Epizod
1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 | ||
Poprzednia | Jesteś na stronie 7. | Następna |
ROZDZIAŁ SZÓSTY
Zbliżała się północ.
Po zakończeniu opowiadania, w karczmie zapanowała grobowa cisza. Słuchacze ważyli słowa, które padły przed chwilą z ust Pagieta. Niektórzy zastanawiali się nad czymś i wyraźnie bili się z myślami, inni po prostu gapili się w blat stołu przed sobą. Baron nie wiedział, czy tylko mu się wydaje, czy rzeczywiście na twarzach wieśniaków zagościł smutek a nawet zabarwiony goryczą gniew.
Z wdzięcznością przyjął podane mu piwo. Gardło dokuczało mu po długim opowiadaniu i z ulgą powitał możliwość jego przepłukania. Dziewka, która przyniosła mu napój, postawiła po kuflu także przed hrabią i kapitanem Dion04˘em. Uśmiechała się przy tym do kowala, który w odpowiedzi skinął jej nieznacznie głową. Czyżby czekała ich jakaś schadzka?
Cisza przedłużała się.
- A więc panowie...- rzekł w końcu baron, aby rozładować nieco atmosferę - Zadowoliła was moja historia?
Nikt się nie odzywał, wszyscy siedzieli i patrzyli w swoje kufle. Ciekawiło go, o czym tak rozmyślają. Miał nadzieję, że opowieść zmieniła nieco ich tok myślenia i uświadomiła, że Gerolg wcale nie był taki wspaniały, jak to się utarło w opinii ludu. W końcu usłyszeli relację naocznego świadka.
Pierwszy odezwał się Gerby.
- Zaiste panie dużo żeś widział, ale powiedzże nam wreszcie, dlaczego książę Anarion nie pomógł królowi.
Obecni w karczmie spojrzeli na Pagieta z pytającymi wyrazami twarzy oraz smutkiem w oczach. Ten westchnął ciężko.
- Przecież to takie oczywiste... - odparł - ...dla dobra Agnoru! Dla ratowania nas przed szaleńcem, który chciał walczyć z całym światem.
- Gerolg nie był szaleńcem! - krzyknął któryś z wieśniaków. Poparły go gniewne pomruki pozostałych.
Przez lekko uchylone okiennice jednego z okien, baron spojrzał na dwór. Była już późna noc i świat spowijały głębokie ciemności. Niebo pokryło się chmurami, a przez ich grubą warstwę z trudem przeświecał księżyc w pełni. Wydawało mu się także, że powoli i nieśmiało zaczynał padać śnieg.
Ponownie westchnął. Zastanawiał się, w jaki sposób im to wszystko wytłumaczyć. Jak przekonać o tym, iż włodarze kierowali się przy swojej decyzji dobrem ojczyzny, a nie prywatą. Czy to było w ogóle możliwe?
Tymczasem głos zabrał hrabia Edwout.
- Nie powinniście podważać motywów kierujących lepszymi od was. Nigdy nie zrozumiecie zawiłości polityki. Jesteście jedynie pospolity... - Pagiet przerwał mu ruchem ręki.
- To nie tak - kręcił głową - to wszystko nie tak. Dużo nad tym myślałem swego czasu. Tak jak wy, uważam, że honor jest najważniejszą rzeczą w życiu i zdrada prawemu człowiekowi nie przystoi - zgromadzeni kiwali głowami na znak zgody - Jednak Anarion postanowił poświęcić swe dobre imię, na rzecz nas wszystkich, zarówno szlachty jak i chłopów. Zdecydował się splamić to, co było dla niego najważniejsze. Zrobił to dla ojczyzny. Decyzja ta kosztowała go wiele trudu i bólu. Uwierzcie mi, gdyż byłem wtedy przy nim. Wiele dni bił się z myślami, a od kiedy wreszcie zdecydował się na ten krok, nigdy nie był już taki jak dawniej. Zgorzkniał i posmutniał od tego czasu. Doskwierają mu teraz jego własne demony - wyrzuty sumienia i poczucie winy. A lud, zamiast wdzięczności za jego wielkie wyrzeczenie, obdarzył go jedynie potępieniem i nienawiścią. - jego głos przepełniony był rezygnacją i smutkiem - Ale przecież wy, nie znając go, nie możecie go też oceniać, gdyż nie wiecie z jak wielkim brzemieniem musi się co dzień mierzyć. Cała ta sprawa rujnuje mu zdrowie i niszczy go od wewnątrz. Ma niespełna trzydzieści wiosen, a wygląda jak wiekowy starzec.
