwu-Nogi Wężu, zmiłuj się nade mną! - rzekł książę, gdy mag zdał mu relację.


Poprzednia Jesteś na stronie 10. Następna
1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14