Epizod

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13
Poprzednia Jesteś na stronie 5. Następna

ROZDZIAŁ CZWARTY

W jednej z chat zajętych przez rycerzy ktoś uporczywie się krzątał. Przez szparę między okiennicami przeświecało światło świecy, znacząc ziemię wąską linią. Była już noc. Niebo zakrywała cienka warstwa chmur, lecz mimo to na dworze nie było ciemno, biały puch odbijał bowiem na tyle dużo światła, aby dało się rozróżniać kształty. Było natomiast bardzo zimno. Mróz dawał się mocno we znaki. Wiał lekki wietrzyk, który w swych większych porywach strząsał sople z dachów i gałęzi. W całej wiosce panowała cisza, jedynie z karczmy dobiegały słabe, niewyraźne odgłosy rozmowy. Co jakiś czas usłyszeć można było także skrzypienie śniegu wywoływane krokami pechowców, którym przyszło trzymać wartę, oraz mieszkańców spieszących w sobie wiadomych sprawach z domostwa do domostwa. Jednak były to bardzo rzadkie wypadki. O tej porze większość już spała.

Lecz Rugindan nie mógł zasnąć. Wszyscy jego kompani, po najedzeniu się, niektórzy także po kąpieli, od razu położyli się do łóżek. W końcu o tym właśnie marzyli przez ostatnie kilka dni. On także próbował. Również był wycieńczony podróżą, lecz kiedy się już ogrzał przy kominku, zaspokoił głód i przebrał w suche szaty, okazało się, że mimo zmęczenia nie może zasnąć. Starał się ze wszystkich sił, ale jego próby kończyły się niepowodzeniem. Dlatego krążył teraz cicho po izbie, w poszukiwaniu czegoś czym mógłby zabić nudę.

Wiedział co nie daje mu zasnąć, ale nie miał pomysłów, jak rozwiązać swój problem. A raczej miał, ale zdawał sobie sprawę z tego, iż baronowi by się to nie spodobało.
Westchnął.

Podszedł do masywnego drewnianego stołu ustawionego na środku pokoju i usiadł. Wpatrzył się w płomień świecy. Rozmyślał. Machinalnie sięgnął po chleb i swym bogato zdobionym sztyletem odkroił sobie z niego pajdę. Gdy zdał sobie sprawę z tego co zrobił, zaśmiał się cicho.

- Nie do tego zostałeś stworzony, co?

Schował nóż do pochwy, wziął chleb i wstał ponownie. Podszedł do okna i przez wąską szparę między masywnymi okiennicami wyjrzał na zewnątrz. Poczuł powiew chłodu na twarzy. Zmrużył oczy. Widział jedynie kawałek głównego placu, studnię oraz część stajni, w której trzymali konie. Wiedział, że powinien być tam strażnik. Uśmiechnął się do siebie. Domyślił się, że stary poczciwy Gerndar uciekł do środka i wcale mu się nie dziwił. Sam też zrobiłby tak na jego miejscu. To stanowczo nie była temperatura odpowiednia do stania na dworze.

Spojrzał na niebo. Żałował, że nie ma gwiazd. Bardzo je lubił. Pomagały mu w uwodzeniu.
Kiedy opowiadał o nich swym towarzyszkom, gdy rozczulał się nad surowym pięknem tych niezmiernie odległych światełek, nad ich samotnością i magią - kobiety zawsze słuchały z przejęciem. I potem łatwiej ulegały.
Uśmiechnął się smutno. Już tak dawno nie posiadł żadnego ciała. Wiedział, że właśnie to nie pozwalało mu spać.

Pożądanie.

Jednak nie mógł zaspokoić swej żądzy. Zdawał sobie sprawę z tego, iż ten sztywniak Pagiet oberwałby mu uszy, gdyby zgwałcił jakąś wieśniaczkę. Denerwowało go, że stary baron nie pozwala się zabawić swym żołnierzom. Westchnął ciężko i odszedł od okna. Znów powoli, uważnie chodził po izbie, stawiając kroki tak aby nikogo nie obudzić. Nuda go denerwowała.
Nie mógł nawet z nikim o tym pogadać.

Usłyszał skrzypienie śniegu dobiegające z zewnątrz. Ponieważ nie miał i tak nic do zrobienia, postanowił zaglądnąć kto to taki. Podszedł z powrotem do szpary między okiennicami i wyjrzał. Nikogo jednak nie zobaczył. Na śniegu nie mógł dopatrzyć się żadnych świeżych śladów, gdyż już od dawna był on tak zadeptany, że nawet jeśli takowe były, ginęły w masie innych. Lecz to go zaintrygowało, zwłaszcza że po krótkiej chwili usłyszał w pobliżu coś jeszcze. Jakby stłumiony jęk a zaraz potem ciche stukanie. Szybko podbiegł do miejsca, gdzie wisiał jego płaszcz i zarzucił go sobie na plecy. Po krótkim namyśle, wziął też drugi, który wyglądał na cieplejszy. W końcu na dworze było zimno. Wychodząc nie zapomniał zabrać ze sobą miecza.

