Droga Ku Przeznaczeniu

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10
Poprzednia Jesteś na stronie 2. Następna

Rozdział 1: Pustynia

Pustynia. Ziarnka piasku. Jedno obok drugiego. Żółty piasek, złocisty piasek, szary piasek, okruchy szkła, grzyby papirzoki u podnóża co pokaźniejszych wydm, oraz niekoniecznie przytomny elf.

Niekoniecznie przytomny elf powoli dochodził do siebie. Głównym tego objawem był powrót do pozycji pionowej, zaś objawem drugorzędnym rozglądanie się wokół siebie niezbyt bystrym wzrokiem. Czuł się, jakby metaforyczna karawana wielbłądów przemaszerowała mu przez głowę, co samo z siebie było dość przykre. Potęgował to fakt, iż nie bardzo wiedział, co to jest wielbłąd. Czyli, ogólnie rzecz biorąc, nie było to przyjemne przebudzenie.

"Z jakiegoż to przedziwnego powodu obudziłem się na pustyni, mimo że zasnąłem w moim domku na drzewie?" - była to pierwsza sensowna myśl elfa. Potencjalnych obserwatorów mógłby zainteresować fakt, iż wyraził tę myśl dosłownie i nie odwołał się przy tym do matek kobiet wątpliwej reputacji, no ale cóż, elfy już tak mają. Zapytanie to jednak przeszło bez echa z powodu braku istot rozumnych w pobliżu. Lecz na brak towarzystwa nie było mu dane długo narzekać, gdyż zza wydmy wyłonił się goblin. Elf odruchowo zrobił to, co na widok każdego innego goblina w każdym innym miejscu zrobiłby każdy inny elf (mający ukończony drugi rok życia), czyli dobył miecza. Właściwie, to chciał dobyć miecza. Nie dobył go z tej prostej przyczyny, iż nie było go tam, gdzie był zazwyczaj. Reasumując, wykonał bliżej niezidentyfikowany ruch ręką, zakończony uchwyceniem w garść niewielkiej ilości pustynnego powietrza z okolic lewego biodra.

Goblin na widok elfa stanął jak wryty i zrobił coś, co na widok każdego innego elfa w każdym innym miejscu zrobiłby każdy inny goblin (który zabił już w życiu dwa (lub więcej) szczury), czyli dobył miecza. Działanie to było tak samo nieskuteczne, jak w przypadku elfa. Niezrażony niepowodzeniem, wyjął z rękawów dwa... suche badyle. Elf w odpowiedzi na to wydobył z buta... garść piachu... kolejną garść piachu... oraz mocno zwiędniętego tulipana.

-Ani kroku dalej. - rzekł elf zbolałym głosem i dość apatycznie machnął tulipanem w kierunku goblina.

-Bo co?! Uderzysz mnie kawałkiem zielska? Spróbuj tylko, a poczujesz smak mojej stali... eee... znaczy... to może nie jest tak do końca stal...

-Hmmm... najwyraźniej nie mamy przy sobie niezbędnych do walki akcesoriów...

-Na to wygląda.

-To może na razie odłożymy walkę i wydostaniemy się z tej pustyni?

-To ma sens... ale czemu powiedziałeś "my"? Dlaczego miałbym iść razem z tobą?

-Dlatego, że jeśli coś spróbuje nas zjeść, to prawdopodobnie zje tylko jednego z nas, a drugiemu być może uda się uciec.

-Mogę wiedzieć, jakie cosie masz na myśli?

-Nie wiem. I wolałbym nie wiedzieć.

-Wejdźmy na szczyt tej wydmy, zobaczymy, w którą stronę iść.

Idąc, utrzymywali między sobą dość sporą odległość i spoglądali podejrzliwie na siebie nawzajem. Przez to nie za bardzo mogli patrzeć gdziekolwiek indziej, w tym również pod własne nogi. Elf zatrzymał się, gdy poczuł, iż pod stopą nie ma sypkiego piasku, lecz coś miękkiego i bynajmniej nie sypkiego. Postój w owej chwili był dosyć niefortunnym pomysłem, gdyż but elfa dostał czas na zagłębienie się w tej miękkości, ku najwyższemu niezadowoleniu swojego właściciela.

Goblin zaśmiał się, a elf westchnął i ruszył dalej, wycierając but o piasek.

-U nas w lesie takie rzeczy się nie zdarzają, od kiedy zaczęliśmy strzelać w tylne części ciała podróżnym wydalającym w miejscach nieoznakowanych. Był nawet taki poemat: szyć w rzyć.

-I co dalej?

-Z czym?

-No, z poematem?

-Koniec poematu. Strzelanie w dupy robiącym kupy to marny temat na poemat.

-Patrz! Widać las! I to całkiem blisko! Idziemy!


Poprzednia Jesteś na stronie 2. Następna
1 2 3 4 5 6 7 8 9 10