Poszukiwacz Prawdy, czyli jakie są czarownice

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10
Poprzednia Jesteś na stronie 8. Następna

Marccius postanowił pojechać na wojnę. Widocznie znudziły mu się "miłe panie".
- Wrócisz przyjacielu?

- Mam nadzieję, że tak.

- Wróć a pogadamy o tym co robiliśmy, ponieważ ja także opuszczam to miasto.

- Gdzie jedziesz?

- Na ważne spotkanie.

Miejscem spotkania z Don Ashem była wioska niedaleko Forgottonu. Oczywiście Don Ash zjawił się, jak go prosiłem.
- Witaj przyjacielu!

- Witaj Don Ashu! Jak dawnośmy się nie widzieli! Jak tam w twojej tawernie?

- Miejsce to zacne, ponieważ specjalnie tam bardów traktują. Piwa nie brakuje, a i tematów wór się nie opróżnia. Ciągle mamy o czym gadać.

- Więc miło tam czas spędzasz.

- W rzeczy samej. Jeśli znudzą Ci się te wojny to przyjedź tam i pokaż się.

- Jeśli chodzi o wojny, to już na nie nie jeżdżę. Doszedłem do wniosku, że zginąć na tej wojnie jest mniej warte niż noc w karczmie "Pod łapą smoka"

- Dobrze żeś tak uczynił. Dlaczego więc nie przyjeżdżasz?

- Właśnie dlatego zaproponowałem Ci spotkanie się ze mną w tym miejscu.

- A o co ściśle chodzi.

- Poznałem czarownicę. Nazywa się Mefista i wie o mnie więcej niż ja sam.

- Czarownica! Ludzie jak ja dawno czarownic nie widziałem. Czy mógłbym się z nią spotkać?

- Dlatego tu właśnie się spotykamy. Niedaleko bowiem pierwszy raz się z nią... ekhm..."widziałem".

- Co to ma znaczyć?

- Nie widziałem jej dosłownie. Była niewidoczna.

- Więc jeśli los pozwoli to ją spotkamy?

- Właśnie tak.

- Przenocowaliśmy jedną noc, a następnego ranka wybraliśmy się do Mrocznego Lasu, aby spotkać Mefistę.

Mefisty nie było. Don Ash był trochę zły, mówił, że wolałby siedzieć w przytulnej karczmie żłopiąc piwko. Niestety los nie przyniósł nic dobrego. Don Ash wrócił do karczmy a ja do pojechałem szukać Marcciusa. I znalazłem. Opowiadał o wojnie wiele ciekawych rzeczy, o tym jak o mało nie zginął, o tym jak podbili twierdzę Kogrh-ress. Po wojnie zaczął jeździć po świecie aby zabijać za pieniądze.
- Kogo ty zabijasz?

- Nie kogo tylko co?

- No dobra co?

- Psy!

- Psy? Dlaczego. Co one Ci takiego zrobiły? Może jeden z nich zabrał Ci kobietę?

- Bardzo śmieszne. Kobiety nigdy nie miałem, a co do psów, to są tak nędzne istoty, że nie zasługują na życie na ziemi. Zabijam je gdy pogryzą kogoś, albo nie zbudzą gospodarza, gdy trzeba. he, he...

- Nie jest to zbyt godne zachowanie, ale rób jak chcesz.

Pojechaliśmy razem do jakiegoś miasteczka. Jak zwykle gdy szedłem na spoczynek na łożu spoczywał list od Mefisty.
"...Jeśli chcesz mnie zobaczyć, to spotkajmy się na rynku koło fontanny, gdy dzwon wybije południe..."

To był fragment, który najbardziej mnie interesował. Nie mogłem się doczekać tego ważnego momentu.
Fontanna, rynek, słoneczne południe. Zaczął być dzwon, jednak nikogo nie było. Czekałem dość długo i prawie straciłem nadzieję, gdy ktoś dotknął moją rękę. Dotknięcie to było jak lekki wicherek, lekko głaszczące mój bark. Odwróciłem się i zobaczyłem najpiękniejszy widok w moim życiu. Piękniejszy niż potężne Góry Północy, niż Elfie Lasy, niż... elfki. Tak ta osoba była piękniejsza niż elfka. Jej uroda zatkała mi gardło na może dwie minuty, ale może i dobrze, bo mogłem palnąć jakieś głupstwo.
- Witaj MacDudekusie.

- Witaj... Mefisto.

Oczy jej, jak elfie, malutki okrągły nosek, kruczoczarne włosy. Piękne włosy. Nigdy jej o tym nie powiedziałem, ale pewnie sama o tym wiedziała. Jako krasnolud nie znam słów, które mogłyby określić jej urodę. Jedyna rzecz, której nie widziałem, a którą chciałbym zobaczyć były... piersi. Były okryte grubym, czarnym płaszczem. Cała była ubrana na czarno. Dopiero wtedy zauważyłem, że ona jest... czarownicą. Przynajmniej tak wyglądała. Jednak jej urok pozwolił mi o tym zapomnieć do dzisiaj.
-Gdzie pójdziemy?- spytała.