Stanął na śniegu. Zamykając drzwi rozglądał się uważnie w poszukiwaniu źródła dźwięku jaki usłyszał.

Nic.

Ruszył powoli wzdłuż zbudowanej z bali ściany. Wyjrzał zza rogu.

Tu także pusto. A przecież powinni być strażnicy. Gdzieś przepadli. Przyjrzał się uważnie wszystkim cieniom. W jednym z najciemniejszych, w pobliżu drzwi do drugiej zarekwirowanej chaty zauważył ludzki kształt. Położył dłoń na rękojeści miecza i wyszedł ze swego ukrycia. Szedł powoli i ostrożnie. Był gotów. Cieszył się w duchu, że w końcu coś się zaczęło dziać. Może nawet towarzysze okrzykną go bohaterem. W końcu prawdopodobnie właśnie ratuje im wszystkim życie. Nagle znów usłyszał po swojej prawej stronie owo stukanie. Natychmiast odwrócił się w tym kierunku. To co zobaczył zaskoczyło go do tego stopnia, że jęknął z wrażenia.

Była to postać uderzająca grubym kijem, z coraz większa siłą i determinacją, w lód, który więził w swych okowach...
...wiadro. Zachciało mu się śmiać. Przez chwilę spoglądał na tą scenę z rozbawieniem. Wtedy przypomniał sobie o kimś ukrytym w cieniu. Z przerażeniem uświadomił sobie, że słyszy jak ktoś się do niego zbliża od tamtej strony. W porywie paniki wyciągnął miecz i odwrócił się tak szybko jak tylko potrafił, przyjmując postawę obronną. Swym manewrem mało nie obciął dłoni zmartwiałego ze strachu kompana. Stał on z rozszerzonymi zdziwieniem i trwogą oczyma. Nie do końca docierało do niego to co się właśnie stało.

- ...? - zapytał.

Rugindan oblał się rumieńcem. Schował pośpiesznie miecz, chrząkając przy tym nerwowo.

- Wydało mi się, że ktoś ukrywa się tam - wskazał ręką w ciemny kąt i zaśmiał się - pod schodami. To byłeś ty Sekano?

- Pewnie, że ja, a któżby inny. Wszystkie wsioki siedzą sobie w swych ciepłych domkach i śpią. - powiedział z zazdrością, drapiąc się przy okazji po brodzie.

- Coś mi się widzi, że i ty sobie drzemałeś.

Rycerz obruszył się na to. Jednak widząc uśmiech na twarzy młodzieńca, kiwnął głową na zgodę.

- Taak - potwierdził - zmęczony jestem, a tam nie wieje i jest całkiem przytulnie, choć diabelnie zimno. - zaśmiał się - Nie powiesz o tym chyba baronowi?

Chłopak spoważniał. Udawał, że się zastanawia. Wartownik zaczął się denerwować i szukał w myślach jakiegoś pomysłu, jak zmusić gówniarza do milczenia. Wtedy jednak Rugindan wyszczerzył zęby w uśmiechu i poklepał starszego szlachcica po ramieniu.

- Pewnie, ze nie powiem! - okrył się szczelniej płaszczami - Jeśli tylko ty nie powiesz nikomu jak ja się wygłupiłem - teraz już obaj się śmiali - nie przeszkadzaj sobie, ja też lepiej wrócę do chaty.

- Tobie to dobrze - mruknął Sekana - Ale pogoń chociaż tego wieśniaka - wskazał ruchem głowy w kierunku, z którego uporczywie dobiegał dźwięk stukania. - Drań mnie obudził i nie da mi zasnąć, jeśli wciąż tak będzie walił.

Młodzieniec skinął jedynie na zgodę, odwrócił się i poszedł w tamtą stronę. Wartownik bąknął słowo podzięki i wrócił powolnym krokiem do swego prymitywnego legowiska.

- Czego tak walisz człecze ?- zapytał okrytej grubym kożuchem postaci.

Skryta kapturem twarz zwróciła na niego oczy. Gdy go zauważyła, drgnęła lekko, jakby speszona.

- Ojce kazali mie przynieść wsze wiadra jakie znajdę... - nieporadnie tłumaczący się głos należał z pewnością do kobiety. Młodej. Rugindan wprost nie mógł uwierzyć w swoje szczęście. Uśmiechnął się chytrze. - ...a z owego kto wody nie wylał, i mróz je czyma - dziewczyna bezradnie rozłożyła ręce.

Rycerz z surowym wyrazem twarzy powoli pokręcił głową.