- I dobrze mu tak, po tem co zrobił - powiedział ten sam głos co wcześniej.
- Włacha! - dodał stary Beg siedzący pod oknem - Gerolg był dobrym władcom. Pokonał orki, dał łupnia goblinom. Dzieki niemu przestaliśmy siem bać nagłego napadu i nagłej śmierci.
Rozległy się pomruki aprobaty. Pagiet poddał się. Nawet ci ludzie, teoretycznie neutralni, chowali głęboką urazę do Anariona. Nie wiedział jak ich przekonać. Ale jak mógł dokonać tego, skoro sam miał wątpliwości co do tego, czy słusznie postąpili zdradzając, bądź co bądź, swojego króla.
- Więc uważacie, że to co się teraz dzieje - baron rozpoznał głos Diona - to kara bogów? Ich zemsta na królu za jego zdradę?
Kapitan w oczekiwaniu odpowiedzi zamilkł na kilka uderzeń serca. Jednak przez dłuższy czas nikt się nie odzywał. To wyraźnie wprawiło go w gniew, gdyż po chwili wybuchnął.
- Przecież to niedorzeczne! Czy wyście doszczętnie postradali rozumy?!? - krzyczał - Przez takich jak wy giną ludzie! Agnorczycy! Wasi rodacy... Cała ta wojna nie ma przecież najmniejszego sensu! O co właściwie walczycie? O zemstę?!? Przecież Gerolg nie żyje! Nic go już wam nie przywróci... Więc po co cała ta śmierć i cierpienie? - Dion schował twarz w dłoniach. Wiele widział od czasu wyjazdu na tą misję i wspomnienia te musiały właśnie dać o sobie znać.
Baron był pewien, że obaj śnią podobne koszmary.
Gerby04˘emu oczy nabiegły krwią.
- Nie oskarżaj nas panie o udział w tym buncie. Myśmy przyjęli was w pokoju. Dali my wam jadło i miejsce do spania. Dlatego oszendźże nam swych nienawistnych słów.
Dion zapłonął większym gniewem. Atmosfera w gospodzie wyraźnie się pogorszyła. Obie grupy mężczyzn obserwowały się wzajemnie, czujnie, z niemymi groźbami na twarzach...
- Czyżby? A skąd mam wiedzieć, że nie poddaliście się tylko dlatego, iż jest was zbyt niewielu, aby dać nam radę?
Kowal uśmiechnął się zimno.
- Bo jeszcze żyjecie.
- Śmiesz nam grozić psie?!? - Edwout już wstawał sięgając przy tym po miecz. Pagiet postanowił wreszcie zareagować.
- Uspokójcie się panowie - próbował przekrzyczeć hałas jaki nagle zapanował w całej izbie - nikt tu nikomu nie grozi, ani nikt nikogo nie chciał obrazić - apelował - mieliśmy przecież tylko porozmawiać - jego wysiłki poczęły odnosić pewien skutek - przepraszam w imieniu mego zastępcy za posądzenie was o udział w powstaniu. Wszyscy wypiliśmy zbyt wiele kufli... - uśmiechnął się szeroko, aby rozładować napięcie.
Ludzie niechętnie i jakby wbrew swej woli, dali się w końcu udobruchać. Niektórzy pokiwali głowami na znak zgody. Ci, którzy wstali w przypływie gniewu z powrotem zasiedli na swych miejscach. Baron przyglądał się im wszystkim po kolei. Na swą wzmiankę o ilości wypitego przez wszystkich alkoholu, zwrócił uwagę, iż wieśniacy pili wciąż pierwsze, zamówione kilka godzin temu piwo. Złożył to jednak na karb ich biedy.
Ciszę przerwał kapitan Dion.
- Musi pan jednak przyznać baronie, że niezależnie od tego czy obecni tu należą do buntu czy nie, sensu to ta wojna nie ma żadnego. Walczą przecież o nic.
- Jak to o nic?!? - oburzył się Beg jak zwykle - Oni szukajom pomsty i sparawodlie... sprawio..edliwości!
- Sprawiedliwości?!? Mordując i niszcząc?!? To nazywacie sprawiedliwością?!?
- Nie - wtrącił się Gerby - Ale zdrada Anariona nie może ujść mu płazem. Powinna być kara za zło, jakiego siem dopuścił.
- Ale nie kosztem cierpienia tak wielu ludzi! - warknął kapitan - Przecież nie widać końca tej wojny. Ile razy zdobędziemy już jakąś miejscowość i wymusimy, ba, wywalczymy na chłopach złożenie przysięgi na wierność królowi, ten zdradziecki pomiot i tak wkrótce ją łamie. Nie maci... - zająknął się - ...ją za grosz honoru. Więc jak mamy zakończyć ten rozlew krwi? Nigdy nie zdołamy ponownie zaprowadzić porządku, jeśli wy sami tego nie zechcecie.
