Perypetie małżeńskie niejakiego księcia Ornald
1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 | ||
Poprzednia | Jesteś na stronie 8. | Następna |
Zapadał zmierzch. Strażnik, Jernulian i Terok siedzieli wokół ogniska, prowadząc niezobowiązującą i głośną rozmowę, mającą upewnić potencjalnych zbójców, że są nieprzygotowani do odparcia napaści. Antek oparł się plecami o drzewo, trzymał oburącz swój długi kij i rozglądał się niespokojnie - jak na maga było to całkiem normalne zachowanie i nikt nie mógł nic podejrzewać. Opodal stały uwiązane wierzchowce naszych bohaterów. Prezentowały się nieźle, nie można nazwać ich pół-zdechłymi. Co najwyżej ćwierć-zdechłymi.
-Powiedz, czemu wstąpiłeś na służbę u księcia? - zapytał tropiciel
-Ech, głupia sprawa. - odpowiedział Strażnik - Kiedyś w lesie zdybał mnie niedźwiedź, chciałem uciekać, ale potknąłem się o korzeń. Już myślałem, że po mnie, ale nagle zwierz oberwał z kuszy i zginął na miejscu. Strzelcem okazał się być nasz książę. Z wdzięczności przysiągłem służyć mu przez rok. Poniewczasie dowiedziałem się, że celował wtedy do lecącej kaczki. A jak zobaczyłem jego inne wybryki, to przestałem używać własnego imienia i nazwałem się Strażnikiem. Jakby kto później pytał, to ten rok spędziłem w niewoli, więzieniu czy czymś takim.
Wtem zza okolicznych drzew wybiegło kilkanaście uzbrojonych postaci w czarnych płaszczach...
-Zbójcyyyyyy! - wydarł się mag.
Strażnik błyskawicznym ruchem wyjął dwa miecze, które miał schowane w fałdach płaszcza. Jernulian również dobył miecza, a Terok chwycił płonące polano z ogniska. Czterech napastników padło pod ciosami Strażnika, który miał kłopoty z utrzymaniem pionowej pozycji podczas walki - co chwila robił salto, piruet, lub inną ciekawą ewolucję, a po drodze siekał wrogów. Kilku bandytów pomknęło z powrotem w las, a za nimi powiewały podpalone przez barda płaszcze. Tropiciel ubił dwóch kolejnych, a mag tymczasem rozpaczliwie bronił się swoim kijem.
-Auu! Nie po oczach! - krzyknął trafiony laską maga zbójca. Jeden z jego kamratów skoczył mu na pomoc, i skończyło by to się bardzo przykro, gdyby nie Terok. Bard uderzył pierwszego bandytę płonącą głownią, która rozłupała mu czaszkę. Następnie skoczył na drugiego i powalił go na ziemię, aby później wydusić z niego informacje.
Wszyscy napastnicy, poza jednym złapanym i kilkoma, którzy już nie byli w stanie cokolwiek zrobić, uciekli. Strażnik tymczasem biegał wokół ogniska, a jego płaszcz płonął. Z daleka sprawiał wrażenie jakiejś olbrzymiej ćmy. Na szczęście Jernulian wiedział co robić - przewrócił go na ziemię i trochę poturlał. Po tym zabiegu wojownik przestał płonąć, ale za to zaczął śmierdzieć - przypadkiem został wytarzany w końskim łajnie. Jakimś cudem nie zwrócił na to szczególnej uwagi - albo miał kłopoty z węchem, albo nawąchał się tyle gówna w życiu, że był już przyzwyczajony.
-Terok, dawaj tu tego złapanego. Zaraz nam wszystko wyśpiewa! - rzekł Jernulian, zastanawiając się, skąd dochodzi odór odchodów.
-Nic nie wiem i nic nie powiem! - hardo stwierdził zbój, choć powagi ujmował mu fakt, iż wisiał jakąś stopę nad ziemią, trzymany za nogę przez barda.
-Zaraz powiesz! - warknął tropiciel, wyjmując zza pasa sztylet, ale Strażnik go powstrzymał.
-Mam lepszy pomysł, chodź ze mną na chwilę. Terok, możesz go tak jeszcze potrzymać? Potrzebuję tylko trochę chleba...
Po chwili wrócili.
-Teroku, czy możesz nam coś zaśpiewać? - zapytał Jernulian, nieco głośniej niż zwykle.
-Ależ oczywiście!
Przez około piętnaście minut dwóch wojowników przyglądało się wyrywającemu się zbójowi. Tropicielowi chyba się nawet łezka w oku zakręciła. W końcu Strażnik rzekł:
-Starczy już!
Wtedy obydwaj wyjęli z uszu kulki z chleba (oczywiście tak, żeby bard nie widział).
-Powiem wszystko, co chcecie! - zaskomlał bandyta.
-Gdzie jest baronówna?
-Nie wiem!
-Terok...
-No dobrze! Trzymają ją w obozie... mogę was zaprowadzić! Tylko niech on nie śpiewa! Proszę...
-On jest gorszy nawet od folklorystycznego zespołu pieśni "Nas Czworo" - mruknął Strażnik do tropiciela.
-A gdzie się podział Antek?!
-Antek! Gdzie jesteś? - wszyscy trzej zaczęli nawoływać towarzysza.
-Tutaj jestem! - głos dobiegał ze szczytu pobliskiego drzewa. - Czy on już skończył śpiewać?
-Tak!
-No to zejdę! - coś około czterdziestu stóp nad ziemią się poruszyło i parę gałęzi spadło z drzewa. - Może jednak nie zejdę! - zdecydował mag. - Boję się! Nie umiem! Ratuuunku!
-Złaź spokojnie! Złapiemy cię! - skłamał Strażnik.
-Zaśpiewaj mu! - poradził Jernulian Terokowi.
-NIEEEEE! - krzyknął bandyta, ale został uciszony przy pomocy czyjegoś łokcia.
-NIEEEEEEEE! - zawtórował Antek - Już schodzę! Au! Auuuu! Aaaaaa!
Cztery pary oczu patrzyły, jak mag kolejno obija się o gałęzie, jak jego czerwone szaty plączą się i rozdzierają, i jak na koniec usiłuje spaść na Teroka. Bard się w ostatniej chwili odsunął i Antek ciężko upadł na ziemię.
-Nic sobie nie złamałeś? - zapytał Strażnik. - Jeśli nie, to wsiadaj na konia i jedziemy. Jeśli tak, to cię tu zostawimy.
Mag szybko się zastanowił i stwierdził, że jednak nic poważnego mu nie jest. I tak czterech dzielnych bohaterów, plus jeden zbójca, wyruszyli na dalsze poszukiwania baronówny...
Poprzednia | Jesteś na stronie 8. | Następna |
1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 |