Ich czworo 2: Wspaniała Podróż

1 2 3 4 5 6 7 8 9
Poprzednia Jesteś na stronie 4. Następna

4.CZAS NA TELEPORT

Po śniadaniu złożonym z jajecznicy na boczku SAM-UeL zabrał syna do Neeli, by zostawić go
pod jej opiekę na czas przebywania w... no właśnie! Tak właściwie to gdzie?
- Panowie! Za pięć dwunasta! - powiedział arcymag i poszedł do pokoju, w którym znajdował
się portal.
Grenadier, Guinea, SAM-UeL i Tarband zebrali się przed różnokolorową powłoką umieszczoną
w kamiennym półkolu. To wszystko wyglądało jak wejście do jaskini, w której ktoś bawi się
fajerwerkami. Arcymag rozsunął zasłony i w milczeniu popatrzył na swoje dzieło. Kiedy zegar
na ścianie wskazał godzinę dwunastą, światło słoneczne padło na bramę do wielkiej
niewiadomej. Na powłoce pojawił się złoty napis, którego treść była następująca:
POLSKA rok 1350
KRAJ POD PANOWANIEM WŁADYSŁAWA ŁOKIETKA.
LUDZIE, ZWIERZĘTA. MAGIA ZAKAZANA. KTO
CZARUJE, TEN GINIE NA STOSIE. PLANETA
ZIEMIA.
- Nie jest źle! - powiedział SAM-UeL - Chociaż nigdy nie słyszałem o tej Polsce.
- Ja też. - potwierdził Tarband - Przyjaciele, pójdę pierwszy.
Elf wziął głęboki oddech, po czym zniknęł w otchłaniach portalu. To samo zrobił arcymag,
a po nim Grenadier. Tyły obstawiał Guinea, który zniknął ostatni. Trudno było powiedzieć, co
można zobaczyć podczas takiej podróży, gdyż prędkość jest tak wielka, że ciężko otworzyć
oczy. Panowie wylądowali w takiej samej kolejności, w jakiej się teleportowali. Otoczenie
było piękne. Śpiewały ptaki, świeciło słońce, dzień budził się do życia!
- No i się udało!!! - wykrzyczał na kolanach SAM-UeL - Ja! Ja! Biedny arcymag, zbudowałem
swój portal! W mieszkaniu!
- Gratulacje! - rzekł Guinea, a po nim reszta powtórzyła to samo.
- No to co robimy? - spytał Grenadier.
- Czy wy słyszycie to co ja? - wtrącił Tarband.
- Co? - zastanowił się Guinea.
- Nie mówimy w naszym języku! A mimo wszystko się rozumiemy!
- Rzeczywiście! Wszystko zgodnie z planem!! - krzyknął znów padając na kolana arcymag.
Panowie poszli po paru minutach zachwytu nad geniuszem SAM-UeLa do miasta. Żadnych elfów,
krasnoludów, tylko ludzie. No właśnie! Ludzie z Polski bardzo dziwnie patrzyli na strasznie
bladą skórę Tarbanda, a także na jego spiczaste uszy. Pewnie myśleli, że jest spłodzony
przez rodzeństwo i po narodzinach okazał się potworkiem.
- Koledzy? - zagadnął Grenadier.
- No? - spytał Guinea.
- Dręczy mnie jedno pytanie. Jak wrócimy do domu?
- Widzisz! SAM-UeL wszystko przemyślał. Za dwa dni o dwunastej naszego czasu, musimy iść
do jakiegoś lasu, lub zagajniku, złapać się za ręce obejmując drzewo, wtedy ja wypowiem
zaklęcie i cyk!
Mieszkańcy tego kraju dziwnie zareagowali na słowo zaklęcie i na całą koncepcję zdania
wypowiedzianego przez arcymaga. Pięciu napompowanych facetów złapało za ręce przybyszów,
a baby zaczęły drzeć się:
- Czarodziejnicy! Wysłannicy diabła! Na stos!
A czarodziejnicy nie mieli zbyt dużo do powiedzenia. Nie mogli też rzucić czaru, bo
rozpętaliby świętą wojnę. Zaprowadzono ich do pięknego zamku i rzucili ich na dywan, który
rozciągnięty był od tronu do wielkich drzwi.
- Królu Władysławie! Oto czarnoksiężnicy! - powiedział jeden z pakerów nisko się kłaniając.
Władca był bardzo niskiego wzrostu. Gładząc wąs powiedział:
- Co was łączy z diabłem śmiertelnicy?
- Pewnie zgaga! - odpowiedział Guinea cicho bekając - Mam ją po jajecznicy królu!
- Nie będzie ci tak wesoło na stosie!
- Mości panie! To musiała zajść pomyłka! Ja nie umiem czarować! Oni też! - skłamał SAM-UeL.
- Łżesz! Masz pełno amuletów!
- Pamiątka po pradziadkach! - i znów kłamstwo.
- Dość! Do celi z nimi! Na razie skuć i zgolić na łyso! Dać octu do picia i niech się
dobrze bawią! Na razie...
- Tak jest królu! - odpowiedział ten sam paker, dał znak kumplom i zabrali dzielnych
podróżników do celi.


Poprzednia Jesteś na stronie 4. Następna
1 2 3 4 5 6 7 8 9