- A kto powiedział, że to wy macie powrócić porzondek? Może zrobiom to za was buntownicy ?
Te słowa również Pagieta wyprowadziły z równowagi.
- I jak wy to sobie wyobrażacie? Siły króla nie są co prawda w stanie złamać ducha powstańców, ale oni także nie mają szans na pokonanie nas. Przecież nie zdobędą zamków ani miast, nie zwyciężą w żadnej bitwie przeciw ciężkiej jeździe. Nie mają ani umiejętności, ani broni aby dotrzymać nam pola. A nawet gdyby, nie wiem jak, ale przypuśćmy, że by się to im udało, to co wtedy? Zdobędą kraj bez króla, bez armii, bez prawa... Zapanuje chaos i anarchia. To sprowadzi jedynie więcej śmierci, cierpienia i płaczu... Czy tego właśnie chcecie? Ostatecznego upadku Agnoru?!? - twarz wykrzywiała mu gorycz.
Po chwili ponurego milczenia, odpowiedział mu któryś z głosów.
- Ale przeca król bendzie. Odbuduje państwo. Powróci spokój. Bedzie znowu jak drzewiej.
- O jakim wy królu mówicie? - zapytał zjadliwie hrabia - Przecież nikt z arystokracji nie zgodzi się zasiąść na chłopskim tronie! Nawet na to nie liczcie.
Kapitan uśmiechnął się ponuro.
- A może chcą posadzić na tronie jakiegoś wieśniaka. To byłoby dopiero ciekawe. Ale wolałbym już umrzeć, niż doczekać takich czasów.
- Beg nie takie rozwiązania miał na pomyślunku - Gerb04˘y mówił powoli i z uczuciem - Bo kiedy buntownicy zabijom Anariona, powróci król Gerolg! - wykrzyknął, a oczy mu zabłysły. Wieśniacy w zgodzie i powadze pokiwali głowami.
- I wy wierzycie w te brednie?
- To nie brednie! Mnichy z Zarunu to przepowiedziały. Nasz król powróci.
- To bzdury!!! - Dion ponownie tracił opanowanie. Pagiet zauważył, że jego zastępca od pewnego czasu mówi niewyraźnie i jakby z trudem. Miał nadzieje, że nie jest to oznaka upojenia alkoholowego. Nazajutrz chciał mieć swego kapitana w pełni sił - Nie możecie przecież czekać, aż przybędzie do was trup!?! W głowie się nie mieści, że wy w to wierzycie!!!
- Jak Kesi-ana mówiom, że Gerolg wróci, to znaczy że tak siem stanie - przekonywał jakiś wieśniak.
- Włacha - dodał inny - Może król wcale nie umarł i tyko czeka, aż wierny lud zaprowadzi sprawiodliwoźć. Może to być tyko taka próba? Sprawdza czy my wszyskie dotrzymamy przysiengi.
- Przysięgi?!? - naskoczył na niego Dion - Jakoś Anarionowi jej nie dotrzymujecie!!!
- Bo przeca on swojej tysz nie dotrzmeł. Ten kto zdradził, sam tysz bedzie zdradzany - słowa Gerby04˘ego wypowiadane były cicho i spokojnie.
Baron nigdy wcześniej nie pomyślał o takim wytłumaczeniu chłopskiego zachowania. A mogło być w tym więcej prawdy, niż wydawało się na pierwszy rzut oka. W końcu chłopstwo wciąż narzeka i wyklina imiennie jedynie króla, reszty arystokracji nienawidząc niejako przy okazji. Może więc, gdyby Anarion ustąpił tron komuś innemu, wojna zakończyła by się? Jego rozmyślania przerwał jeden z chłopów popierający słowa kowala.
- ... Gerolg wróci, ukara wszyskich zdrajców a lud nagrodzi!
- Panowie... - Pagiet także czuł, że słowa przychodzą mu z pewnym trudem, napił się więc piwa, aby przepłukać zmęczone gardło - ...ręczę wam swym honorem, iż Gerolg nie może powrócić - przerwał na chwilę. W gospodzie kolejny raz zapanowała cisza - Jak już wam mówiłem, na własne oczy widziałem jak jego ciało płonie na stosie pogrzebowym wraz z resztą poległych żołnierzy. Jego śmierć jest niepodważalna. Wielu świadków może to potwierdzić. Nie ma mowy o pomyłce... Zginął od elfickiej strzały.
