Ich czworo 2: Wspaniała Podróż

1 2 3 4 5 6 7 8 9
Poprzednia Jesteś na stronie 5. Następna

5.W CELI

W celi było okropnie! Strasznie śmierdziało, wszędzie latały szczury i w dodatku światło
wpadało do pomieszczenia tylko przez jedno okno.
- No i mamy za swoje! - powiedział sucho SAM-UeL.
- Co mamy!? Przyjechaliśmy do ciebie na dwa, trzy dni! Do ciebie, nie do Polski! Nie wiemy
jak daleko od domu jesteśmy, w ogóle nic nie wiemy! - wpadł w szał Grenadier.
- Cisza! - uspokoił ich strażnik.
- Cicho to bądź ty! Bo jak nie to cię podpale jednym mrugnięciem! - zażartował Guinea,
jednak strażnika wcale to nie rozśmieszyło. Podszedł do wysokiego elfa i kopnął go w głowę.
- Zobaczysz! Tylko się stąd wydostanę, to cię zabiję! - ostrzegł SAM-UeL.
- Co, też chcesz dostać dupku? - zapytał klawisz.
- No i chodź! Rozkuj mnie od ściany i zmierz się jak równy z równym.
Strażnik tylko się roześmiał i wyszedł na zewnątrz celi zamykając drzwi na klucz. Po chwili
milczenia Guinea wybuchnął śmiechem.
- Z czego rżysz? My tu zdechniemy! - oznajmił Grenadier.
- Ha! Ha! Strasznie fajnie - wykrztusił wysoki elf nie mogąc opanować śmiechu - wyglądacie
ogoleni na łyso!
- Bardzo śmieszne! - zakpił Tarband - Ty również wyglądasz jak kretyn!
I wszyscy się roześmiali nawet naburmuszony rycerz. Ich śmiech przerwał trzask otwieranej
klapy w podłodze. Po chwili ujrzeli młodego chłopca w bogatych szatach.
- Dzień dobry czarownicy! - powiedział chłopczyk mający góra 14 lat.
- Nie jesteśmy czarownikami! - skłamał SAM-UeL.
- Jestem Kazimierz, syn Władysława Łokietka króla Rzeczpospolitej Polski.
- Czego pospolitej?
- Polski! Mój ojciec nie wie, że tu jestem! Przyszedłem dobrowolnie! Ja wierzę w czary!
Miałem sen, że przybędziecie. Wy nie jesteście sługami szatana.
- Nareszcie jakiś mądry obywatel! - powiedział Grenadier - Mów dalej chłopcze!
- Nie wiem jak , ale postaram się wam pomóc!
- Widzisz Kazimierzu! - zaczął arcymag - My nie jesteśmy z Polski!
- Wiem.
- Skąd wiesz?
- Przecież mówiłem, że miałem sen!
- Pojutrze o dwunastej musimy znaleźć się przy jakimkolwiek drzewie, bo inaczej nie wrócimy
już nigdy do domów, a po śmierci powstaniemy z grobów i będziemy siać zniszczenie jako
czterej kościeje: Głód, Zaraza, Ból i Strach.
- Co??!! - wykrzyknęła razem trójka przybyszów.
- Nie chciałem wam o tym mówić, bo byście ze mną tu nie przybyli.
- No jasne, że nie! - krzyknęli razem Tarband, Guinea i Grenadier.
- Ciszej! - uspokoił ich młodzieniec - Bo ktoś nas nakryje! W ogrodzie mamy cztery jabłonie
ale będzie problem z wydostaniem was na zewnątrz. Ale zostawcie to mnie! Ja to załatwię!
Muszę już iść.
Kazik zsunął się pod klapę w podłodze lecz za chwilę znów się pojawił z dzbanem wody i
ciastkami.
- Macie przyjaciele! - powiedział zabierając ze sobą dzban z octem, a zostawiając ten z
wodą i ciasteczka na podłodze - Pomyślałem, że macie już dość octu!
To mówiąc zniknął i tego dnia już się nie pojawił, a czwórka bohaterów po skromnej uczcie
zasnęła.


Poprzednia Jesteś na stronie 5. Następna
1 2 3 4 5 6 7 8 9