Balladnik
1 2 3 4 5 6 7 8 | ||
Poprzednia | Jesteś na stronie 5. | Następna |
BALLADA O KWIATKU NIEZWYKŁYM
[Ewelinie Gutowskiej]
Zdarzyło się w słoneczny dzień,
w trzeci czwartek miesiąca:
polana była i był pień,
co zwęglał się od słońca.
Nie koniec na tym - tam, gdzie brzask
mówił dzień dobry trawie,
studnia stała, co miała dach
i wiadro, choć dziurawe.
Pod dachem zasię dzielnie stał,
maleńki, czarny płotek.
A pod nim, wśród pachnących traw,
rosła kępka stokrotek.
Stokrotki zaś, jak jeden mąż,
równe nosiły szmatki:
żadny pomarańcz, żaden brąz
- po prostu białe płatki.
Ot, taki w modzie istniał trend,
pisało tak w gazetach,
by mieć na płatkach swoich biel,
bo inaczej to nietakt.
Więc padł na wszystkie kwiatki strach,
że mogą wypaść z mody,
i że inaczej to faux pas,
i przegrane zawody.
I tylko jeden rósł tam kwiat,
co modzie nie folgował,
i widać było go wśród traw,
choćby i chciał się chować.
Kwiat ów, co rósł przy samym pniu,
miał na łodydze szlaczek,
Na swoich płatkach miał zaś żółć
i czerwień - nie inaczej!
I śmiały się stokrotki zeń,
śmiały się zeń paskudnie,
więc chciał się schować kwiatek w cień...
Ale było południe!
W południe zaś zwykł bywać tam,
pan co był młody w latach,
z którego oczu aż bił blask,
tak na połowę świata.
Marzyły kwiatki, że ich biel
skusi młodego pana,
on jednak spojrzał i - ojej!
I już był na kolanach.
Na kolorowy spojrzał kwiat,
pogłaskał go po szyi,
i złapał wpół, i już go rwał,
i do fraku przyszpilił.
A stokrotki? Cóż, mijał czas,
jesień przyszła, a potem,
trafiłże wreszcie kwiatki szlag
i padły pod tym płotem.
* * *
Morał dla panny: miej swój styl
i w tłumie się nie skrywaj!
Bo kto ma niezwykłości blichtr,
tego będą wyrywać!
[IV 2004]
Poprzednia | Jesteś na stronie 5. | Następna |
1 2 3 4 5 6 7 8 |