Bełkot Szaleńca

1 2 3 4 5 6 7 8
Poprzednia Jesteś na stronie 6. Następna

Wróćmy jednak do naszych przyjaciół. Wędrowali teraz do miasta. Ptaszki śpiewały, mijali przeróżne osobistości, aż wreszcie wieczorem ujrzeli szare mury zamku.
- Tu się zatrzymamy na noc – rzekł elf. – Mam też kilka monet, możemy zrobić niezbędne zapasy.

Wjechali główną bramą. Miasto, jakby się nie nazywało, robiło niesamowite wrażenie. Piękne domy pokryte czerwoną dachówką, wszędzie strażnicy pilnujący porządku, schludnie, ładnie, sprzedawcy oferujący swe usługi – porządek… i to bez kobiecej ręki!
Jak każdy się domyśla, nasi bohaterowie zaczęli rozglądać się za karczmą – wszakże robiło się już późno, a sen to bardzo ważna sprawa, nie? Zajęło im to trochę czasu, ale w końcu znaleźli ów przybytek rozpusty… To znaczy, w obecnej chwili tylko pijaństwa, gdyż innych rozrywek doczesnych panowie zostali pozbawieni.
Karczmarz za nocleg w gospodzie zażądał skandalicznej opłaty, jednakże gdy Avenis wzrokiem podpalił kota owego jegomościa (- Te lata praktyki… – stwierdził później mag), natychmiast zaoferował najlepszy pokój. Nasi trzej bohaterowie położyli się lulu-spać, by następnego dnia pozwiedzać miasto.

- Dobra, panowie, spotkamy się tu wieczorem. Liczę, że będziecie się zachowywać grzecznie i nie skończycie na miejscowej szubienicy – pouczał Avenis swych kompanów. Dawniej kara śmierci nie była popularna, lecz gdy zabrakło kobiet, egzekucje stały się niezmiernie ciekawą rozrywką dla mas.

Wal zwiedzanie zaczął od rynku miejskiego. Oglądał wspaniałe cuda architektury nowożytnej, zabytki, Pałac Kul… oj, znowu coś mi się pomyliło, pamięć już nie ta. Nagle z dwóch stron nadeszły dwie grupki ludzi, a po środku stanęli uzbrojeni strażnicy. Zarówno jedni, jak i drudzy, wykrzykiwali hasła, mieli flagi, sztandary i najważniejsze – transparenty.
Elf spróbował oczytać postulaty obydwu grup. U pierwszej z nich było wypisane „PROTESTUJEMY”. Z protestującymi nie ma żartów, więc postanowił zasięgnąć języka u tych drugich.
- Co robicie? – zapytał jednego z ogolonych chłopaków.

- A, przeczytaj sobie nasze hasła.

Elf rzucił okiem na bojówki i odczytał „PROTESTUJEMY PRZECIW PROTESTOWI”.
- Ale o co chodzi?

- No… protestujemy przeciwko protestowi.

- A tamci przeciw czemu protestują? – zapytał nieufnie.

Łysy mężczyzna spojrzał zdziwiony na rozmówcę, a następnie zaczął tłumaczyć:

- Protestujemy przeciw ich protestowi, spowodowanemu przez nasz protest, mający na celu oprotestowanie protestu protestujących, gdy protestowali przeciw protestującym. Rozumiesz?

- Taaak… - odrzekł elf. Coś czuję, że zgadzam się z waszymi postulatami, ale muszę już iść.

Podczas gdy Wal zetknął się z przywilejem demokracji, jakim jest protest, mag Avenis odczuł duchową potrzebę kontaktu z wyższymi istotami (jak by się nie nazywały). Udał się więc do kaplicy, po drodze jednak natknął się na grupkę wiernych. Co ciekawe, nie byli ani przy ołtarzu, ani przy świątyni innej religii (co czasem się z dziwnych powodów zdarza), lecz pod domkiem znachora.
- W imieniu Wielkiego Palanta – przemawiał ktoś przypominający kapłana – mówię do was, obecni! Mordowanie nienarodzonych dzieci jest złe!

- Tak jest! Złe! Zgiń, przepadnij zły duchu!

- Tak, drodzy panowie! Jest ono złe! Ale my nie pozwolimy na to! Wymusimy na naszych władzach zakaz mordowania nienarodzonych! W ustawy to wpiszemy!

- W u-sta-wy! W u-sta-wy! – podchwycił tłum.

Mag podrapał się po głowie, pomyślał chwilę, aż wreszcie podszedł do jednego z wiernych.
- Dzień dobry. Czy tu jest w tym mieście jakakolwiek kobieta?

- Nie ma i nie będzie! Może to przez to, że przy czytaniu książki wymsknęło mi się…

- Przepraszam, jeśli można wiedzieć – co?

- A no… - kontynuował wyraźnie starszy rozmówca – był taki fragment, że jeden chłopak miał ratować świat, a wojownicy obiecali mu usługi. „Masz mój miecz, mój topór” i tak dalej…

- To bardzo ciekawe – powiedział mag – ale jaki ma to związek ze zniknięciem kobiet z naszej krainy?

- Wymsknęło mi się „to weźcie i moją starą”. A następnego dnia nie było jej. Zresztą, niedługo potem wszystkie niewiasty zniknęły. A protestujemy przeciw mordowaniu nienarodzonych. Bo jakże to tak, by można było sobie teraz zamordować nienarodzone dziecko, co?

Tramwal tymczasem postanowił pójść do księgarni. Musicie wiedzieć, moi mili, dlaczego to nasz krasnolud był takim kiepskim górnikiem – w szkole, zamiast uczyć się o szybach, nowych metodach wydobywania surowców, historii górnictwa i tak dalej, wolał pod ławką zaczytywać się w powieściach. Przeczytał wiele książek – były to zarówno komedie, jak i poważne historie, a nawet (co może wyda się dziwne) romansidła. Tak więc gdzie nasz bohater poszedł? Oczywiście do księgarni!
Krasnolud mijał ludzi, wędrował ulicami, szedł, i szedł, i szedł, aż w końcu doszedł. Oto zauważył cel swej wędrówki. Na oknach znajdowały się plakaty z napisem „NAJNOWSZE DZIEŁO SŁYNNEGO AUTORA”. Wyraźnie zainteresowany podszedł bliżej. Na afiszach namalowano wielkiego niebieskiego smoka. „Może być ciekawe” – pomyślał Tramwal, a następnie otworzył drzwi i wszedł do środka…
- Piii! – coś obok krasnoluda wydało dziwny dźwięk.

- Panie, do jasnej cholery, co pan robisz?! – krzyknął przerażony właściciel.

Tramwal spojrzał pod nogi. Przez przypadek rozdeptał świnkę morską. Biedna świnka…
- Panie, wynoś się pan stąd! To była moja – z oczu bukinisty popłynęły łzy – moja najukochańsza świnka!

- Ale ja nie chciałem… - zaczął bronić się Tramwal.

- Idź, bo pójdę do Grododzierżcy! – zawołał zrozpaczony księgarz.

Tak naprawdę, to nie musiał tego czynić. Za plecami nieuważnego krasnoluda już stało dwóch halabardników.
- Pan pójdzie z nami – rzekł jeden z nich głosem nie znoszącym sprzeciwu…


Poprzednia Jesteś na stronie 6. Następna
1 2 3 4 5 6 7 8