- Niedobrze się stało - patrzył na nią z udawanym politowaniem - Wiedz że tym hałasem zirytowałaś tamtego światłego męża - wskazał z powagą za siebie - i on zażądał za tą zniewagę twojej śmierci. - Kobieta zareagowała tak jak się spodziewał. Pisnęła z przerażenia przyciskając dłonie do twarzy. Cała dygotała.

- Ale panie... - jąkała się przez łzy - przecie ja tylko... - pokazała na wiadro i rozpłakała się- ojce kazali... ojce zbiliby mnie...

- Nie płacz wszak piękna damo - Rugindan kucnął przy niej i objął ją swym ramieniem. Z tej odległości mógł się w końcu jej przyjrzeć. Miała na oko jakieś piętnaście lat, ciemne włosy, jasną cerę i była nieco za chuda jak na jego gust ale nawet niebrzydka - bowiem jam wstawił się za tobą u tego rycerza i zdołałem odwieść go od jego zamierzeń. Tak więc twe życie jest uratowane. - niedowierzanie, a po chwili uśmiech odmalowujący się na jej twarzy, przekonały go o skuteczności swego planu. Jakby na potwierdzenie, dziewczyna zarzuciła mu ramiona na szyję, mamrocząc wciąż słowa podzięki. Po chwili jednak przypomniała sobie z kim rozmawia i natychmiast odsunęła się z przestrachem i rumieńcem na policzkach.

- Przepraszam was panie - głos jej drżał - To z radości. Nie bijcie mie tyko.

Młodzieniec uśmiechnął się ciepło i pomógł jej wstać.

- Nie mam o co się gniewać na ciebie pani - mówiąc to ukłonił się wdzięcznie - wszak obowiązkiem rycerza jest bronić dam od niebezpieczeństw. A ponieważ grozi ci jeszcze o piękna i ojciec, załatwię także tę sprawę.

Oczy dziewczyny rozszerzył się z przerażenia.

- Nie bój się - uśmiechnął się ponownie - nie zrobię mu krzywdy - po prostu pomogę ci wyciągnąć to nieznośne wiadro - wskazał stos drewna na opał, gdzie stał powód całej tej rozmowy. Następnie schylił się, wziął je w silne dłonie, zaparł się i mocno szarpnął. Lód puścił z cichym trzaskiem. Podał zdobycz młodej kobiecie.

- Idź, zanieś je ojcu.

- Jak ja się udzwięczę tobie panie za pomoc? W końcu żeś mie życie uratował.

- Wystarczy, że podasz mi swe imię.

-Juena mie wołajom - starała się mówić to godnie i z powagą, oblewając się przy tym głębokim rumieńcem i przyoblekając na twarz uroczy uśmiech.

- Ja zaś zwę się Rugindan - ujął jej dłoń i delikatnie pocałował. Ona wpatrywała się w niego z niedowierzaniem i uwielbieniem. Nikt nigdy tak jej nie traktował. Nigdy także nie widziała tak pięknego mężczyzny. Pięknego, miłego i dobrze wychowanego.

- Na pewno nie mogiem zrobić niczego dla ciebie Panie? - zapytała z nadzieją.

Chłopak uśmiechnął się z tryumfem.

- Jeśli ojciec ci pozwoli a i masz na to ochotę, możesz wrócić tu zaraz. - wskazał ruchem głowy miejsce w którym stał - Miło by mi było gdybyś zechciała dotrzymać mi towarzystwa. Dawno z nikim tak ładnym i sympatycznym nie miałem okazji porozmawiać ani pospacerować.

- Zaras tu bende - krzyknęła ucieszona i biegiem ruszyła w kierunku swej chaty.

Młodzieniec patrzył na nią i cieszył się w duszy na to spotkanie. Wiedział, że uda mu się ją posiąść. To było aż nazbyt łatwe. Nagle przypomniał sobie o Sekanie, który może mieć coś przeciwko tej schadzce. Jednak w zaułku, w którym siedział stary żołnierz, nic się nie poruszało. Wartownik znowu spał.

- A zapowiadał się taki nudny wieczór - powiedział cicho do siebie. Pogratulował sobie przy okazji pomysłu wzięcia dwóch płaszczy.

***

Pustka.

Ciemność.

Otchłań.

Czerń. Mrok. Poświata.

Czekanie.

Czerwień. Oko.

Głos.
Strach.
Ucieczka. Pogoń. Ból. Strach. Otchłań. Spotkanie. Walka. Ból. Zwycięstwo. Porażka.

Remis.

Rozmowa.
Propozycja. Pomoc. Nieufność. Rozmowa. Plan. Pomysł. Negocjacje. Zgoda. Radość.
Nadzieja.

Podróż. Ciemność. Oko. Czerwień. Czerń.

Czas.

Podróż. Pustka. Towarzysz. Smok. Czerwień. Wieczność. Chwila. Czas.

Czas.


Poprzednia Jesteś na stronie 5. Następna
1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13