Droga Ku Przeznaczeniu
1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 | ||
Poprzednia | Jesteś na stronie 9. | Następna |
Rozdział 7: Przepowiednia
Drzwi do gospody "Pod Czterogłowym Owcoptakiem" rozwarły się z hukiem i do wnętrza weszli elf i goblin.
-Witajcie! Jam jest... - zaczął Elk, ale potknął się o leżącą na środku sali nieprzytomną niewiastę i się przewrócił. Gobi nie wyhamował i dołączył do grona osób zdobiących podłogę.
Oberżysta przyjrzał się nowo przybyłym.
-Hamminghu! - zwrócił się do mnicha sączącego piwo - Czy to nie będą przypadkiem ci, o których mówi twoja przepowiednia?
-Jaka przepowiednia?
-No ta, którą dałeś mojemu ojcu, jak nasz owcoptak miał jeszcze trzy głowy.
Do mnicha powoli zaczął docierać paradoks, którego przyczyną była niezależność Pozaczasowców Nieobutych od tradycyjnej struktury czasu.
-Aha, i zdaje się, że byłeś winien ojcu pieniądze za kilka kufelków... Razem z odsetkami to będzie... Stój!!!
Okrzyk ten nie zdał się na nic, gdyż Hammingh błyskawicznie zerwał się z miejsca i zgrabnie przeskoczył gramolącą się z posadzki grupę Laokona, w locie dopijając swe piwo. Nim ktokolwiek zdążył nawet pomyśleć o powstrzymaniu go, wybiegł na zewnątrz i rozpłynął się we mgle czasu.
-Cholera, jakbym się wcześniej zorientował, że to on... trudno, może mojemu synowi uda się go kiedyś dorwać. A panom co podać? - oberżysta zwrócił się do stojących już na nogach przybyszów.
-MIĘSOOOO!!!
-Przykro mi, ale wczoraj rozpoczął się nasz doroczny Tydzień Wegetariański. Druidzi twierdzą...
Gobi nie miał ochoty usłyszeć, jakimi argumentami druidzi przyczynili się do wprowadzenia Tygodnia Wegetariańskiego w gospodzie "Pod Czterogłowym Owcoptakiem". Oberżysta, jak zdecydowana większość kolegów po fachu brzuchaty i postawny, nagle został chwycony za kołnierz i podniesiony do góry przez goblina stojącego na kontuarze. Co gorsza, rzeczony goblin wymachiwał nim niby wielką flagą.
-DAWAJ MIĘSO!
-Sugerowałbym go posłuchać. - rzekł Elk - Biedak przeżył ciężkie bezmięsne chwile i zrobił się agresywny.
-Tttttak jjjjjest! - wyjąkał kreślący interesujące parabole gospodarz.
Tymczasem zemdlona niewiasta doszła do siebie.
-Cóż to był za fetor!
***
Nazajutrz na pobliską górę wybrała się osobliwa procesja. Na czele sapał burmistrz we fraku i zbyt długim czerwonym płaszczu. Na ów płaszcz co chwilę nadeptywał jego zastępca. On też miał frak oraz nieco krótszy pomarańczowy płaszcz, na który z kolei nadeptywało trzech werblistów. Za werblistami szli Elk i Gobi, obaj z czymś dziwnym na twarzach. Prawdopodobnie miały to być uśmiechy. Za nimi zaś szedł trębacz, który w ustach miał niewłaściwy koniec trąbki. Był to skutek interwencji goblina, który wybitnie nie lubił, jak mu ktoś trąbił tuż przy uszach, i na dodatek znienacka. Reszta pochodu była mniej oficjalna i składała się z mieszkańców miasteczka. Niektórzy w nocy, miast spać, pałali żądzą zysku, i tak, na przykład, piekarz wlókł ze sobą stragan pełen wypieków o umownych kształtach elfa i goblina, stolarz zaś miał na sprzedaż równie umowne rzeźby w drewnie (w niektórych przypadkach drewno też było umowne, i to mocno).
Na szczycie rzeczywiście był sporej wielkości kamulec, a w nim tkwił miecz. Burmistrz (gdy już przestał sapać) palnął mowę:
-Witajcie! (radosne okrzyki z tłumu) Zebraliśmy się tutaj, aby elf, bądź też goblin, wyjął miecz ze skały! (wiwaty, fanfary na trąbce (którą właściciel w końcu oswobodził ze swojej gardzieli), wetknięcie trąbki przez Gobiego na jej poprzednie miejsce) Tak więc... (werble) Elfie, wyjmij miecz! (głośniejsze werble, zachęcające okrzyki)
Elk chwycił oburącz rękojeść, zaparł się nogą o kamień (tłum wstrzymał oddech) i pociągnął. Miecz ani drgnął. Elf zaparł się obiema nogami o kamień (ludzie przezornie opuścili trasę prawdopodobnego lotu Elka, gdyby miecz nagle zdecydował się ustąpić), ale bez rezultatu (jęki zawodu).
-No cóż, trudno. A teraz... (werble) Goblinie, wyjmij miecz! (głosniejsze werble, zachęcające okrzyki)
Gobi splunął sobie w dłonie (jęki obrzydzenia), chwycił rękojeść (wstrzymanie oddechu) i szarpnął. Nic. Szarpnął jeszcze raz. I jeszcze raz. W końcu zrezygnował (głośne jęki zawodu i buczenie).
-Szkoda. - podsumował burmistrz.
-Szkoda. - przyznał elf - Ten miecz ma bardzo ładną rękojeść.
Poprzednia | Jesteś na stronie 9. | Następna |
1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 |