-Proponuję odwiedzić karczmę "Krew i Róża".

Gdy weszliśmy do karczmy w naszą stronę odwróciły się liczne pary oczu. Może nigdy nie widzieli krasnoluda z czarownicą. Siedliśmy przy stoliku. Ona zamówiła "krew", tak nazywała pewien czerwony trunek, którego nazwy nie pamiętałem. Ja nie wziąłem nic, bo mnie nie było stać. Była to dość droga karczma no ale nie wypadało jej zaprosić do nędznej budy. Jednak piwo było zbędne. Pragnienie ugasiłem widokiem jej pięknych rąk, cudownych ust i oczu, które "mówią" tak wiele, że zbędna była jakakolwiek konwersacja.
- Wiesz Dudusiu, to ja zabiłam tego smoka.

- Którego smoka?

- Pamiętasz bitwę pod Raumirrią? Straszna klęska Wojsk Narodów Wolnych. Wiele krwi się wtedy przelało.

- Niepotrzebnej krwi... Wybuch tych smoków to Twoja sprawka?

- A ty myślałeś, że wasze nędzne strzały zabiją taką bestię? Czy Ciebie zabiłyby tysiące igieł, jeśli miałbyś na sobie grubą, skórzaną zbroję? Wątpię.

- Podobno smoki są odporne na magię.

- To nie dosłownie były prawdziwe smoki. Smoki nie chodzą na wojny, bronią się dla własnego bezpieczeństwa.

- Więc co to było.

- Pewna mutacja, o której niewiele wiadomo, jednak wiadomo, że jest.

- Skąd tam się znalazłaś? Chyba nie jeździsz na wojny?

- A jest jakiś przepis zabraniający czarodziejkom jeździć na wojny? Nikt chyba nie zabroni mi chodzić na wojny. Nie wdaję się jednak w bój tylko wolę atak z odległości. Bardziej widowiskowe.

- Sama zabiłaś oba smoki?

- Było tam kilku moich znajomych. Sama bym sobie nie poradziła. To jest zbyt męczące. Po bitwie ledwo trzymałam się na nogach, mimo iż były to tylko dwa "smoki".

Mefista nie lubiła, jak ktoś mówił, że jest czarownicą. Ona była czarodziejkom. Na wojny też już nie jeździła, poświęcając się poznawaniu świata i jego tajemnic.
- Wiesz, że ziemia jest okrągła. Niektórzy w to nie wierzą, jednak na ostatnim zebraniu uczonych wywnioskowano, że jednak jest.

Wiele się od niej nauczyłem. Spacerowaliśmy po miasteczku. Mówiliśmy sobie o różnych rzeczach. O jej i moich problemach. Nie powiedziałem jaj tylko o Aleksi. Jakoś wydawało mi się to zbędne. Gdy musiała odejść, bardzo żałowałem wielu rzeczy. Między innymi tego, że była tak krótko.

Na swojej drodze życia spotkałem wiele innych osób. Na przykład Annę. Była to dziewczyna, która raz na zawsze zmieniła mój prymitywny sposób patrzenia na kobiety. Także dzięki niej zrozumiałem, że być może Aleksi nie była mi przeznaczona. Przestałem się nią tak bardzo przejmować, W końcu i tak jej nic złego nie zrobiłem, myśląc o Mefiście. Gdybym chociaż wiedział, że mnie kocha. Dopóki nie wiem, nie muszę się nią przejmować. Zawsze jednak pozostanie w moim sercu. Była to osoba, którą znałem stosunkowo krótko, jednak była jak siostra, mimo iż była elfką. Była pierwszą, która polubiła mnie takiego jaki jestem. Czy pokochała, tego nie wiem.

Anna, dziewczyna, która mimo iż czasami była bardzo mnie czasami złościła, była moją bliską osobą, na którą mogłem liczyć. Nic więcej. Wiedziałem, że nie jest samotna- miała mężczyznę, który według jej opisu był osobą doskonałą. Życzę im szczęścia. Anna była inna niż wszystkie. Wyrażała się bezkrytycznie na wszelkie tematy, także te intymne. I to wzbudzało respekt. Wzbudzało wielki respekt biorąc pod uwagę, że jej rówieśnice tępiły ją za takie zachowanie. Jakoś mimo wszystko przywiązałem się do niej i mam nadzieję, że jeśli będę potrzebował jakiejś porady to dostanę ją od niej.
Anna była jak Don Ash z tą różnicą, że była dziewczyną. Na obydwojgu mogłem polegać tak samo, mogłem im wyjawiać swoje sekrety, i tajemnice. Bardzo im za to dziękuję.


Poprzednia Jesteś na stronie 8. Następna
1 2 3 4 5 6 7 8 9 10