Syn złodzieja

1 2 3 4 5 6 7 8 9
Poprzednia Jesteś na stronie 8. Następna

Świetlista postać rozpostarła ramiona w geście powitania, jednak obok niej nie było nikogo. Istotę owiał subtelny zefirek, który powoli przybierał na sile, jednocześnie przynosząc ze sobą zapach porannej rosy zbierającej się na delikatnych źdźbłach trawy, małych kwiatów, które budzą się po zimie, rozkwitających pąków; natomiast całe ciało ogarnęło ciepło, jakby słońce mile prażyło zza chmurnych krat. Ale jednocześnie do nozdrzy wkradał się okrutny, siarczysty mróz. W tym podmuchu było czuć wszystko, a zarazem nic, gdyż wiaterek był... ucieleśnieniem? Gdyż wiatr ten był wcieleniem tego, który przemawia wszystkimi głosami, tego który obdarowuje życiem i jednocześnie je odbiera. Tego, który stworzył i powołał do egzystencji...

Jednak świetlista postać nic nie czuła - nie była w stanie. Dokładnie w chwili stworzenia pozbawiono ją możliwości odczuwania jakiejkolwiek przyjemności i innych uczuć. Bez tego doskonale spełniała swą rolę.

Nagły podmuch wiatru zawirował w koronie odległego drzewa. Słabe listki zaszumiały w rytm podmuchu, formując się w szeleszczący szept.

"Powiodło się."

Anioł potwierdził skinieniem głowy. A po chwili rozległ się jego głos - dudniący, przeszywający.

- Dlaczego?

Pytanie na długo zawisło w powietrzu. Czuło się napięcie. Odpowiedź bynajmniej go nie rozładowała.

"Przecież wiesz, że musiał" - dochodziło gdzieś z góry.

- Nie, nie wiem! - Nagle oburzyła się dziwna istota. Narósł w niej gniew, na... - Ty zawsze podejmujesz decyzje! I nigdy nie podajesz określonych powodów!

Tym razem dochodząca odpowiedź była ciepła, miła, a jednocześnie ociekała kłamstwem.

"Musieliśmy to zrobić. Nie było innego wyjścia. Inaczej ten świat... Nasz świat, mógłby ulec całkowitej zagładzie. A przecież wiesz, że mi na nim zależy, naprawdę bardzo zależy. Chciałem go uratować" - dodał kończąc swe wyjaśnienie.

Przez chwilę anioł nie odpowiadał, skupił się w sobie. Koncentrował przed ostatecznym ciosem. W końcu eksplodował.

- Mogłeś go uratować. Przecież zwą cię wszechmogącym... - Dodał z drwiną.

"Tak, zwą mnie wszechmogącym" - głos już nie próbował ukrywać swej złości. - "Ale przecież ty znasz prawdę, wiesz, że to tylko przydomek, że jest ktoś wyższy, ten, który powołał mnie do życia... Jestem panem tylko tego świata, który w końcu chciałem uratować... Jest tam tylu niewinnych ludzi".

- Nie! Ty mnie stworzyłeś, służę ci cały czas, więc nie okłamiesz mnie tak łatwo! Myślisz, że jestem tak ślepy, by nie widzieć tego, na czym ci zależy? Taaak... Uratować niewinnych... Przecież chodzi ci tylko o samego siebie! O uratowanie swej mocy; o to by twa istota nie popadła w nicość. Te wszystkie bzdury o miłości! I tak nikt w to nie wierzy za wyjątkiem tych głupich kapłanów. Bóg miłosierdzia, ha! Raczej jesteś bogiem egoistów, bo na tego najlepiej się nadaj...

Nagły podmuch przygwoździł świetlistą postać do podłoża. Nad nią zmaterializował się młody mężczyzna. Popatrzył na anioła ze zdumieniem i złością.

- Na co przydał się tobie ten bunt? Co zyskałeś? Chciałeś mnie zezłościć? Udało ci się. Ale nie widzę w tym żadnego racjonalnego celu! Do tej pory tolerowałem twoje wymądrzanie się, ale tym razem mocno przesadziłeś. I co ja mam teraz z tobą zrobić? Dlaczego w ogóle to zacząłeś?

Bóg spojrzał na leżące ciało. Milczenie, które sam zesłał na poddanego, uznał za znak, że może mówić dalej.

- To przez tego chłopaka, prawda? Zrobiło ci się go żal? Od początku czułem, że powinienem z ciebie wyzuć także wszystkie emocje. Co chciałeś osiągnąć?

- Mógł uczynić wiele dobra - wyszeptała leżąca postać, gdy tylko poczuła, że ma taką możliwość - gdyby ktoś mu pomógł...

- Człowiek miałby mu pomóc? Ha! Powiedz mi, czy widziałeś jakąś osobę, która mogłaby mu pomóc tak, by czynił dobro? Człowiek jest zły.

- Tak, człowiek jest zły - przytaknął sługa boski - bo stworzony na twój wzór! Jednak mógłby mu pomóc też ktoś inny. Nieczłowiek.

- Jesteś śmieszny - odparł bóg. - Ty chciałeś mu pomóc? I myślisz, że ja bym się na to zgodził? Wiesz jakie byłoby ryzyko, że ten świat ulegnie zniszczeniu i że...

- Umrzesz - domyślnie dodała powoli tracąca blask postać. - Boisz się tego i stąd wiem, że byś się nie zgodził. Nie dostrzegasz dobra, wolisz, by w ogóle nikt nie próbował go rozprzestrzeniać, jeśli widzisz choć cień zagrożenia dla własnej osoby... Nie pamiętasz po co cię stworzono? Byś pomagał ludziom. A ty wykorzystujesz ich, by pomagali tobie.

- DOŚĆ! - zakrzyknął młodzieniec, zatrzęsły się góry, z drzew spadły liście, ziemia w wielu miejscach rozstąpiła się. Bóg przemówił - Skończ z tym! Byłeś dobrym sługą, zawsze dokładnie wypełniałeś moje polecenia, nie nadużywałeś danej ci mocy, nie zabijałeś bez potrzeby, równowaga była zachowywana, lecz gdyby on został w tym świecie... żywy... tak, wtedy miałbyś bardzo dużo roboty... Mnóstwo śmierci... A ja... My... byśmy... Dlatego teraz twa era dobiegła końca. Może nawet im wyjdzie to na dobre... Powiedz mi tylko, jeśli chciałeś mu pomóc, to dlaczego tego nie zrobiłeś? - Anioł spuścił wzrok. - Wiedziałem.

Twarz młodzieńca rozpromieniła się, zagościł na niej chytry uśmieszek.

- Teraz idź i pożegnaj się z nim, z tym, przez którego zginiesz...

Widząc pełne zdziwienia spojrzenie swego sługi, bóg dodał:

- Uznaj to jako łaskę boską.

Gdy anioł odszedł dodał.

- Ostatnią.

Nikt z żyjących nie słyszał myśli boga: "Nawet nie wiesz jak się mylisz..."


Poprzednia Jesteś na stronie 8. Następna
1 2 3 4 5 6 7 8 9