Na twarzach jego towarzyszy zagościły ponure uśmiechy, chłopi natomiast , uparcie nie przyjmowali jego słów do wiadomości.
- To pewne oszczerstwo! - powiedział któryś z nich - Pewnikiem elfy rzuciły urok na ciebie panie i wydało ci się tyko.
- Śmiesz oskarżać barona ty... ty... - warknął niewyraźnie hrabia Edwout, mierząc mężczyznę pełnym groźby spojrzeniem.
- Nie, nie! - przestraszył się tamten.
- Nie nerwuj się mośni panie - stanął w jego obronie kowal - On przeca jeno elfy oskraża. Nie powinno sie ufać tym podłym stworzeniom. Pewno kciały nas tyko skłócić. A Gerolg patrzy z ukrycia i sprawdza czy my dochowamy mu wiary.
Baron miał już dość tych ciągłych napomknień o tym, jakoby były król wciąż żył. A najbardziej irytowała go pewność, iż jest to absolutnie niemożliwe. Był gotów dać za to głowę, gdyż nie wierzył, aby oczy jego, oraz wielu innych zajmujących się pochówkiem po bitwie, mogły się mylić tak bardzo.
- Niestety muszę was ponownie zawieść... - Pagiet mówił z coraz większą trudnością - Poległych Agnorczyków zbierali i układali na stosach pogrzebowych jedynie ludzie. W pobliżu nie było ani jednego elfa. Tak więc widziałem to, co widziałem i nie ma niczego, co mogłoby mnie przekonać, że jest inaczej.
Jednak i to nie przekonywało upartych wieśniaków. Dla nich powrót Gerolga był oczywisty i niepodważalny.
- Jak wienc wytłumoczysz panie przepowiednie Jedynego Mówcy? - Beg uśmiechnął się chytrze. Pozostali chłopi zawtórowali mu z ochotą. Byli pewni, iż właśnie wygrali dyskusję.
Pagiet pokręcił powoli głową.
- A kto właściwie powiedział wam, jak odczytać proroctwo? - zapytał z goryczą. Nikt z obecnych mu nie odpowiedział - Przecież sami mnisi nie wiedzą co ono znaczy! To że wypełniła się jakaś przepowiednia, wiadomo dopiero kiedy jej czas już minie. Dopiero po fakcie!!! Nie możecie więc butnie uważać, iż poznaliście prawdziwe przesłanie owych kilku linijek tekstu... - spojrzał na Gerby04˘ego i pozostałych - To właśnie rozpowszechnienie się fałszywej interpretacji słów Mówcy zapoczątkowało te wszystkie nieszczęścia. - urwał na krótką chwilę, aby przepłukać bolące gardło - A nie pomyśleliście, że mógł to zrobić nasz wróg? Może powstańcy nieświadomie są narzędziem przeciwników Agnoru? Nigdy się nad tym nie zastanowiliście? Możliwe, iż osłabiacie i doprowadzacie kraj do ruiny w imieniu kogoś, kto chce nas zniszczyć... Czy tego właśnie chcecie ?
Jego pytanie zawisło w powietrzu. Wszyscy siedzieli cicho. Czyżby w końcu docierało do nich to, co chciał im wytłumaczyć? Że wojna jest bezsensowna i szkodzi wszystkim. Że niezależnie od wyniku i tak wszyscy będą przegranymi. Dopił swe piwo do końca. Próbował rozmasować sobie gardło. Wyczuwał, że lekko mu spuchło. Popatrzył na wieśniaków. Mieli zwieszone głowy. Myśleli.
Odezwał się jakiś głos.
- Ale przeca nikt nie móg nas tak oszukać! - mężczyzna stwierdził z bólem w oczach - Cały naród? To przeca niemożliwe! Przepowiednia musi prawić właśnie o powrocie króla Gerolga. Przeca nic innego nie może być! Agnor nie miał innych ojców niż nasz król!
- Wy niczego nie rozumiecie... - powiedział smutno baron - Kesi-ana nie wiedzą czego ani kogo dotyczy proroctwo. Nie wiedzą nawet o jakim okresie jest w nim mowa. Nigdzie nie jest powiedziane ani udowodnione, że jego bohaterem jest Gerolg...
- Nie może to być! - wykrzyknął Beg - Przeca Mówca mówił o śmierci kogoś zdradzonego. To pewnikiem był nasz król!
