Perypetie małżeńskie niejakiego księcia Ornald

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14
Poprzednia Jesteś na stronie 3. Następna

    Ślub zapowiadał się bardzo dobrze. Za ołtarzem stał arcykapłan Akracha. Na głowie miał bardzo wysoką czapkę, a w ręku bardzo długi i rosochaty kij. Myślał, że wygląda bardzo imponująco, i starał się nie przejmować faktem, że tak naprawdę to nie on jest tu najważniejszy. Najważniejszy był bez wątpienia niepozorny, łysy człowieczek siedzący za małym stolikiem przy bocznej ścianie. Ów człowiek, o nazwisku Dornoz, znany był w mieście jako ktoś-kto-przychodzi-gdy-ktoś-się-rodzi-żeni-lub-umiera. W tej chwili jego syn, stojący obok, podawał mu kawałek pergaminu zatytułowany "Akt ślubu".

    Przy ołtarzu stał książę Ornald. Odziany był w czarny mundur niewiadomego pochodzenia, do którego poprzyszywane były wszelkie możliwe dystynkcje. Do ramion przypięty miał czerwony płaszcz, kończący się na podłodze, około metra od niego. Czoło zdobił mu diadem, ozdobiony wieloma kamieniami, które niekoniecznie były szlachetne, ale za to ładnie odbijały światło. Ornald myślał, że wygląda bardzo dostojnie. Wrażenie to potęgowały szepty, które do niego dochodziły. Ludzie tłumnie zjawili się na uroczystości i teraz szeptali, że "książę jeszcze nigdy nie wyglądał tak dostojnie".

-Zawołać barda! - krzyknął książę - Niech coś zaśpiewa, zanim zjawi się moja narzeczona!

    Bard szybko się zjawił, ubrany już według miejscowej mody. W ręce dzierżył harfę, którą znalazł wiszącą gdzieś na ścianie w zamku, wśród innych niepotrzebnych rzeczy, robiących za ozdoby. Szybko podszedł do ołtarza, spojrzał z góry na śmieszną czapkę arcykapłana i odepchnął go delikatnie, mówiąc "posuń się dziadku". Podczas, gdy odepchnięty zbierał się z podłogi parę metrów dalej, bard przemówił do tłumu.

-Witam! Jestem bard Terok i będę śpiewał na tym... no... ślubie. Cieszcie się ludzie, bo czegoś takiego jeszcze nie słyszeliście! - Terok szarpnął za struny swej harfy i ryknął wielkim głosem:

-AAAAAAaaaaaAAAAAAAA!

Spod stropu świątyni odpowiedziało mu kilka głosów:

-AAAAAAaaaaaAAAAAAAA!

    Zebrani spojrzeli w górę i zobaczyli trzech kilkunastoletnich chłopców, którzy zwykle śpiewali podczas nabożeństw. Chłopcy ci wisieli około 40 stóp nad ziemią, a około 15 dzieliło ich od stropu. Wyglądali na dość przestraszonych, czemu trudno się dziwić. Jednak taki był rozkaz księcia, któremu Terok wmówił, że podniesie to walory artystyczne występu (oczywiście nie takimi słowy). Tak więc sobie wisieli i śpiewali zgodnie z zaleceniami barda, mając nadzieję, że ktoś ich potem odwiąże i w miarę delikatnie opuści na ziemię.

Terok tymczasem zaśpiewał:

Jestem Terok baaaaard!
Jestem tego waaaaaart
by dla księcia śpieeeeewać
za kawałek chleeeeeeba!

    Ludzie popatrzyli na siebie, nie bardzo wiedząc, co czynić. Część na wszelki wypadek zaczęła bić brawo, niektórzy gwizdali, a zdecydowana większość próbowała zatkać sobie uszy i jednocześnie nie zwracać na siebie uwagi. Niezrażony bard znów szarpnął za struny, zrywając dwie z nich, i znów zaryczał:

-OOOOOOOoooooOOOOOO!!!

-OOOOOOOoooooOOOOOO!!! - okrzyk powtórzyli chłopcy spod stropu.

A książę stał przed ołtarzem z rozdziawioną gębą...


Poprzednia Jesteś na stronie 3. Następna
1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14