Bełkot Szaleńca
1 2 3 4 5 6 7 8 | ||
Poprzednia | Jesteś na stronie 3. | Następna |
- Tato, tato! – krzyczał zapłakany Tramwal – wywalili mnie!
- Jak to?! – spytał zdziwiony rodziciel – przecież radziłeś sobie w kopalni bardzo dobrze.
Tramwal od małego zajmował się kopaniem. Zresztą- był krasnoludem, a wszystkie krasnoludy zajmują się kopaniem. W przeciwieństwie jednak do innych, był nie tylko chudy, ale i nie miał do tego talentu.
- Tato, ale nie gniewaj się, dobrze?
- Dobrze, spróbuję. – rzekł ojciec, sztucznie się uśmiechając.
- Bo ja, przez przypadek rozwaliłem szyb. Wiesz, i już nie możemy czerpać surowców.
- A jaki szyb? – spytał spokojnie tatuś.
- No ten ze złotem… - rzekł spokojnie Tramwal.
- No ja wiem, że ze złotem – rzekł ojciec – gdyż wysłałem Cię do kopalni złota. Pytam… który szyb?
Zapadła kilkusekundowa cisza, którą przerwał donośny głos żony „oooobiaaaad!” (były to czasy, gdy jeszcze kilka kobiet chodziło po świecie).
- Ten… największy.
Ojciec Tramwala zerwał się z ławeczki i zaczął krzyczeć:
- I ty tak spokojnie o tym mówisz? Szyb, który otwierał sam król?! Ten, który miał dostarczyć naszej Ojczyźnie złota na setki lat?!
- Ale tato… - spróbował młody Tramwal.
- Żadne ale! Wynoś się stąd! Natychmiast! – krzyczał ojciec.
- OBIAD! – krzyczał donośny głos. – Stary, rusz się!
Mały Tramwal, nie oglądając się na rodzinny dom, ruszył w drogę.
Poprzednia | Jesteś na stronie 3. | Następna |
1 2 3 4 5 6 7 8 |