- Ale pomyśl człeku... - bełkotał niewyraźnie baron - ...że to przeczy waszej teorii o tym, iż Gerolg żyje. Skoro przepowiednia go dotyczy, to znaczy, że zginął wtedy na Czerwonych Wzgórzach. Nie może więc powrócić... Mówię wam kolejny raz, iż nie możemy interpretować tego proroctwa. Nikt nie może ani nie potrafi tego zrobić. Źle się stało, iż w ogóle jego treść dostała się do publicznej wiadomości. Chłopi są po prostu zbyt łatwowierni.
- Chciałeś powiedzieć panie, żeśmy głupi? - zapytał ktoś ze złością.
- Przecież wy w istocie tacy jesteście! Głupi i nierozgarnięci!!! - warknął zduszonym głosem Edwout - Nie docierają do was nawet proste prawdy, jakie wykłada wam baron.
- Nie obrażaj nas panie... - powiedział ponuro i groźnie Gerby.
Pagiet spojrzał ze złością na swego towarzysza, uciszył go prawie niezauważalnym gestem, a następnie odezwał się.
- Wybaczcie mi me niezgrabne słowa, źle mnie zrozumieliście. Nikogo nie chciałem urazić. - w wypowiedzenie każdego z wyrazów wkładał duży wysiłek.
Kowal uśmiechnął się lekko.
- Nie gniewamy się panie, rozumimy to, żeście znerwowani zmenczeniem i trudami podróży... - przerwał, gdyż do karczmy wszedł kolejny wieśniak. Oczy wszystkich zgromadzonych, zgodnie zwróciły się na niego. Chłop spojrzał tylko na kowala, poczekał ,aż zostanie zauważony, kiwnął głową a następnie wyszedł z powrotem na zewnątrz. Gerby poweselał.
- A tak swojom drogom, to co sprowadza wojsko tak daleko ku południu? - kontynuował wielki mężczyzna, przerywając ciszę, która zapadła kilka chwil wcześniej. Rycerze rzeczywiście nie wspominali do tej pory o powodzie ich oddalenia od jakichś większych oddziałów.
- Niestety nie możemy wyjawić celu naszej misji. - odpowiedział zimno kapitan.
- Ale nie boicie siem chyba panowie kilku chłopów? Przeca nie som my dla was żadnym zagrożeniem - kowal mówiąc to, rozłożył ręce w pokojowym geście.
Pagiet uśmiechnął się.
- Rzeczywiście nie możecie nam przeszkodzić, a wręcz możecie nam dopomóc - złapał Diona za rękę, aby zapobiec jego reakcji - Powodem, dla jakiego jesteśmy tu tak niewielką liczbą, jest taktyka, zmieniona niedawno przez królewski sztab. Stwierdzono po prostu, iż liczne, ale niewielkie grupy rycerzy lepiej poradzą sobie z zaprowadzaniem porządku, niż kilka wielkich oddziałów, które to nie mogą być wszędzie tam, gdzie ich potrzeba... A przy okazji, wyszukujemy lokalnych przywódców powstania, gdyż nie wierzmy w to, jakoby było ono całkowicie pozbawione kierownictwa. Mimo, iż jak dotąd nie mamy na to żadnych dowodów, wydaje się to oczywiste. A jeśli ktoś koordynuje działania buntowników, choćby na niewielkim terytorium, musi być bezwzględnie pozbawiony życia. - zawiesił na chwilę swój chrapliwy głos, aby dać wytchnąć zmęczonemu i bolącemu gardłu - Tak więc zapytam was. Czy słyszeliście może o jakimś lokalnym wodzu powstańczym? Kimś, kto kieruje rewoltą w tym rejonie Agnoru? Informacja taka jest dla nas bardzo cenna i ten kto jej dostarczy zostanie sowicie wynagrodzony...
Miał nadzieję, że został zrozumiany, sam z ledwością rozróżniał swoje własne słowa. Mamrotał jedynie niewyraźnie, mimo iż starał się z całych sił.
W karczmie ponownie zapadła cisza. Chłopi patrzyli wyczekująco na Gerby04˘ego. On zaś patrzył na Pagieta. Baron skrzyżował z nim wzrok.
Chłop nie odwrócił spojrzenia, tak jak powinien to zrobić. Jego ogorzała twarz wyrażała dziwną radość. Jakby tryumf. Baron spojrzał mu głęboko w oczy...
...szare, zimne i inteligentne. Patrząc w ich otchłań, począł się niepokoić. To nie były oczy prostego, tępego wieśniaka.
Gerby kiwnął nieznacznie głową.
W tym momencie rycerz usłyszał za plecami szelest i stłumione stęknięcie.
Nim zdążył się odwrócić, czyjeś ręce złapały go od tyłu.
Poprzednia | Jesteś na stronie 7. | Następna |
1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 |